Marcin Kącki i jego problemy – o czym się nie mówi?

W pewnej korporacji przychodzi pracownik do szefa. „Szefie, mam problem z…” „Proszę tak nie mówić!” – przerywa mu szef. – „W naszej firmie nie używamy słowa problem, tylko wyzwania”. „Dobrze, szefie. Otóż mam duże wyzwanie z alkoholem”.

Ten żart przypomniał mi się, gdy czytałem rozpoczętą w weekend burzę internetową, zapoczątkowaną tekstem znanego dziennikarza, reportera, autora książek, Marcina Kąckiego „Moje dziennikarstwo – alkohol, nieudane terapie, kobiety źle kochane, zaniedbane córki i strach przed świtem”.

Autor pisze „spowiedź”, historię swojego życia, od trudnego dzieciństwa, przez ciężką, emocjonalnie absorbującą pracę, nieudane związki, opuszczenie swoich dzieci, bliżej nieokreślone naruszenia wobec kobiet.

Z początku jego tekst był mocno polecany przez „Gazetę Wyborczą”, liczne osoby na Twitterze (pardon, na X) zachwycały się, jak to autor odważnie się rozliczył z przeszłością.

Czar trwał, do czasu, gdy jedna z kobiet, „źle kochanych”, do których zwrócił się telefonicznie o wybaczenie, napisała na Facebooku, że po tej rozmowie i po artykule-„spowiedzi” poczuła się tak, jakby ktoś jej napluł w twarz.

Wahadło opinii przechyliło się w drugą stronę i na razie skończyło się tak, że macierzysta redakcja (co to tak polecała i się zachwycała) odcięła się od autora i zawiesiła go w obowiązkach.

Kto chce wejść w szczegóły, na koniec tekstu podaję linki. Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na to, co umyka rozmaitym dyskutantom. Kąckiemu od początku towarzyszy przyjaciel-alkohol.

Autor tak pisze o początkach swojej dziennikarskiej pracy:

„Bo druga połowa lat 90. to wojny gangów na ulicach – pijemy, zabójstwa – pijemy, rodzina Romów zgnieciona przez samochód – pijemy, kradzieże i afery gospodarcze – nie pijemy, studentka rozjechana przez TIR-a – piję, a gdy jeden kolega prawie się zawinął z alkoholowym zapaleniem trzustki, a potem drugi, to pijemy za ich zdrowie w ciemni fotoreportera Pawła, który się jeszcze bardziej zapija, więc pijemy za jego duszę i gdy już pijemy tak, że raz prawie gazeta nie wychodzi, bo sekretarz redakcji to alkoholik i po pijanemu sabotuje naszą pracę, to pijemy na cześć, że jednak wyszła, choć z sabotażem”.

Tekst zaczyna się w ogóle od opisu próby samobójczej, podjętej po ciągu alkoholowym:

„Latem 2017 roku, po dwudniowej kąpieli w alkoholu, idę na ostatnią, kładę się na Wiśle, wstydzę się patrzeć nawet w gwiazdy i się unoszę, a potem rzeka, tak postanawiam, niech mnie zabiera”.

Artykuł kończy się happy endem, bo autor twierdzi, że zmienił się pod wpływem miłości i terapii. No, może jeszcze nie jest idealny, ale już większość problemów za nim.

Z jednym drobnym zastrzeżeniem:

„Zostawiłem jeszcze alkohol, czasami, choć wspólnie z przyjaciółmi walczymy o trzeźwość spojrzenia, z różnym skutkiem, bo gdy niedawno Czarek Łazarewicz przyniósł wino bezalkoholowe, to spanikowaliśmy”.

Kolego drogi, bujać to my, ale nie nas. Miałeś ciężkie dzieciństwo, nieudane związki i stresującą pracę. Nic dziwnego, że dużo pijesz. Dziennikarze dużo piją, bo taka praca. Chirurdzy dużo piją, bo taka praca. Budowlańcy dużo piją, bo taka praca. W zasadzie każda praca zachęca do picia. A nawet brak pracy, bo bezrobotni też chętnie piją na umór.

I być może Marcin Kącki nie zrozumiał i nadal nie rozumie, dlaczego – skoro odezwał się do kobiet, które „źle kochał” to one czegoś są niezadowolone, a nawet dają upust swojej złości (może dlatego, że: kto zrozumie kobietę?).

Ale dopóki dziennikarz nie zrozumie, że alkohol to nie charm, to nie lekarstwo na stres, ani też nie uniwersalne wyjaśnienie złych rzeczy, które się zrobiło, tylko PROBLEM, śmiertelna choroba, z którą trzeba walczyć – to najwyższe góry do pokonania będą cały czas przed nim.

Może wkroczy na ścieżkę 12 kroków, zaczynając od pierwszego: „Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu  – że nasze życie stało się niekierowalne”.

Dopiero w czwartym kroku przychodzi czas na „wnikliwą i odważną osobistą inwenturę moralną”. Tutaj trzeba zastanowić się kogo i jak się skrzywdziło, „stając w butach” tamtych ludzi, nie szukając dla siebie usprawiedliwień.

Jeszcze dalej, w kroku ósmym, robimy „listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy, i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim”.

I dopiero wtedy przychodzi czas na krok dziewiąty: „Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych”.

Polecamy teksty z naszego portalu na temat 12 kroków. A zwłaszcza te o zadośćuczynieniu:

https://strefau.pl/12-krokow-krok-osmy/

https://strefau.pl/12-krokow-krok-dziewiaty/

Jeżeli nie dokonuje się szczerego rozrachunku ze sobą, alkohol cały czas będzie wpychał uzależnionego w mechanizm iluzji i zaprzeczeń.

Miłosz

Linki:

Tekst Marcina Kąckiego [edit: Gazeta Wyborcza już go usunęła]

Odpowiedź jednej z osób “przeproszonych”

Omówienie dyskusji, którą tekst wywołał w internecie

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top