Czym wypełnić pustkę po używkach?

Jedną z trudniejszych kwestii, z jakimi przychodzi mierzyć się osobom próbującym wyrwać się ze szponów nałogu, jest odpowiedź na pytanie: „Co zrobić z czasem, jaki wcześniej wypełniało im czynne uzależnienie?”. Ci, którym długo nie udaje się znaleźć rozwiązania tego problemu, są bardziej narażeni na ryzyko powrotu do nałogowych aktywności.

Gdy piłam, planowanie tego, co zrobić z czasem, było stosunkowo proste. Za każdym razem, gdy nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, pojawiała się jedna myśl: „upić się”. I ta myśl od razu poprawiała mi nastrój. Picie było czymś, na co cieszyłam się niezależnie od okoliczności. Nigdy nie było tak, że jak o nim pomyślałam, to przychodziło zwątpienie typu: „Znowu to samo, o nie, to nudne, nie chce mi się”. Picie zawsze obiecywało nagrodę, bądź w postaci emocjonalnej zwyżki, bądź w postaci ucieczki od rzeczywistości. W dodatku nie wymagało ode mnie niemal żadnego wysiłku. Wchodziłam do sklepu, kupowałam butelkę trunku i gotowe. Nie potrzebowałam do tego ani towarzystwa, ani wielkiego planowania, ani szczególnych narzędzi czy okoliczności. Przychodziło łatwo i zawsze obiecywało coś lepszego niż dawało mi realne życie. Nieważne, że bonus był tylko chwilowy, nieważne, że potem często tego żałowałam. Za każdym razem cieszyłam się na myśl o napiciu się. Oczywiście do czasu, póki koszty i konsekwencje mojego alkoholizmu całkowicie nie przesłoniły mi wartości nagrody.

Podejmując walkę z nałogiem, dręczyło mnie zastanawianie się, jak wypełnię sobie czas bez picia. „Co ja, do cholery, miałabym niby ze sobą zrobić?” – zadawałam sobie pytanie w pierwszych miesiącach trzeźwości. Najgorsze było to, że wydawało mi się, że w zasadzie nic mnie nie interesuje. Wszystko jawiło mi się mało atrakcyjnie lub po prostu nudno. Poza tym wymagało wysiłku.

Przyzwyczajenie do łatwizny

Lata zażywania psychoaktywnej substancji przyzwyczaiły mnie do tego, że na nagrodę nie muszę długo czekać, nie muszę się też zbytnio wysilać, by ją dostać. Picie tłumiło moje niezadowolenie z samej siebie, rozpuszczało wstyd, poczucie niskiej wartości, pozwalało na moment zapomnieć o problemach, umożliwiało beztroskę. Jaka aktywność na trzeźwo mogłaby się choć zbliżyć do tego rodzaju gratyfikacji?

W piciu alkoholu nagradzające było przede wszystkim oddzielenie od świadomości. Zapominałam po nim kim jestem i dlaczego tak siebie nie lubię, a także jaki jest świat i dlaczego go nie znoszę. Trzeźwość natomiast zmuszała mnie do bycia świadomą i to było nieznośne.

Sądzę, że dla wielu uzależnionych pierwsze miesiące trzeźwości są straszne właśnie z racji tego, że znów muszą być wszystkiego świadomi. Rzeczywistość, od której uciekali znów ich dopada, a oni – o ile nie chcą wrócić do powolnego samounicestwiania – muszą się z nią zmierzyć. Ja musiałam się zmierzyć z nienawiścią do siebie samej i z lękiem przed innymi. No i z tym, co mam zrobić z nagle przywróconym czasem.

Większą część dnia wypełniała mi praca, inne pozazawodowe obowiązki oraz mityngi. Mimo to okazało się, że bez nałogu mam jeszcze sporo czasu, który mogłabym jakoś spożytkować, tylko nie miałam pojęcia jak. O czym bym nie pomyślała, wydawało mi się jakieś mdłe, nijakie, nieinteresujące lub zbyt skomplikowane do realizacji. Nie miałam motywacji do robienia czegokolwiek. Nie chciało mi się wysilać. Tęskniłam za szybką przyjemnością.

– Musisz w końcu zaakceptować, że nic nie da ci tego, co dawały ci używki – powiedziała mi pewnego razu koleżanka z AA. – One przyzwyczajają do łatwizny. Ale choć brzmi to jak banał, pamiętaj, że w życiu nie ma nic za darmo. Szybka przyjemność kusi, ale wiesz, jak wielką cenę trzeba z czasem za nią zapłacić. W realu na przyjemność trzeba zapracować i jeśli się z tym nie pogodzisz, za chwilę znów zaczniesz chlać.

Tak więc, zaakceptowałam reguły rzeczywistości, które twierdzą, że na nagrodę trzeba sobie zapracować.

Szukanie zdrowych alternatyw

Ponieważ samej trudno mi było wymyślić aktywności, które mogłabym robić dla przyjemności, zaaranżowałam spotkanie grupowe z innymi uzależnionymi, byśmy mogli zrobić sobie burzę mózgów. \

W burzy mózgów chodzi o to, by dzielić się rozmaitymi, nawet najgłupszymi, najbanalniejszymi, najbardziej absurdalnymi pomysłami, jakie przyjdą nam do głowy. Bez oceniania, osądzania, po prostu czysta kreatywność. Dzieliliśmy się więc tym, co np. lubiliśmy robić zanim popadliśmy w uzależnienie albo o czym zawsze marzyliśmy, żeby robić, ale nie było na to możliwości, albo co na chwilę obecną wydawało nam się wystarczająco atrakcyjne do wykonania.

Okazało się, że moc grupy czyni cuda. Dość szybko udało nam się stworzyć długą listę aktywności, gdzie każdy z nas znalazł przynajmniej jedną rzecz, której wykonanie mogłoby sprawić mu przyjemność. Może nie byłby to wielki haj, ale coś, co jakoś go pociągało.

Potem jednak ktoś słusznie napomknął, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie uda mu się zrealizować tego, co wybrał dla siebie z listy. Dlaczego? Bo np. dziś mu się to podoba, a jutro już może to sobie zsabotować – stwierdzi, że mu się nie chce albo to za trudne do wykonania, więc po co się wysilać, albo znajdzie inne wymówki.

Uznaliśmy więc, że każdy z nas do swojego pomysłu musi przewidzieć listę przeszkód (zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych), jakie mogą mu stanąć na drodze, i zaplanować ich pokonywanie. To było trochę jak zabawa w adwokatów mających wybronić klienta przed jego własnymi demonami. Znaleźć sposoby na swoje lenistwo, na sabotowanie samych siebie, na zapobieganie spadkom motywacji.

Dla wielu z nas pomocne stało się zaangażowanie w nasz osobisty projekt jakiejś innej osoby. Na przykład dla dziewczyny, która chciała nauczyć się jeździć na rolkach, motywacją do realizacji tego pomysłu stały się koleżanki, gotowe ją w tym wspierać. Jedna z nich już umiała jeździć na rolkach, dwie nie, więc postanowiły, że ta pierwsza będzie uczyć pozostałe, a pozostałe zadbają nawzajem o wyciąganie siebie z domów na umówione treningi.

Korzystne okazało się też wyszukiwanie w przeszłości wydarzeń, w których kiedyś udało się nam już pokonać podobne trudności. Wielu z nas wspomnienie, jak wiele potrafiliśmy zrobić i ile wysiłku potrafiliśmy włożyć w zdobycie używki, przypominało, że potrafimy przekroczyć naszą granicę komfortu, o ile cel wydaje nam się wystarczająco ważny. Uznaliśmy więc, że przed wykonaniem jakieś zdrowej aktywności, która nas pociąga, powinniśmy najpierw mocno ugruntować swoje przekonanie o jej wartości dla nas.

Część z nas zauważyła, że ciągnie ją do aktywności, które robiła pijąc z osobami towarzyszącymi im w tym piciu. Zgodnie jednak stwierdziliśmy, że ci, którzy są na początku drogi trzeźwienia, nie powinni do takich aktywności wracać, nawet jeśli sami ani ich towarzysze w ich trakcie by nie pili. To bowiem mogłoby stać się dla nich wyzwalaczem nałogu. Być może kiedyś, gdy ugruntują się w trzeźwości, będą mogli w zdrowy sposób do nich wrócić.

Torowanie drogi

Nasze grupowe spotkanie, burza mózgów nad zdrowymi alternatywami interesujących sposobów spędzania czasu i planowanie eliminacji przeszkód w ich realizacji, uświadomiły nam jeszcze jedno – że lata uzależnionego życia sprawiły, że mamy pewne deficyty, bez uzupełnienia których ciężko nam będzie pójść do przodu.

Ktoś z nas marzył o skończeniu studiów, ale nie zrobił matury, ktoś chciał zamieszkać na wsi i hodować alpaki, ale nie miał prawa jazdy, a bez tego ani rusz, ktoś pragnął podróżować, lecz tonął w długach, które najpierw musiał spłacić. Najczęściej jednak wielu z nas brakowało umiejętności związanych z komunikacją społeczną, z zarządzaniem własnymi emocjami oraz z tworzeniem zdrowych relacji.

Z początku świadomość tych rozmaitych braków i przeszkód w natychmiastowej realizacji celów przygnębiła nas, szybko jednak otrząsnęliśmy się z tego poczucia niemocy, uznając, że w sumie to, iż musimy wykonać wiele ruchów – położyć wiele kilometrów torów – żeby wybrać się w naszą wymarzoną podróż, to nawet lepiej, bo w końcu wypełni nam to czas 😊, a przecież o to nam właśnie chodziło.

Grunt to znaleźć sobie wystarczająco atrakcyjny cel, to zaś jak długa i kręta droga do niego wiedzie, to sprawa drugorzędna. W końcu wyrywając się z paszczy nałogu, zyskaliśmy mnóstwo nadprogramowych momentów.

Jak i czym zapełnić czas po nałogu?

  1. Poszukaj zdrowych alternatyw aktywności, które sprawiają ci przyjemność:

– przypomnij sobie, co lubiłeś robić za młodu, kiedy jeszcze nie byłeś uzależniony

– pomyśl o zrobieniu czego zawsze marzyłeś, ale wydawało ci się nierealne do wykonania

– czy jest aktualnie coś, co jest zdrową aktywnością i chciałbyś to zrobić?; czy jest coś, co w jakiś sposób cię pociąga?

– spróbuj techniki burzy mózgów; możesz zrobić to sam lub w gronie życzliwych ci, trzeźwych osób – otwórz umysł, poddaj się fantazjom, nie osądzaj.

2. Zaplanuj realizację celów:

– przeanalizuj przeszkody, które mogą stanąć ci na drodze, niwecząc realizację zadania;

– zastanów się nad sposobami pokonywania przeszkód;

– wypełnij braki w umiejętnościach i/lub w wiedzy, które powstały bądź nie miały możliwości bycia uzupełnionymi ze względu na twoje czynne uzależnienie.

3. Zadbaj o towarzystwo

– w realizacji swoich celów nie musisz być sam; dobrze by było, gdybyś znalazł trzeźwych towarzyszy swojej podróży;

– obecność innych może sprzyjać podnoszeniu twojej motywacji;

– obecność innych może nadawać większy sens i wagę twojej osobistej podróży.

Duża Mi

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top