Uzależnienie u DDA – problemy w zdrowieniu

Ktoś, kto wychowywał się w rodzinie alkoholowej, a potem sam popadł w alkoholizm, w trakcie wychodzenia z nałogu może napotkać przeszkody, których nie doświadczają inni uzależnieni. Uzależnione DDA może się czuć nieswojo zarówno we wspólnocie AA, jak i w DDA.

 

Jako DDA i alkoholiczka sama doświadczyłam podobnych stanów. Gdy przychodziłam na mityng DDA, czułam się jak na cenzurowanym. Przebywając wśród ludzi, którzy pomagali sobie w leczeniu traum po dzieciństwie zgotowanym im przez uzależnionych rodziców, jako uzależniona miałam świadomość, że niektórym z nich ewidentnie kojarzę się z ich rodzicem – ich oprawcą, ich katem. „Jakim w ogóle prawem śmiesz tu wśród nas przebywać?” – czytałam w oczach części z nich wyrzut.

Z kolei we wspólnocie AA też czułam się dyskomfortowo, bo wszelkie nawiązanie do przeszłości DDA traktowano jak rozczulanie się nad sobą i szukanie powodu do napicia się.

Znajoma mojego kolegi z AA, będąca DDA, napisała mu niedawno:

„W AA jest dyscyplina i wyrzeczenia. DDA są nimi przesiąknięte od dziecka i to za bardzo. AA walczy z własnym ego, DDA uczy się miłości do siebie”.

Napisała mu tak po burzliwej kłótni, do jakiej między nimi doszło. Nie potrafili się porozumieć co do stawianych sobie priorytetów i celów. Bo rzeczywiście teoretycznie te priorytety i cele są dla AA i DDA różne.

Warto przeczytać: Niemiłość – dysfunkcyjny dom na wieki wieków 

 

Różnice między AA i DDA

Mechanizmy alkoholowe sprawiają, że uzależniony zaczyna żyć iluzjami. Zaczyna mieć na bakier z uczciwością, z moralnością, nie kontroluje swoich reakcji, zachowań, nie panuje nad emocjami. Priorytety, cele, wartości – wszystko to schodzi na daleki plan w porównaniu z wagą kontaktu z substancją uzależniającą. W większym lub mniejszym stopniu alkoholizm odczłowiecza, czyniąc z nas istoty zniewolone instynktami, opętane chęcią zaspokojenia potrzeby napicia się.

Wady, które w uzależnieniu wychodzą na prowadzenie to: egocentryzm/egoizm, nieuczciwość, lekkomyślność i tchórzostwo.

Zdrowienie alkoholika polega m.in. na tym, by te wady dostrzec, rozpracować je i wdrożyć plan naprawczy. Do tego potrzebna jest pokora, potrzebne są dyscyplina i wyrzeczenia. Trzeba zrezygnować z użalania się nad sobą, z manipulowania sobą i innymi, z forsowania własnych racji, z mędrkowania i traktowania siebie niczym świętą krowę, czym tak ładnie można przykryć chociażby własne lenistwo czy samowolę. Krótko mówiąc, trzeba tej rozmemłanej, wyjałowionej z wartości, niechętnej do wzięcia odpowiedzialności za swoje życie istocie dać solidnego kopa w dupę, żeby się w końcu ogarnęła.

Tymczasem DDA to osoby, którym takie wyżej opisane jednostki, na wczesnym etapie życia, zafundowały dawkę chaosu i degrengolady, po której DDA wyszły w świat: zalęknione, niepewne siebie, obudowane wysokim murem obronnym i jeszcze wzbogacone o funkcję niewiarygodnie okrutnego krytyka wewnętrznego.

Zasadniczo więc zdrowienie DDA powinno polegać na tym, by zobaczyć, jakie nieprawdziwe przekonania o nich samych i o świecie zaszczepili im chorzy rodzice w ich dzieciństwie oraz pracować nad urealnieniem tych przekonań. Najczęściej chodzi o to, by dostrzec (i wewnętrznie zaadaptować tę wiedzę), że nie jest się tak złym i bezwartościowym, jak nam wmówiono, że nie musimy siebie karać za każdy błąd i przepraszać za fakt, że się żyje oraz że świat nie zawsze jest taki straszny, jak nasz dom, że są miejsca, w których można czuć się bezpiecznie, ludzie, którym można zaufać, nie trzeba więc zawsze i wszędzie otaczać się fosą w relacjach z innymi, z obawy, że ci zaraz nas zranią.

Tyle w teorii, w praktyce jednak nie zawsze jest to tak klarownie. Po pierwsze, wiele AA to także DDA, po drugie, wiele DDA nawet jak nie popadło w uzależnienie od substancji, przejęło mnóstwo cech uzależnionego rodzica. DDA mogą być równie egocentryczni jak AA, AA mogą równie mocno pławić się w roli ofiary jak DDA. Grunt to znaleźć w tym wszystkim równowagę.

 

Podobieństwa

Nie bez powodu i AA, i DDA pracują nad zdrowieniem w oparciu o program 12 kroków. Program DDA różni się nieco od programu AA, zwłaszcza pod względem „biczowania się” za wyrządzone krzywdy.

AA bardziej koncentrują się na swoim udziale w generowaniu krzywd, DDA na uznaniu krzywd, których doświadczyli i budowaniu wiary w siebie.

Kiedy ja weszłam na program AA, bo niewątpliwie najpierw musiałam rozprawić się ze swoim uzależnieniem, by dokopywać się do innych rzeczy, doświadczałam zgrzytów na poszczególnych krokach.

Na przykład gdy była mowa o zawierzeniu swojego życia Bogu, czułam niebywały sprzeciw. Z pozycji AA ten sprzeciw oznaczał, że po prostu nie chcę puścić kontroli, tylko nadal próbuję sama sterować swoim życiem. Ale z pozycji DDA wynikał on przede wszystkim z tego, że Boga identyfikowałam z rodzicem – jak nie będziesz taka, jak rodzic chce, to spotka cię kara – i nie byłam w stanie komuś takiemu zaufać.

W innym kroku, gdy doszło do analizy krzywd wyrządzonych innym, doszłam do punktu, gdy powinnam była zadośćuczynić swoim rodzicom, których krzywdziłam w trakcie i z racji swojego uzależnienia. Tymczasem jako DDA rozmiar krzywd, których – w moim mniemaniu – doznałam od nich, zdecydowanie wykraczał poza moje możliwości przeproszenia ich za cokolwiek. Wychowanie w rodzinie alkoholowej sprawiło, że tym, kogo w życiu najbardziej krzywdziłam, niezależnie od tego czy piłam, czy nie, byłam przede wszystkim ja sama. Nieprzepracowane zranienia DDA były na tyle bolesne, że zmuszenie się do jakiejkolwiek interakcji z rodzicami przekraczało moje psychiczne możliwości. Jako AA powinnam była przeprosić, ale jako DDA nie byłam w stanie tego przeskoczyć.

W tym wypadku skonsultowałam sprawę z moją terapeutką, która przyznała, że na tym etapie, powinnam akurat ten punkt w programie sobie odpuścić. Tu ważne jednak było, że jako AA nie podjęłam tej decyzji sama, tylko poprosiłam o pomoc w jej podjęciu kogoś, komu ufałam. Słowem – nie ja sama i moja racja, ale zdrowe spojrzenie kogoś mądrzejszego ode mnie.

Kolejna rzecz to egocentryzm i nieuczciwość. Dla mnie alkoholiczki rozprawienie się z tymi wadami stanowiło klucz do zdrowienia. Ale jako DDA, z psychopatycznym krytykiem wewnętrznym, który nieustannie wgniatał mnie w fotel mówiąc, jaka jestem beznadziejna i bezwartościowa, gdy okazywało się, że jako AA powinnam doszukiwać się jeszcze w sobie jakichś wad i nad nimi pracować, miałam error.

„Czy mam się gnębić jeszcze bardziej?” – zastanawiałam się. – „Czy w ogóle jeszcze bardziej można się pognębić?”. DDA pracowałoby raczej nad tym, żeby różne rzeczy w sobie zaakceptować, a nie jeszcze bardziej sobie dokopać, ale… ja byłam również AA.

Na szczęście jeśli w AA trafi się na mądrego sponsora i ten dobrze wyjaśni sens poszczególnych kroków, we wszystkim można znaleźć właściwe proporcje.

Z czasem dostrzegłam zresztą, że wielu DDA, nawet jeśli nie są uzależnieni, przydałby się wgląd we własne wady. Wielu z nich jest bowiem tak przyspawanych do roli ofiary, że nie dostrzegają nawet, kiedy płynnie wchodzą w rolę oprawcy. Gros DDA jest niezwykle egocentrycznych, nieuczciwych, karmi się iluzjami i manipuluje. To, że uważają się za zero i mają niskie poczucie wartości nie oznacza, że są święci. Dla mnie przełomowe było zrozumienie tego, że pokorą nie jest ciągłe tropienie w sobie wad i uznawanie, że jest się najgorszym człowiekiem na świecie, lecz prawdziwy, realny ogląd siebie. Ten zaś polega na tym, że znam i cenię repertuar moich zalet, ale też wiem, jaki mam repertuar wad i nad nimi pracuję. A to przydaje się każdemu, niezależnie czy jest się AA czy DDA.

Ostatecznie zrobienie rzetelnie programu AA wyzwoliło mnie z wielu problemów DDA. Paradoksalnie, mam wrażenie, że dzięki uzależnieniu szybciej udało mi się odkleić od własnych krzywd z dzieciństwa. Nie było bowiem czasu na cackanie się ze sobą. A może chodzi tu o to, że jak sam stajesz się alkoholikiem i zaczynasz rozumieć, jak działa ta choroba, to łatwiej Ci przychodzi pozbycie się uraz do swoich rodziców.

Poza tym masz dodatkową motywację – bo jak nie uporasz się z urazami, to istnieje ryzyko – że zaraz znów zaczniesz pić i skończysz sześć stóp pod ziemią. A chyba żadne DDA nie chciałoby dać swoim oprawcom takiej satysfakcji, że udało im się zniszczyć nas na amen 😊.

 

* * *

Rzecz w tym, że my ciągle różnicujemy AA i DDA, a tymczasem według mnie to wszystko inne odsłony tego samego problemu. To wszystko jest ze sobą powiązane, splątane. I najlepiej to splątanie wychodzi, gdy DDA się uzależnia. Wówczas trudniej dokonać ostrego podziału na kata i ofiarę, na winnego i niewinnego.

Zresztą i w przypadku AA, i DDA mówimy o osobach dorosłych, a zatem i jedni, i drudzy, by wyzdrowieć muszą w pewnym momencie wziąć odpowiedzialność za swoje życie, muszą poznać i zrozumieć siebie, muszą stawić czoła swoim demonom. Fakt, że dochodzą do tego w oparciu o to samo narzędzie – program 12 kroków – wyraźnie wskazuje na to, że między AA i DDA jest wiele wspólnego. Być może więcej, niż nam się wydaje.

Duża Mi

Scroll to Top