Nietypowa metoda terapii uzależnień

Dlaczego tak wielu osobom nie udaje się wytrwać w trzeźwości? Dlaczego tylko niewielki procent uzależnionych trwale wyrywa się ze szponów nałogu? Dlaczego tak wielu chorych po terapii uzależnień w ciągu zaledwie dwóch lat od tejże wraca na ścieżkę dawnej lub nowej obsesji? Czyżby w metodach leczenia uzależnień tkwił jakiś feler? Na te pytania w swojej książce „Bez uzależnień” odpowiada brytyjski terapeuta John Flaherty.

 

Jeśli przyjrzeć się powszechnie uznanym i stosowanym podejściom do leczenia uzależnień – czy to tym stosowanym przez środowisko psychologiczno-medyczne, czy też przez grupy wsparcia typu AA – to nietrudno zobaczyć w nich wspólny mianownik. Tym mianownikiem jest podejście, w którym uzależniony jest jakimś wybrakowanym, popsutym modelem człowieka, wymagającym naprawy.

Z medycznego punktu widzenia uzależnienie uznaje się za chorobę, ale i tak ciężar winy i odpowiedzialności za nie w dużej mierze przerzuca się na chorego. Podobnie w grupach samopomocowych, gdzie pracuje się na programie 12 kroków – najczęściej bazuje się tam na poczuciu winy, na doszukiwaniu się wad w sobie i poprawianiu tego, co w danej osobie nie pasuje do społecznie przyjętych norm.

Efektem takiego podejścia jest to, że człowiek wychodzi z niego nastygmatyzowany. Wychodzi z łatką alkoholika, narkomana, hazardzisty, seksoholika itd. i kogoś anormalnego, wadliwego. Co więcej, wychodzi z przekonaniem, że nigdy nie będzie od tego wolny, bo choroba zostanie z nim na zawsze.

Zasadniczo więc większość „sterapeutyzowanych” uzależnionych wychodzi z takich terapii z lękiem i z owym lękiem przed swoją chorobą, która w każdej chwili może przecież dać o sobie znać, żyje. Uczy się ich unikania zagrożeń (wyzwalaczy), zaleca się odseparowywanie od „niebezpiecznych” bodźców (np. towarzystwa, z którym się piło/ćpało, przebywania w miejscach, gdzie ludzie zażywają substancje psychoaktywne), ciągłego śledzenia samego siebie (dzienniczek uczuć, dzienniczek głodów, analiza własnych wad itp.). Summa summarum wygląda to tak, jakby po terapii uzależniony musiał dalej żyć uciekając przed własnym cieniem, w ciągłym napięciu, w nieustannym trybie walki z samym sobą i swoimi demonami.

Trudno się dziwić, że mnóstwo chorych nie potrafi sprostać takiemu wyzwaniu. Mnóstwo „ozdrowieńców” – ludzi, którzy ukończyli terapię, w gruncie rzeczy zaczyna żyć na tzw. dupościsku. Powstrzymywanie się przed sięgnięciem po używki kosztuje ich wiele wysiłku. Co więcej gros z nich szybko traci motywację do takiego życia, zwłaszcza gdy to życie na trzeźwo nie przynosi im szybko jakiejś spektakularnej poprawy ich sytuacji. Nie piją, nie ćpają, ale nadal czują się źle sami ze sobą i ze światem. Nadal nie czują się szczęśliwi, a w dodatku mają poczucie, że odebrano im coś, co choć na chwilę dawało im iluzję szczęścia.

W tym właśnie pies pogrzebany – twierdzi brytyjski terapeuta John Flaherty – większość terapii odbiera ludziom tę ich małą iluzję szczęścia, dając w zamian daleką jego obietnicę, uwarunkowaną stoczeniem ogromnej walki z samym sobą i to bez żadnej gwarancji powodzenia. I to ma być skuteczne?

 

Przywrócić połączenie

Opierając się na własnym doświadczeniu wychodzenia z uzależnienia, Flaherty proponuje alternatywny sposób terapii uzależnień, bazujący na samoakceptacji.

Przez wiele lat John był katolickim księdzem. Na pewnym etapie swojego życia popadł też w nałogi (alkohol, narkotyki). Doświadczył dna, od którego się odbił i które zapoczątkowało – jak twierdzi – jego przebudzenie. Odszedł od Kościoła, choć zachował wiarę, która po tym odejściu ewoluowała w głęboką duchowość.

I to właśnie owa duchowość pozwoliła mu skonstruować własną metodę pracy z osobami uzależnionymi. Metoda ta wychodzi z założenia, że człowiek jest czymś więcej niż swoim uzależnieniem, swoją przeszłością, swoimi zachowaniami, myślami, poglądami, programami, które mu zaszczepiono w procesie socjalizacji.

„Niektóre doświadczenia życiowe, takie jak twój nałóg, są tylko usilnymi próbami odkrycia czegoś więcej – w SOBIE” – tłumaczy Brytyjczyk. – „Przez długi czas poszukiwałeś czegoś więcej niż to, co do tej pory rozumiałeś na temat życia i samego siebie. Im dłużej trwały te poszukiwania, tym większą odczuwasz frustrację. Jednak przyjmij ją. Prawda jest taka, że to nie twoja wina, że jesteś sfrustrowany. Życie zawsze jest frustrujące, gdy najbardziej brakuje nam w nim SIEBIE!

Twoje uzależnienia, nałogi i skłonności są tylko przypominaczami. To wszystko. Przypominają ci, że jest coś więcej – coś, czego jeszcze nie znalazłeś. W istocie poszukujesz SIEBIE, swojego własnego istnienia. To nie tak, że nie wiesz kim jesteś – po prostu zapomniałeś o tym wszystkim, kim naprawdę jesteś. Zapomniałeś, że jesteś Nieskończoną Świadomością – czystym potencjałem.

Przeróżne życiowe zawirowania oraz rola, jaką nauczyłeś się odgrywać, przyczyniły się do twojego zapomnienia – podobnie zresztą jak twoje uzależnienia. O dziwo, to wszystko było nieodłączną częścią głębokiego odnalezienia SIEBIE. To dlatego tak trudno było ci odnaleźć najbardziej korzystną dla siebie ścieżkę. Przez cały czas próbowałeś oddzielić swoje Prawdziwe Ja od iluzji na swój temat, lecz nie zdawałeś sobie sprawy, że właśnie to jest przyczyną twojej frustracji”.

Według Flaherty’ego tak wielu uzależnionych nie potrafi znaleźć szczęścia na trzeźwo i wraca do nałogu, ponieważ są oddzieleni od SIEBIE.

I coś w tym jest, bo przecież wielu z nas, mimo że przestało zażywać, doświadcza bezgranicznego poczucia pustki? Jak wielu stara się desperacko tę pustkę czymś wypełnić? Miotamy się w tych próbach, walczymy, pędzimy za nowymi doznaniami, a ta dziura w nas wciąż pozostaje bezdenna. Zdaniem Flaherty’ego dzieje się tak dlatego, że straciliśmy połączenie ze Źródłem, z nami samymi jako istotami w swej pierwotnej formie doskonałymi, niewinnymi, ciekawymi doświadczania świata, pełnymi życiowej energii, odważnymi. Nikt i nic nie będzie w stanie wypełnić tej dziury po nas samych. Możemy to zrobić wyłącznie sami, odnajdując SIEBIE.

 

Odnaleźć SIEBIE

Nie odnajdziesz siebie przez umysł – uważa Flaherty. – Droga do SIEBIE prowadzi przez serce.

Żeby odnaleźć siebie, trzeba odrzucić stare programy, rozebrać się warstwa po warstwie z tego, w co nas ubrano: z ocen, z przekonań, z etykiet.

„Próbujesz radzić sobie w życiu w oparciu o to, czego nauczyłeś się od swoich rodziców, partnera, rodziny, przyjaciół, nauczycieli, doradców i innych ludzi, ale wciąż czegoś ci brakuje. Poszukujesz SIEBIE, ale dopóki starasz się żyć według cudzych pomysłów – zamiast w zgodzie ze sobą – będziesz cierpieć. Nadszedł czas, aby odkryć, jak możesz zastąpić tę wypaczoną rzeczywistość – którą nauczyłeś się wypełniać swoje życie – rzeczywistością, która jest bardziej zgodna z tobą i której towarzyszy poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu.

(…)

Pierwszą rzeczą, jaką musisz zrozumieć i zaakceptować w kwestii swoich nałogów jest to, że są one wyuczone (nabyte) i przechowywane w magazynie pamięci twojego nieświadomego umysłu oraz że przejawiają się w twoim zachowaniu (które mylnie uznajesz za przejaw samego siebie). Teraz jesteś gotowy na zmianę sposobu doświadczania siebie (co oznacza, że chcesz oduczyć się zachowania, które dotychczas decydowało o twoim życiu). Pozwól, że pokaże ci prawdę, którą musisz objąć uwagą, aby odzyskać upragnioną wolność:

Jesteś nieskończenie większy, niż każą ci MYŚLEĆ twoje myśli.

Jesteś nieskończenie większy, niż każą ci WIERZYĆ twoje przekonania.

To dlatego, że przyzwyczaiłeś się do swoich przekonań, nie musisz nadal ich MYŚLEĆ.

To dlatego, że przyzwyczaiłeś się do własnych myśli, nie musisz nadal im WIERZYĆ”.

Flaherty proponuje praktykowanie ociosywania się ze swoich osądów i przekonań. Wyobrażanie sobie tego, jak bym się czył(a) bez nich. Odrzucania tych, które nas osłabiają, pozostawiania tych, które zdrowo nas wzmacniają.

Twierdzi też, że nie musimy niczego nowego się uczyć, mamy tylko przypomnieć sobie, jacy byliśmy, zanim różne społeczne programy zapisały w naszym umyśle swój własny przepis na nasze życie.

Uważa również, że wykraczanie poza nałogi „nie jest zadaniem do wykonania”, że „nie ma nic wspólnego z działaniem”. To po prostu BYCIE.

„Nie możesz ZROBIĆ szczęścia, możesz jedynie BYĆ szczęśliwy.

Nie możesz ZROBIĆ radości – możesz jedynie BYĆ radosny.

Nie możesz ZROBIĆ spokoju, możesz tylko BYĆ spokojny.

Nie możesz zrobić trzeźwości, możesz tylko BYĆ trzeźwy.

Nie możesz ZROBIĆ wolności, możesz tylko BYĆ wolny.

Wyjście z uzależnień nie jest więc intelektualnym zadaniem dla umysłu, ale jest prawdą, o której ma przypomnieć sobie twoje serce. Przekraczanie nałogów jest przejściem od myślenia o sobie jako o wykonawcy swojego życia (z ang. do – er) do bycia w jedności z życiem. To nic innego jak proces oddawanie siebie z powrotem SOBIE. Oto jak być prawdziwie wolnym”.

I dodaje ku refleksji:

„Czy potrafisz sobie wyobrazić, jak bardzo zmieniłyby się spotkania AA lub NA, gdyby osoby, które na nie uczęszczają poczułyby się wystarczająco silne, żeby dzielić się prawdą o swoim istnieniu, zamiast mówić o swoich wypaczonych, wyuczonych zachowaniach? Osoba, która ma poczucie, że w jej życiu wszystko jest na swoim miejscu mogłaby przedstawić się w następujący sposób:

Mam na imię… i jestem czymś nieskończenie większym, niż MYŚLĘ, że jestem”.

 

Napisać własną opowieść o sobie

Autor książki „Bez uzależnień” przekonuje, że wszelkie nałogi biorą się z odseparowania od życia, z iluzji oddzielenia, w której wszystko jest potencjalnym zagrożeniem i w której ze wszystkim trzeba walczyć.

Uważa jednak, że jeśli nauczono nas się bać, to można się tego oduczyć. Jeśli zapomnieliśmy jak być w zgodzie z życiem, możemy sobie to przypomnieć.

„Dotychczas czułeś się tak, jakbyś walczył z życiem i musiał sobie udowadniać, że na nie zasługujesz. Nieświadomie przekazywałeś moc swoim uzależnieniom i w ten sposób pozbawiałeś jej samego siebie. Wyolbrzymiałeś swoje myśli o braku i przekonywałeś siebie o własnej bezwartościowości. Odtwarzałeś opowieść, jaką wymyśliłeś na swój temat, a która tłumiła prawdę twojego serca. Przygnębiała cię twoja przeszłość i żyłeś w strachu, że tak samo będzie wyglądała twoja przyszłość. Żyłeś w oparciu o własne przekonania o sobie lub przekonania innych na twój temat, zapominając o tym, kim naprawdę jesteś. Nic więc dziwnego, że kierując się lękiem, ograniczyłeś swoje życiowe wybory do dwóch następujących możliwości:

trwania w nałogu

lub

ciągłej potrzeby leczenia się z niego.

Prawdopodobnie żadna z tych opcji nie wydaje ci się szczególnie atrakcyjna, chociaż ta druga może bardziej do ciebie przemawiać i możesz traktować ją jako „mniejsze zło”. Oczywiście wielu ludzi nieustannie przechodzi z jednej opcji do drugiej, co nazywamy „nawrotami”. Jednak moje serce – podobnie jak twoje – wie, że w życiu chodzi o coś więcej. I tak jest”.

W życiu, twierdzi Flaherty, chodzi o pisanie własnej opowieści o sobie. Aby tego dokonać, najpierw należy oddzielić się od nagromadzonej przeszłości, uświadomić sobie, że nie jesteśmy: „swoim ciałem, swoimi myślami, swoją matką, swoim ojcem, swoją pracą, swoją porażką, swoimi nałogami, swoim procesem leczenia, własnymi ani cudzymi opiniami na swój temat, własną opowieścią, jaką o sobie stworzyliśmy”, a następnie poprzez serce (czucie) połączyć się ze SOBĄ SAMYM i za tym podążać.

„Możesz odkryć swoją własną prawdę i przyjąć nową perspektywę na życie oraz zyskać poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu” – zapewnia Brytyjczyk. – „Gdy tylko twoje serce i umysł dostroją się do tego kim jesteś, dokonasz trwałych zmian w swoim życiu”.

Więcej o metodzie Johna przeczytacie w książce „Bez uzależnień. Dla tych, którzy szukają prawdziwej wolności”, Wyd. Biały Wiatr 2015.

 

Warto zobaczyć: Wychodzisz z uzależnienia – zobacz ten film

Strefa U

 

PS

Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, rozważ wsparcie naszej działalności drobną wpłatą:

 

 

Scroll to Top