Czym jest obsesja picia i jak sobie z nią poradzić?

Obsesja jest jak wrzód na tyłku, jak ból zęba, jak superrzep, od którego nie sposób się uwolnić. Cechuje ją przymus powtarzania, natręctwo myśli, zachowań, obrazów. Przejmuje nad nami władzę. Zmusza nas do robienia rzeczy, które nam szkodzą, a jednak nie potrafimy z nich zrezygnować. Obsesja odbiera nam siły i sprawczość. Nierzadko doprowadza na skraj przepaści.

Pytanie, które chyba najczęściej pojawia się w grupach samopomocowych dla uzależnionych brzmi: „Dlaczego nie potrafię z tym skończyć?”. Osoby pogrążone w nałogu opisują swoje starania i próby wyrwania się z uzależnienia i nie rozumieją, dlaczego im się to nie udaje, dlaczego wciąż wracają do zachowań, które ewidentnie stały się dla nich destrukcyjne, które generują więcej szkód niż korzyści.

– Codziennie rano obiecuję sobie, że dziś się nie napiję, ale im dalej w las, tym moja siła wytrwania w postanowieniu topnieje – opowiada Magda. – Idę do pracy i już koło południa zaczynam spoglądać na zegar w prawym dolnym rogu ekranu komputera – zaczynam czekać na koniec roboty i myśleć o tym, że gdy wyjdę z biura, będę mogła się napić. Przecież nie mam demencji, doskonale pamiętam, co sobie obiecałam zaledwie kilka godzin wcześniej i jak silne było to poranne postanowienie, dlaczego więc nie umiem w nim wytrwać?

– Wciąż pamiętam siłę swojej obsesji – wspomina Antek. – Od zatrucia alkoholem bolało mnie całe ciało. To, co wypijałem, po chwili zwracałem, bo mój organizm buntował się na dalsze raczenie go trucizną. A jednak z uporem maniaka dalej ten alkohol w siebie wlewałem. Nie mogłem przestać, choć było duże ryzyko, że mnie to wtedy zabije. Nie mogłem przestać pić, mimo iż przez picie w zasadzie straciłem wszystko, co ważne: pracę, rodzinę, zdrowie. To było tak, jakby ktoś mnie opętał i zmuszał do robienia tego, czego naprawdę już robić nie chciałem.

Pod przymusem

Motyw opętania często pojawia się w opisie ludzi dręczonych jakąś obsesją. Nie jest to dziwne, bo obsesja stwarza wrażenie demonicznej zewnętrznej siły, która przejmuje nad nami władzę, pozbawiając nas woli samostanowienia. A jednak matrycą obsesji są procesy wewnętrzne, zapisane w naszym ciele sposoby reagowania na bodźce. Gdyby spróbować dotrzeć do fundamentów obsesji, zapewne najczęściej budulcem tych fundamentów okazałby się… lęk.

– Pewnego dnia, po kolejnej nieudanej próbie zaprzestania picia, gdy już naprawdę byłam sobą tak zmęczona i rozczarowana, że żyć mi się nie chciało, postanowiłam rozłożyć tę moją obsesję picia na czynniki pierwsze – opowiada Luiza. – Zaczęłam się przyglądać temu, jak ona u mnie działa, kiedy się pojawia i jak się rozwija. Okazało się, że wygląda to następująco. Kiedy podejmuję próbę zaprzestania picia, najczęściej robię to na bazie poczucia winy i wstydu, że znów wypiłam za dużo, że narobiłam po pijaku jakichś głupstw, że urwał mi się film i coś zawaliłam. Im dłużej jestem trzeźwa, tym wyraźniej te uczucia do mnie docierają. Jest mi z nimi źle i nie chcę ich czuć. Zaczynam więc kombinować, jak zmniejszyć odczuwany w ich wyniku dyskomfort. A ponieważ znanym mi sposobem na tego typu emocjonalne problemy jest sięganie po alkohol, to z automatu pojawia się myślenie właśnie o sięgnięciu po niego. Jeśli wiem, że owe rozwiązanie jest mi dostępne, oczywistym jest, że w mojej głowie pojawia się pytanie: „Dlaczego po nie nie sięgnąć?”. Dążąc do redukcji przykrych uczuć, uruchamia się we mnie zaplecze argumentacji osłabiającej działanie postanowienia o wytrwaniu w trzeźwości. Myślę sobie wtedy, ale dlaczego z tego nie skorzystać? Po co się męczyć? Mam szansę na szybką ulgę, dlaczego więc nie? Im więcej tych pytań/wątpliwości do siebie dopuszczam, tym bardziej szala przechyla się na stronę tego istniejącego przecież w zasięgu ręki sposobu na poczucie się lepiej. „To przecież takie proste – wystarczy sięgnąć po kieliszek i mi się polepszy” – myślę. W środku mnie toczyć zaczyna się walka na argumenty – napić się czy nie napić. Jak każda walka, tak i ta wywołuje we mnie napięcie. To napięcie dokłada dodatkową cegiełkę do mojego dyskomfortu, więc robi się coraz bardziej nieznośnie. Ostatecznie kończy się zwycięstwem przyzwyczajenia nad nowością. Sięgam po to, co znajome i co przynosi ulgę.

Przyjrzenie się przez Luizę powstawaniu u niej obsesji picia, pozwoliło jej poszukać sposobów na jej przerwanie.

Sposób na obsesję

– Dzięki tej analizie udało mi się dostrzec słabe punkty mojej obsesji – tłumaczy. – Według mnie najsłabszym z punktów jest to, że mam wybór. To znaczy, niby tkwiąc w obsesji, ona mną rządzi, pozbawiając mnie wyboru, ale to nie do końca prawda. Co by się bowiem stało, gdybym znalazła się w sytuacji, gdy nie miałabym dostępu do alkoholu? Gdybym na przykład zamknęła się na odwyku? Niby z odwyku też mogę wyjść, też mam wybór, ale jednak jeśli już podejmuję jakiś wysiłek, żeby się tam dostać, to wycofać się z tego, nie jest tak prosto, jak ze zwykłej porannej obietnicy o nie napiciu się. Zaczęłam się więc zastanawiać, co by się ze mną działo, gdybym się zamknęła, odcinając sobie dostęp do alkoholu. Musiałabym wytrwać w dyskomforcie. Ponieważ nie mogłabym sięgnąć po stare rozwiązania, jeśli chciałabym zredukować oddziaływanie przykrych uczuć, musiałabym poszukać na to innych sposobów, być może bardziej konstruktywnych. W ten sposób oczywistym dla mnie stało się, jak mogę sobie poradzić ze swoją obsesją – muszę odebrać sobie dostęp do znanego mi rozwiązania. I tym samym dać sobie przestrzeń oraz czas na opracowanie nowych rozwiązań.

W przypadku Luizy zamknięcie się na kilka tygodni w szpitalu pozwoliło jej przerwać obsesję picia. W przypadku Mariusza pomocne okazały się inne metody.

– W pewnym momencie mojego picia dostrzegłem, że u podstaw mojej alkoholowej obsesji leży lęk – mówi Mariusz. – To on tę obsesję nakręcał. Bałem się porzucić iluzje, bałem się powrotu do rzeczywistości, bałem się zmierzenia się z konsekwencjami mojego wieloletniego picia, wzięcia odpowiedzialności za siebie i swoje życie, w ogóle dostrzeżenia tego, jak bardzo to życie sobie zmarnowałem. Jeśli tylko pojawiała się w mojej głowie myśl o zaprzestaniu picia, lęk dramatycznie wzrastał, a wraz z nim wzrastała też potrzeba zmniejszenia go, a więc napicia się. W moim przypadku kluczem do mojej obsesji było zrobienie czegoś z owym lękiem. I tu skuteczne okazały się wsparcie wspólnoty AA oraz praca na Programie 12 kroków. Obecność i wsparcie ludzi borykających się z tymi samymi problemami, co ja, dało mi poczucie bezpieczeństwa. Na Programie natomiast zyskałem coś, co mocno zredukowało moje lęki – kontakt z Siłą Wyższą, której mogłem te wszystkie przedmioty moich obaw powierzyć i zaufać, że ona zajmie się nimi w najlepszy możliwy sposób. Ja robię to, co do mnie należy, ale o tę całą „wielką” resztę spraw dla mnie przerażających i na moje oko nierozwiązywalnych martwić się nie muszę, bo oddaję je sile większej ode mnie samego, która sobie z nimi poradzi. Wystarczy, że zaufam i puszczę stery. Pozbyłem się obsesji picia. Ta niemal z dnia na dzień została mi odebrana, gdy stałem się gotowy do zmierzenia z własnymi lękami i zacząłem w tym kierunku działać.

***

Powyższe opisy osób uzależnionych dotyczące ich obsesji picia tylko potwierdzają, że ta nie jest w żadnym razie tworem świata zewnętrznego, lecz nawykowym sposobem raczenia sobie przez nas z wywołującymi dyskomfort wewnętrznymi konfliktami. W pewnym sensie można by nawet uznać ją za naszego sprzymierzeńca, bo przecież pojawia się po to, by nas przed czymś chronić, tyle że jest to sprzymierzeniec mocno zaburzony, którego zmaksymalizowane działania przybrały formę patologii. I o ile owa patologia nie ma charakteru neurologicznego, a wynika wyłącznie z naszych nawykowych sposobów radzenia sobie z rzeczywistością, da się z niej wyzwolić. Dowodzą tego doświadczenia wielu trzeźwych alkoholików.

Warto przeczytać: Skąd ten strach

Strefa U

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top