Przestałam pić, zaczęłam jeść

„Pomocy! Nie piję od trzech miesięcy i przytyłam prawie 10 kg” – martwi się Patrycja. – „Boję się, że jak tak dalej pójdzie, będę się ze sobą na tyle źle czuła, że znów sięgnę po alkohol. Jak to zatrzymać?” – pyta.

Patrycja szuka różnych sposobów, aby zapanować nad przybywającymi kilogramami. Czyta w internecie o rozmaitych dietach, próbuje stosować je na co dzień, ale podobnie jak wcześniej z rzuceniem picia przez długi czas jej nie wychodziło, tak teraz nie udaje jej się zapanować nad jedzeniem.

Ludzie ze wspólnoty AA starają się ją pocieszać, mówiąc, żeby nie przejmowała się tym, że na razie nie ma nad tym kontroli, grunt, że nie pije. Ale jej coraz trudniej na siebie patrzeć i źle się czuje ze swoim ciałem.

„Dlaczego w ogóle zaczęłam tak dużo jeść?” – zastanawia się. – „Wcześniej tak nie miałam, a teraz non stop muszę coś w siebie pakować, i to do granic możliwości – tak, że potem czuję się ciężka jak słoń”.

Zamienił stryjek siekierkę na kijek

Wielu uzależnionych boryka się z podobnymi problemami. Gdy wychodzą z jednego nałogu, szybko popadają w inny. Przestają pić, ćpać czy grać i zamieniają to np. na kompulsywny seks, pornografię, obżarstwo, zakupoholizm itp. Teoretycznie ma być to zamiana bardziej korzystna – w przypadku Patrycji nie pije, więc nie truje organizmu i nie zaburza umysłu psychoaktywną substancją – a zatem ma szansę zredukować rozmiar szkód, jakie w jej życiu wywoływał alkohol, w praktyce jednak nadal sobie szkodzi, tylko w inny sposób. Bo przecież otyłość, do której dziewczyna zmierza, przyczynia się do wielu rozmaitych chorób, negatywnie wpływa na psychikę i na relacje społeczne (osoby otyłe często wstydzą się tego, jak wyglądają i unikają kontaktów towarzyskich).

Tego, że Patrycja martwi się, iż po rozstaniu z piciem popadła w objadanie się, nie należy lekceważyć. Mówienie takim osobom: „Nie przesadzaj, chyba lepiej, że jesz, niż miałabyś zacząć pić” albo „Teraz się tym nie martw. Jak przytyjesz, to trudno. Gdy ugruntujesz się w trzeźwości, to schudniesz”, nie jest najlepszym pomysłem. Sprawia, że takie osoby czują się niezrozumiane i pozostawione same ze swoim problemem. Poza tym przytyć jest łatwo, a schudnąć znacznie trudniej, o wiele lepiej więc byłoby nie dopuszczać do tycia.

Tycie jest mocno niepokojące, zwłaszcza dla kobiet. Może wpływać na ich poczucie wartości i spędzać im sen z powiek. A niepokój i złe myślenie o sobie z pewnością nie pomagają osobom trzeźwiejącym w zachowaniu abstynencji. Co więc może pomóc Patrycji uporać się z jej problemem?

Zarządzanie emocjami

Przede wszystkim ważne jest, by Patrycja dostrzegła, jak podobne mechanizmy sterowały jej alkoholowym nałogiem i teraz sterują jej objadaniem się.

Głód, który być może teraz odczuwa i który popycha ją do nieustannego sięgania po jedzenie, nie jest realny, podobnie jak nierealny był głód popychający ją do picia. Ten głód jest wytworem umysłu. Nie służy on zaspokojeniu rzeczywistych potrzeb jej organizmu, lecz ma na celu poradzenie sobie z emocjami, nad którymi Patrycja nie potrafi zapanować.

Wcześniej dyskomfort emocjonalny dziewczyna redukowała procentami, obecnie robi to za pomocą objadania się. Upijając się do nieprzytomności, odcinała się od czucia, a teraz do nieprzytomności się obżera, chcąc niejako przywalić ciężarem to, co odzywa się w jej sercu i duszy, a co budzi w niej niepokój.

Dlatego tu podstawowe pytanie, jakie dobrze by Patrycja sobie postawiła, brzmi: „Dlaczego emocje wywołują mój niepokój?”.

Można by się zastanawiać, czy nie lepiej zapytać: „Jakie emocje wywołują niepokój?”, ale w przypadku nałogowców zazwyczaj każde emocje odbierane są jako zagrażające. Uzależnieni mają bowiem problem i z rozumieniem emocji, i z zarządzaniem nimi. Równie zagrażające mogą wydawać im się emocje przyjemne (radość, poczucie szczęścia, ekscytacja), jak i nieprzyjemne (złość, smutek, żal). Na oba rodzaje emocji mogą reagować wewnętrzną paniką i potrzebą ich zduszenia.

Nie bez powodu uzależnienie nazywa się chorobą uczuć. Nałogowcy nie potrafią regulować emocji. Nie potrafią w zdrowy sposób sobie z nimi radzić. To dlatego, nawet gdy uda im się ogarnąć dominujący nałóg, popadają w inną formę destrukcyjnych zachowań, które szybko spacyfikują pojawiające się w ich wnętrzu czucia.

Kluczem do wyjścia z tego błędnego koła jest nauczenie się zdrowej regulacji emocji.

Emocje jak obłoki

Dlaczego emocje wywołują w nas niepokój? Ponieważ na jakimś wczesnym etapie życia nie nauczono nas, że one nie są niczym złym, niczym zagrażającym i że można sobie z nimi poradzić. Zapewne, gdy byliśmy dziećmi, przeżywając rozmaite emocje, byliśmy pozostawieni z nimi sami, a one były tak bolesne, że nie sposób było wytrzymać, więc jakoś musieliśmy się od nich odciąć, by przeżyć. Być może za przeżywanie niektórych z nich karano nas, więc nauczyliśmy sobie z nimi radzić, np. je tłumiąc. Być może za przeżywanie emocji nas zawstydzano, więc nauczyliśmy się ukrywać je przed sobą i przed światem. Jedni byli karani za przeżywanie złości, inni za okazywanie radości, a jeszcze inni i za to, i za to.

Tak czy inaczej w głowie zakodowało się nam, że emocje są zagrożeniem, a ich przeżywanie grozi przykrymi konsekwencjami. Na miarę dziecięcych możliwości znaleźliśmy sposoby radzenia sobie z tym emocjonalnym problemem, najczęściej jednak te nasze metody z perspektywy czasu okazały się mocno niedoskonałe. Od emocji bowiem nie da się uciec. Możemy udawać, że ich nie ma, ale zwykle takie udawanie wcześniej czy później wyjdzie nam bokiem. Wielu z nas, uzależnionych, popadło w nałóg właśnie dlatego, że odkryło, jak szybko za pomocą chemicznych substancji czy jakichś kompulsywnych zachowań można „skutecznie” – choć tylko na chwilę – zrobić coś z odczuwanymi emocjami.

Porzucając nałóg, pozbawiamy się tego skutecznego, choć destrukcyjnego narzędzia, dzięki któremu ogarnialiśmy uczucia. Bez niego stajemy się bezbronni wobec tego, co rozgrywa się wewnątrz nas (przynajmniej tak to odbieramy na jakimś nie do końca świadomym poziomie). Rzucamy się więc migiem do szukania jakiegoś narzędzia zastępczego. Ale w ten sposób tylko powtarzamy negatywny schemat – uciekamy przed emocjami, zamiast uczyć się nimi zarządzać.

Żeby zacząć naukę zarządzania, w pierwszym kroku musimy zrozumieć, czym emocje są. A są niczym więcej niż informacjami. Pojawia się myśl, a za nią idzie emocja. Emocja informuje nas o tym, czy nam z czymś dobrze, czy źle. Pojawia się i znika. Nijak nam nie zagraża, bo jeśli ją puścimy, przepłynie przez nas jak obłok po niebie. Jeśli się w nią „wsłuchamy”, dostrzeżemy, co ma nam do powiedzenia, możemy zdecydować, czy chcemy skorzystać z tej informacji, jaką nam przekazuje, czy nie. Jeśli chcemy, to odpowiadamy na nią jakąś reakcją, jakimś zachowaniem. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że to my decydujemy o tym, co z emocją zrobić, a nie ona decyduje, jak nami sterować.

Po drugie, rozumiejąc (nie tylko czym są, ale też i to jaki niosą ze sobą ładunek energetyczny) i dostrzegając własne emocje, możemy wybierać z wielu konstruktywnych narzędzi zarządzania nimi. Nie musimy już ucieczkowo rzucać się na pierwsze lepsze, bo szybko działające, choć długoterminowo niesłużące nam, sposoby radzenia sobie z uczuciami. Możemy wybierać takie, które będą nam służyć i nas rozwijać, zamiast ściągać w dół. Medytacje, relaksacje, afirmacje, sport itp. to między innymi te konstruktywne techniki zarządzania naszym systemem emocjonalnym. Korzystanie z nich uwalnia nas z emocjonalnego terroru i oddaje nam sprawczość nad nami samymi. A wówczas możemy w końcu przestać bać się siebie samych i przed sobą uciekać, i sobie zagrażać. W wyniku tego może uda nam się ze sobą samymi zaprzyjaźnić i nie chcieć już więcej siebie niszczyć ani piciem, ani ćpaniem, ani objadaniem się. Kluczem do wyjścia z błędnego koła niepożądanych zachowań jest więc zajęcie się źródłem – tym, co te zachowania wywołuje (myśli, emocje).

Warto przeczytać: Czy joga może pomóc w wychodzeniu z uzależnień?

Strefa U

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top