12 kroków: Krok piąty

Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.

 

Dobrze zrobiona inwentura moralna pozwala nam poznać istotę naszej choroby, naszej chorej umysłowości, czyli nasze chorobotwórcze dominanty. Dla każdego uzależnionego taką dominantą może być co innego. Najczęściej jednak są nimi takie czynniki/cechy/wady jak: egocentryzm, nieuczciwość, lenistwo, lęk czy pożądliwość (nie tylko seksualna).

W kroku czwartym przyjrzeliśmy się sobie i dostrzegliśmy, jakie osobiste wady determinują większość naszych chorych myśli, emocji, zachowań. Teraz czas uświadomić to sobie w pełnej okazałości. Czas połączyć wszystkie sznurki – zobaczyć, na jak różnych poziomach te wady działają, w jak różny sposób się objawiają i z pokorą przyjąć tę wiedzę o schematach, robiących demolkę w naszym życiu.

Gdy już sami zyskamy świadomość tego, jakie negatywne cechy w nas nami rządzą, winniśmy opowiedzieć o tym innym – drugiemu człowiekowi oraz Sile Wyższej.

 

Wyznać sobie

Choć w kroku piątym na początku stoi – „wyznaliśmy Bogu”, w rzeczywistości najpierw musimy dokonać „wyznania sobie”. Sami przed sobą musimy stanąć w prawdzie o naszych wadach, musimy przestać się oszukiwać, odważnie spojrzeć w oczy naszym słabościom, niedoskonałościom, stać się świadomymi ich wpływu na nas oraz na innych.

Jako uzależnieni poprzez mechanizmy naszego nałogu cały czas byliśmy odciągani od wiedzy o nas samych. Wad i win szukaliśmy raczej w innych, w świecie zewnętrznym, a nie w sobie, a to nie przybliżało nas do rozwiązania naszego problemu, do wzięcia odpowiedzialności za nasze życie, przeciwnie – pogłębiało zanurzanie się w chorobie. To, że zaprzeczaliśmy naszym wadom, że nie chcieliśmy ich zobaczyć, nie znaczyło, że podskórnie nie czuliśmy, iż one w nas pracują. Im bardziej jednak nie chcieliśmy ich zobaczyć, tym intensywniej one w nas pracowały, domagając się jawności. Ujawnienie ich przed samymi sobą, dojrzenie ich w końcu, poniekąd osłabia te ich uporczywe łomoty. Poza tym widząc je, możemy przestać od nich uciekać i wreszcie się nimi zająć.

 

Wyznać Bogu

Niekiedy ciężar wad, których właśnie staliśmy się świadomi jest tak duży, że człowiekowi trudno samemu go udźwignąć. Po inwenturze niektórzy z nas są przywaleni odkryciem własnej „wadliwości”. Wydaje się im, że są tak bardzo „popsuci”, że życia nie wystarczy, by jakoś to naprawić. Poczucie winy i wstyd palą nas od środka, a perspektywa tego, jak wiele trzeba by w sobie zmienić, by nie popełnić błędów z przeszłości, przygnębia.

Ale czy musimy zajmować się tym wszystkim sami? Przecież już wiemy, że sami niewiele konstruktywnego jesteśmy w stanie zdziałać. „Wyznanie Bogu” jest więc formą prośby o pomoc  –oddaniem naszych spraw, wobec których czujemy się bezsilni, w ręce Siły Wyższej. To „wyznanie” jest bardziej dla nas niż dla Boga, przed którym przecież niczego nie da się ukryć, dla którego nic nie jest tajemnicą. To także z naszej strony duchowy akt pokory. Nie udajemy już mocarzy, nie kreujemy się na najlepszych i wszystko mogących, jak niejednokrotnie czyniliśmy to wcześniej, zwłaszcza w okresie naszego picia. Dostrzegamy własną kruchość i poplątanie. O dziwo jednak, dostrzegamy również, że nie jesteśmy w tym wszystkim osamotnieni. Wyznając Bogu istotę naszych błędów, czujemy się zaopiekowani. To wyznanie pozwala nam poczuć lekkość.

 

Wyznać drugiemu człowiekowi

Po co opowiadać o swoich wadach i wstydliwych sprawach drugiemu człowiekowi? Ta część piątego kroku często budzi u uzależnionych wiele kontrowersji. W AA tym drugim człowiekiem najczęściej jest sponsor (choć nie musi), ale to przecież taki sam alkoholik jak my, więc czy można mu zaufać? A jak nie zatrzyma naszego „wyznania” dla siebie? A jeśli to, co do tej pory tak bardzo skrywaliśmy przed sobą i światem, wyjdzie poza naszą dwuosobową relację?

Cóż, tak może się zdarzyć. Ale idąc tym tokiem myślenia, nie bylibyśmy w stanie zaufać żadnemu człowiekowi. Zresztą uzależnienie tę uogólnioną nieufność nierzadko nam podpowiadało. Teraz jednak postanowiliśmy porzucić nałogowe schematy, a to wymaga pewnej zmiany. Innego niż dotychczas postępowania.

Dlatego przy wyborze sponsora warto po prostu rozważyć, czy dana osoba spełnia nasze standardy moralne, czy wydaje się godna zaufania. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak się zachowa, gdy np. znów zacznie pić i czy wykorzysta informacje, jakie jej powierzyliśmy. Niemniej zaufanie zasadza się na wierze, a nie na pewności. Ufając – puszczamy kontrolę. I między innymi temu właśnie ma służyć ta część piątego kroku – puszczeniu kontroli w relacji.

Ale piąty krok ma także pozwolić nam przekroczyć klatkę wstydu. Wstyd sprawia, że znów z czymś się ukrywamy. Wstyd nakręca nieuczciwość. Nierzadko wstydem tę nieuczciwości usprawiedliwiamy.

W AA często się mówi, że wielkość naszej choroby można poznać po wielkości naszych tajemnic. Wyznając istotę naszych błędów drugiemu człowiekowi zamykamy furtkę tajemnicom, otwieramy się na prawdę i odwagę. Robimy przestrzeń dla pokory.

PS

Jeśli na tym etapie nie jesteś w stanie zaufać obcemu człowiekowi – sponsorowi, „wyznanie drugiemu człowiekowi” możesz poczynić np. podczas spowiedzi albo wybrać inną, zaufaną osobę. Ważne, by było to „wyznanie” pełne, bez pozostawiania jakichkolwiek ciemnych spraw swojej egzystencji dla siebie. To takie duchowe oczyszczenie, poprzez wyciągnięcie wszystkiego z mroku na światło.

 

Justyna: Czasami piąty krok jest równie trudny dla sponsora, co dla podopiecznego. Niekiedy sponsorowi włos jeży się na głowie, gdy słyszy o tym, jak czarna potrafi być ta ciemna strona człowieka. Gdy słyszałam od podopiecznych o kradzieżach, brutalnych rozbojach, gwałtach, prostytuowaniu się, molestowaniu seksualnym, biciu dzieci czy nawet zabiciu kogoś po pijaku, byłam przerażona. Rozmiar krzywd, jaki stał za tymi wszystkimi uczynkami, był niepojęty. Niejednokrotnie mnie jako człowieka te wyznania podopiecznych odrzucały od nich. „Jak można być aż tak złym i podłym?” – zastanawiałam się. Ale z pomocą Siły Wyższej zawsze w końcu przychodziło opamiętanie. „Nie jesteś tu, by oceniać, tylko by nieść posłanie” – przypominałam sobie. „Nie uważaj się za lepszą, tylko dlatego że twoje uzależnienie nie doprowadziło cię do tego etapu, jakiego doświadczyli twoi podopieczni” – mitygowałam się. Poza tym „odróżniaj czyny od człowieka” – wspominałam słowa swojej terapeutki. W ten sposób piąty krok stawiany z podopiecznymi uczył mnie pokory. Uczył mnie stawania ponad własnymi poglądami. Byli tu ze mną, bo chcieli coś zrobić ze swoim życiem, bo chcieli je zmienić na lepsze i to się liczyło. Ja, wysłuchując ich, mogłam im pomóc wspólnie postawić istotny krok na nowej ścieżce. Nie jest to łatwe. Ale już tyle razy widziałam programowe „cuda”, czyli to jak uzależnieni potrafią z otchłani ciemności przejść na jasną stronę mocy, że coraz mniej zajmuje mnie dziś ich przeszłość, a coraz bardziej skupiam się w pracy z nimi nad budowaniem przyszłości.

 

Mateusz: Piąty krok po raz pierwszy postawiłem trzy lata temu. Mój sponsor to był swój chłop, z niejednego pieca chleb jadł, więc w sumie można by powiedzieć – nic, co ludzkie nie było mu obce. A jednak gdy miałem mu opowiedzieć o tym, jakim sk…synem byłem, gdy piłem, miałem gulę w gardle. Możesz chojraczyć i stroszyć piórka opowiadając, jak to połamałeś gnaty jakiemuś typkowi, bo ściągałeś długi za kasę albo jak zastraszałeś i szantażowałeś ludzi, ale jak musisz powiedzieć, że pobiłeś swoją czteroletnią córkę tak, że trafiła na SOR, to już powodów do pyszenia się raczej nie znajdziesz. Albo że po pijaku na oczach dzieci zgwałciłeś ich matkę. No, k…wa, sorry, ale tym to nawet w pierdlu nikomu nie zaimponujesz, tylko jeszcze dostaniesz za to kosę. A ja miałem w swoim pijanym życiu wiele tego typu występków. To nie są rzeczy, o których się opowiada. To nie są rzeczy, do których nawet sam przed sobą chcesz się przyznać. Wcześniej, gdy non stop zalewałem pałę, żadne wyrzuty sumienia nawet się do niej nie prześlizgnęły. Ale na trzeźwo, po zrobieniu inwentury, gdy zobaczyłem, ile osób skrzywdziłem, ile zła wyrządziłem, to było nie do zniesienia. A teraz jeszcze miałem o tym komuś opowiedzieć? Nie dałem rady. Spękałem. Mój sponsor wysłał mnie wtedy na warsztaty do Zakroczymia, do Ośrodka Apostolstwa Trzeźwości. To tam postawiłem w końcu tę część piątego kroku i wyznałem swoje grzechy na spowiedzi. To nie tak, że nie ufałem sponsorowi. Chyba za bardzo się wstydziłem, a jednak ksiądz… nie wiem, tam to miało jakiś wymiar duchowy. Potrzebowałem chyba jakiejś nadziei… na wybaczenie, na odkupienie win, które w wymiarze ludzkim są nie do wybaczenia. To pozwoliło mi uwierzyć, że może jeszcze mam jakąś szansę stać się człowiekiem. Wiem, że wielu krzywd nie naprawię, choć tam gdzie mogę staram się to robić. Dziś oczywiście nadal „nie chwalę się” swoją przeszłością, ale też jej nie ukrywam, a kiedy trzeba głośno o niej mówię. Bo wydaje mi się, że skoro mnie coś wyciągnęło z opętania, to innym również może zostać to dane.

 

Agnieszka: Gdy przestałam pić, najbardziej trawiły mnie wstyd i poczucie winy. Myślę, że to właśnie przez nie tak trudno mi było w ogóle pomyśleć o rzuceniu picia, bo gdy tylko docierało do mnie jak bardzo schrzaniłam swoje życie, jak bardzo się upodliłam w pogoni za butelką, ogarniała mnie czarna rozpacz. Wiedziałam jednak, że jeśli chcę przestać pić, muszę się z tym zmierzyć. Czwarty krok był dla mnie piekielnie trudny, ale jeszcze bardziej przerażało mnie, że muszę o tym opowiedzieć swojej sponsorce. Byłam przekonana, że gdy dowie się, co robiłam w trakcie picia, zobaczę w jej oczach tylko pogardę. Co innego samemu sobą pogardzać, a co innego doświadczyć tego od innych. Na samopogardzie i dowalaniu sobie można nawet budować sobie ego, ale pogarda innych sprawia, że rzeczywiście czujesz się jak byś nie był godny nazywać się człowiekiem. Bałam się tego. Tymczasem, kiedy już to zrobiłam, kiedy wyznałam jej istotę swoich błędów, załączając do tego listę moich win, razem popłakałyśmy się. Okazało się, że nic, co mówiłam nie było jej obce. Miała podobne do mnie doświadczenia i podobne odczucia dotyczące własnego życia, gdy w końcu wytrzeźwiała. Nie odrzuciła mnie, przeciwnie, mam wrażenie, że wspólne doświadczenie stworzyło między nami więź. Po wyznaniu poczułam ulgę. Pojawiła się we mnie delikatna nadzieja, że może nie wszystko stracone. Myślę, że to właśnie po piątym kroku po raz pierwszy naprawdę zwróciłam wzrok w stronę trzeźwego życia. Wynurzyłam głowę z przeszłości.

 

Jeśli chcesz poznać, na czym polega program 12 kroków, informacje znajdziesz TUTAJ.

 

 

Scroll to Top