12 kroków: Krok ósmy

Zrobiliśmy listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy, i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.

 

W życiu często jest tak, że więzi nas przeszłość. Nie potrafimy rozpocząć nowego rozdziału, zrobić znaczącego kroku naprzód, dokonać zmiany na lepsze, gdyż ciążą nam kajdany wykute poczuciem winy, wstydu, żalu, straconych szans. Wielu z nas – uzależnionych – ma „na sumieniu” mnóstwo krzywd wyrządzonych innym istotom w trakcie trwania naszego nałogu. Krzywdy te nierzadko stają się potężną barierą, stojącą nam na drodze do zdrowienia. Aby móc podążyć ścieżką nowego życia, musimy zamknąć furtkę za przeszłością. Nie da się tego zrobić skutecznie, jeśli nie podejmiemy starań ku zadośćuczynieniu tym, których skrzywdziliśmy w czasie naszego picia.

Wgląd w owe krzywdy zrobiliśmy podczas stawiania czwartego kroku. Teraz musimy zrobić jeszcze raz dokładną listę wszystkich osób (istot) przez nas skrzywdzonych i przygotować plan naprawczy.

O tym, czym jest czwarty krok AA, przeczytasz w tekście: 12 kroków: krok czwarty

 

Gotowość zadośćuczynienia to między innymi gotowość do poniesienia konsekwencji swoich czynów. Zadośćuczynienie to nie tylko przeproszenie za to, co złego się zrobiło, ale też głęboka wewnętrzna potrzeba zapłacenia za to wszystko; i to w cenie podanej przez skrzywdzonego. Nie znaczy to, że teraz mamy się godzić na zemstę ze strony skrzywdzonego i dać sobą poniewierać. Niemniej musimy brać pod uwagę chociażby to, że np. krzywd psychicznych, jakie wyrządziliśmy, nie można obiektywnie wycenić i że ich wycena przez skrzywdzonego może znacząco odbiegać od naszej. Cóż, musimy to wziąć na klatę.

Podobnie jak musimy pogodzić się z tym, że niektórych krzywd nie będziemy w stanie naprawić (bo np. ktoś już nie żyje lub też ktoś inny ma do nas tak wielką urazę, że uważa, iż najlepsze dla niego to nigdy nas już więcej nie oglądać, nigdy więcej nie mieć z nami nic do czynienia).

Jeżeli chcemy uwolnić się od nałogu, potrzebujemy uwolnić się od bagażu win, od jątrzących się w nas i powracających jak bumerang wyrzutów sumienia.

Nie da się budować nowego, dobrego życia na fundamentach zbudowanych z krzywd. A nie ma innego sposobu, by ten fundament uczynić wartościową konstrukcją, jak tylko wziąć za wyrządzone krzywdy odpowiedzialność i spróbować je naprawić.

Trzeba też pamiętać, że zadośćuczynienie, choć pomaga nam w zdrowieniu, przede wszystkim ma służyć skrzywdzonym.

 

Marian: Długo nie mogłem w sobie odnaleźć gotowości do zadośćuczynienia swojej żonie. Właściwie byłej żonie, bo kiedy zacząłem trzeźwieć, ona wniosła pozew o rozwód. Nie mogłem jej tego wybaczyć. Nie mogłem zrozumieć. Dlaczego nie zrobiła tego, kiedy piłem, tylko dopiero wtedy, gdy zacząłem coś dobrego robić ze swoim życiem? Aż mnie skręcało, gdy sobie myślałem, że ja za coś jej mam wynagradzać. Przecież to ona mnie skrzywdziła, porzuciła.

– A ty, stary, to czego oczekiwałeś, że ona rozciągnie przed tobą czerwony dywan, bo po latach w końcu zdecydowałeś się przestać chlać? – ironizował sobie ze mnie mój sponsor. – Tyle lat przy tobie była. Znosiła twoje picie i wymachiwanie łapami, twoje obietnice, które non stop łamałeś, twoje awantury, uwłaczanie jej, twoje upadlanie się i niszczenie waszego związku. I oczekiwałeś, że teraz będzie obsypywać cię brokatem, bo raptem postanowiłeś odstawić flaszkę? No, stary, to gratuluję fantazji. Ale weź ty, chłopie, spróbuj wejść w jej buty i trochę sobie w nich postać, może wówczas zakumasz, w czym rzecz.

Nie przyszło mi to lekko, ale rzeczywiście próbowałem wzuć te buty mojej żony. Jak bym się czuł na jej miejscu, gdyby przyszło mi przez lata żyć z kimś takim jak ja? – zastanawiałem się. Zacząłem sobie przypominać te wszystkie sceny z naszego życia małżeńskiego. Tylko cały czas na odwrót, tak jakbym to ja był nią. No i doszedłem do nieciekawych konkluzji. A mianowicie stwierdziłem, że… chyba bym takiego gościa jak ja zaj… bał. No, jak słowo daję, nie wytrzymałbym.

W sumie po tym staniu w jej butach, zaczęło mnie dziwić, że odeszła ode mnie tak późno. Nie wiedziałem tylko, dlaczego czekała do chwili, gdy zacznę trzeźwieć. Dlaczego właśnie wtedy postanowiła odejść?

– Ja zrobiłam podobnie jak twoja żona – wyjaśniła mi jedna znajoma Al-Anonka. – Nie wiem, dlaczego właśnie wtedy. Być może trzeźwienie mojego męża przerwało jakiś zaklęty krąg, w którym oboje tkwiliśmy. On zaczął trzeźwieć i ja się obudziłam. Dopiero wtedy dopuściłam do siebie myśl, że i ja również mogę coś zrobić ze swoim życiem, ale także dotarło do mnie i to, że w tym życiu już nie ma miejsca dla tego faceta, z którym przeżyłam w sumie 15 cholernie męczących lat. On chciał nowego życia i ja zapragnęłam tego samego. Zamknąć przeszłość i zacząć od nowa – tego chciałam. Czasem lepiej postawić zupełnie nowy dom, niż próbować odbudowywać stary na zgliszczach. Tak to czułam.

Kiedy przestałem migać się przed prawdą o swojej winie, kiedy postawiłem się w sytuacji tych wszystkich z mojej listy, których skrzywdziłem, stałem się gotowy do zadośćuczynienia. Świadomość win jest cholernie bolesna. Ale jednocześnie, kiedy przestajesz przed tą świadomością uciekać – np. tak jak ja w rolę ofiary – to zaczynasz wychodzić z matni własnych kłamstw i nieuczciwości, i to mimo wszystko jest wyzwalające.

Poprosiłem moją byłą już żonę o spotkanie. Chciałbym z nią porozmawiać o tym, co zrozumiałem. Chciałbym móc jej to wszystko, co zrobiłem, w jakiś sposób wynagrodzić. Choć obawiam się, że się nie da. Ale przynajmniej chciałbym przeprosić i zapytać czy może jest coś, co mógłbym dla niej obecnie zrobić w ramach zadośćuczynienia. To tyle, jeśli chodzi o moje chcenie, bo ona na razie widzieć się ze mną nie chce. W sumie nie dziwię się jej. Rozumiem. Na jej miejscu też pewnie bym nie chciał. I z tym też już się godzę. Nie naciskam. Powiedziałem jej, że poczekam. Tyle, ile będzie trzeba.

 

Janka: Mnie najtrudniej przyszło uporać się z bagażem win w stosunku do zwierząt, które w trakcie swojego picia skrzywdziłam. Nieraz były głodne, nawet i kilka dni, bo jak miałam ciąg, to zdarzało mi się i kilka dni nie wracać do domu. Zmuszone były załatwiać się w domu i w ogóle… straszne historie. Jeden z moich psów nie przeżył tego wszystkiego. Oczywiście rozpaczałam, użalałam się nad sobą, nad SWOJĄ stratą. Ale szybko na pocieszenie wzięłam sobie następnego psa. Tego z kolei zabierałam na pijackie balangi, że niby taka odpowiedzialna jestem, że już nie zostawiam go samego. To jeszcze szczeniak był. Po pijaku nie upilnowałam go i wpadł pod samochód, gdy ja zaliczałam zgon na jakiejś ławce w parku. O tym, że go zabiło, powiedzieli mi ludzie, gdy chodziłam i szukałam go półprzytomna po okolicy. I jak sobie można coś takiego wybaczyć? Jak tu zadośćuczynić?

Nie piję już 3 lata, ale te psy nieustannie śnią mi się po nocach. Modlę się za nie, za siebie, żeby mi wybaczyły. W ramach pokuty zabroniłam sobie posiadania jakichkolwiek zwierząt. Nie zasługuję na nie. Choć nie zadośćuczynię już tym, które skrzywdziłam, zaczęłam pracować jako wolontariuszka w schronisku dla zwierząt. Każdy weekend poświęcam na wyprowadzanie psów na spacery i socjalizowanie ich, by mogły szybko znaleźć dobry dom. Być może kiedyś przyjdzie taki moment, że poczuję, że moja wina została odkupiona, ale nie sądzę, by nastąpiło to szybko.

 

Jeśli chcesz poznać, na czym polega program 12 kroków, informacje znajdziesz TUTAJ.

Scroll to Top