12 kroków: Krok dziewiąty

Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.

 

W ósmym kroku przygotowujemy się do naprawiania krzywd, w dziewiątym sukcesywnie je naprawiamy. Stawiając ten krok spotykamy się z kolejnymi osobami z naszej listy, przepraszamy je za to, co złego im uczyniliśmy, pytamy o sposób, w jaki chcą, aby nasze postępki zostały im przez nas wynagrodzone i tak właśnie im wynagradzamy.

Krok dziewiąty mówi o tym, że zadośćuczyniamy wszystkim, wobec których było to możliwe.

W tej możliwości nie chodzi o to, co ja uznaję za możliwe, np. uważam, że nie stać mnie teraz na spłatę długu, więc nie podejmuję się naprawy krzywdy, bo przecież to niemożliwe do realizacji albo też uznam, iż niemożliwe, żebym kogoś za coś przeprosił, gdyż to dla mnie zbyt upokarzające.

Niemożliwe jest wtedy, gdy ktoś, kogo skrzywdziliśmy już nie żyje (choć czasami i tu może okazać się możliwe zadośćuczynienie, np. jego rodzinie) albo gdy ktoś wyraźnie nie życzy sobie jakichkolwiek kontaktów z nami. Tu nie chodzi więc o naszą ocenę możliwości zadośćuczynienia, lecz o realną niemożność wykonania go.

Z zadośćuczynienia „zwalnia” nas jedynie sytuacja, że takie zadośćuczynienie mogłoby wygenerować jeszcze więcej krzywd – z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.

Musimy zadośćuczyniać mądrze i z wyczuciem. Jeśli w wyniku naszego odkopywania przeszłości ktoś nowy miałby przez to ucierpieć lub nasza dawna „ofiara” zostać przez nas ponownie straumatyzowana, nie powinniśmy podejmować tej próby. To nie nasza ulga i nie nasza potrzeba otrzymania wybaczenia są w tym kroku najważniejsze.

Podejmujemy więc działania naprawcze bez opieszałości, uczciwie, z pokorą i z troską o innych.

 

Dorota: W trakcie trwania mojego nałogu robiłam mnóstwo przypałów. Jeden z nich to przespanie się z mężem mojej przyjaciółki. Okropne, wiem. Niestety po pijaku robienie świństw bliskim to chyba klasyka. Nie masz hamulców, idziesz na całość, nie zważasz na konsekwencje, liczy się tylko twoja potrzeba. Przynajmniej u mnie tak to wyglądało. Tak więc przespałam się z mężem mojej przyjaciółki. Jemu chyba nawet się spodobało, bo chciał to kontynuować, ale spuściłam go na bambus. Dla mnie to była chwila, zabawa, dla niego chyba coś więcej. Ale pijąc miałam w nosie uczucia innych. Jak pojawiały się wyrzuty sumienia, zalewałam je kolejną dawką alkoholu, a za moment odstawiałam jakiś inny, większy numer, który spłycał znaczenie poprzedniego. I tak to się latami toczyło.

Kiedy weszłam na program 12 kroków i dotarłam do dziewiątego kroku, oczywistym wydawało się, że powinnam przeprosić za to, co kiedyś zrobiłam zarówno moją przyjaciółkę, jak i jej męża, bo w sumie i jedno, i drugie zraniłam, i jedno, i drugie zdradziłam. Tyle że miałam wątpliwości. Czy ten mój akt szczerości wyszedłby na dobre tym dwojgu? Czy w ogóle mam prawo do tego wracać, skoro jej mąż uznał, że on jej tego nie wyjawi? Minęło prawie 10 lat od tamtego wydarzenia, więc czy jest sens otwierać stare rany?

Oczywiście, gdy wytrzeźwiałam, było mi źle ze świadomością, iż wciąż okłamuję osobę, która traktuje mnie jak kogoś ważnego, zaufanego, lojalnego. Byłam gotowa wyznać jej wszystko. Liczyłam się też z tym, że po takim wyznaniu stracę przyjaciółkę. Tyle że tu nie chodziło o mnie i o to, bym pozbyła się ciężaru z barków. Dlatego ostatecznie zdecydowałam się przeprosić wyłącznie męża Alicji. Spotkaliśmy się, przyjął moje przeprosiny, a w ramach zadośćuczynienia poprosił, byśmy już więcej do tamtego wydarzenia nie wracali i żeby to zostało między nami. Zapewniłam go, że tak się stanie.

 

Sebastian: Kiedy po wielu latach picia w końcu wytrzeźwiałem, z czasem zaczęły do mnie powracać jakieś uczucia. Gdy piłem, czułem naprawdę niewiele, głównie gniew. Ale na trzeźwo nagle odezwał się we mnie jakiś głód wartości, taka silna potrzeba nadania sensu swojemu życiu. Przypomniałem sobie, że mam dziecko, syna. Choć nigdy nie widziałem go na oczy, bo gdy dowiedziałem się o ciąży, zrobiłem swojej dziewczynie karczemną awanturę, twierdząc, że chce mnie „złapać na dziecko” i z nią zerwałem. Ktoś potem powiedział mi, że dziecko urodziła i że to chłopak, ale wtedy miałem to w nosie. Tymczasem teraz odpaliła mi się w głowie jazda, że jestem ojcem i muszę koniecznie się z tej roli wywiązać. W ogóle nie brałem pod uwagę tego, że on czy jego matka, a moja była dziewczyna, nie będą chcieli mnie widzieć, czy też że on w ogóle może nie wiedzieć o moim istnieniu, albo że za ojca robi mu już może jakiś inny facet. Opętała mnie ta myśl, że oto dostaję drugą szansę. I stało się to właśnie w trakcie stawiania dziewiątego kroku.

Kiedy powiedziałem o swoich planach mojemu sponsorowi, ten tylko westchnął: „Posłuchaj, co ty mówisz: Chcę odzyskać syna. Chcę mu wynagrodzić. Chcę zapewnić mu rodzinę, dom. Chcę, chcę, chcę…  Ale czy oni tego chcą? Być może możesz temu dziecku i jego matce jakoś zadośćuczynić krzywdy, które im wyrządziłeś, ale najpierw musisz zapytać, czego oni w ogóle potrzebują, sprawdzić, czy w ich życiu jest jeszcze miejsce dla Ciebie”. To mnie trochę ostudziło, ale na krótko.

Postanowiłem odnaleźć moją byłą dziewczynę i pogadać. Odświeżyłem nasze stare kontakty. Pytałem po znajomych czy nie wiedzą, co teraz robi, gdzie mieszka i tak po nitce do kłębka, dowiedziałem się tego, czego chciałem. Zadzwoniłem do niej i poprosiłem o spotkanie, ale… odmówiła.

Wkurzyłem się. Była niemiła, nie chciała ze mną w ogóle gadać. O nie – pomyślałem. – Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Dowiedziałem się, gdzie pracuje, pojechałem do jej miasta, czekałem pod jej firmą. Postanowiłem doprowadzić do konfrontacji. Wystraszyła się, zdenerwowała, prosiła, żebym dał jej spokój, że ułożyła sobie życie i że syn nic nie wie o moim istnieniu i że nie ma sensu teraz nic zmieniać. „Ale to przecież mój syn!” – krzyczałem. – „Mam prawo go widywać, on ma prawo wiedzieć o mnie!”. Uciekła, zanosząc się płaczem.

Wróciłem do domu. Nosiło mnie. W głowie planowałem już, jak odbiorę jej dziecko. Wieczorem tradycyjnie zatelefonowałem do sponsora.

„Zachowujesz się jak pijany” – powiedział. – „Ogarnij się. Program dał Ci do tego narzędzia, korzystaj z nich albo za chwilę znów zaczniesz chlać. Na razie zamiast naprawiać, robisz chaos. Pamiętaj, że to nie ty masz kierować swoim życiem”.

Tego wieczoru, gdy rozpisywałem urazę do mojej byłej dziewczyny, wrócił mi zdrowy rozsądek. Wciąż byłem zły, ale już głównie na siebie, że pozwoliłem wybrzmieć wszystkim moim najgorszym wadom charakteru. Oddałem tę moją kolejną obsesję w ręce Siły Wyższej i poszedłem spać. Rano, gdy wstałem, wiedziałem już, co powinienem zrobić.

Zadzwoniłem do mojej byłej dziewczyny. Myślałem, że nie odbierze, ale odebrała. Przeprosiłem za swoje wczorajsze zachowanie, zapewniłem, że nie będę już ingerował w jej życie ani rościł sobie praw do dziecka, którego przecież wcześniej nie chciałem i którym nigdy wcześniej się nie zainteresowałem. Na koniec dodałem, że jeśli kiedykolwiek uzna, że mogę jej/im się do czegoś przydać, coś dla nich zrobić, może na mnie liczyć.

– OK – odpowiedziała. – Dziękuję – i się rozłączyła.

Nie wiem czy kiedykolwiek się odezwie, czy powie dziecku o mnie. Co ma być, to będzie. Nie mogę cofnąć czasu, mogę jedynie przestać być dupkiem od teraz. Średnio mi to na razie wychodzi, ale pracuję nad tym.

 

Kamila: Ja na dziewiątym kroku miałam problem z zadośćuczynieniem swoim rodzicom. Żywiłam do nich wiele uraz, przez lata ich nienawidziłam, a nawet nimi pogardzałam. Te uczucia mi ciążyły. Myślałam o nich źle, mówiłam o nich tylko źle, źle im życzyłam. Starałam się ich nie odwiedzać, a gdy już doszło do jakiegoś spotkania, to przesycone było jadem. Zapewne, po koszmarze dzieciństwa, jaki mi zgotowali, miałam powody, żeby czuć do nich to, co czułam, ale ta nienawiść we mnie jątrzyła. Stanęłam przed dylematem, czy powinnam zrobić z nimi zadośćuczynienie, przeprosić za swoją gorzką działkę, którą już jako alkoholiczka dorzuciłam do tej naszej toksycznej relacji, ale po konsultacji ze sponsorką i moją terapeutką uznałam, że to mnie przerasta. Że tym zadośćuczynieniem za bardzo skrzywdziłabym siebie, w której dziecięce traumy wciąż nie do końca są przepracowane. To jednak, co zaczęłam robić na kroku dziewiątym, to modlić się o przebaczenie. Chciałabym moim rodzicom wybaczyć. Nie chcę już dłużej przeżywać tych zatruwających mnie emocji, jakie czuję, gdy o nich myślę. Uraza więzi, a ja potrzebuję wolności.

 

Jeśli chcesz poznać, na czym polega program 12 kroków, informacje znajdziesz TUTAJ.

 

 

Scroll to Top