Lista ratunkowa na czas kryzysu

Na to czy w naszym trzeźwieniu dopadnie nas kryzys czy nie – owszem, mamy wpływ, ale jest on ograniczony. Możemy zadbać o to, by taki kryzys nie nastąpił, ale niekiedy na skutek oddziaływania rozmaitych niekorzystnych okoliczności wypadamy z torów. W takim wypadku dobrze mieć pod ręką jakieś koło ratunkowe.

Chciałabym się z Wami podzielić narzędziem, o którym opowiedziała mi moja sponsorka na Programie 12 kroków. To narzędzie już nieraz przydało mi się w gorszych momentach mojego trzeźwego życia. Nazwałam je swoją listą ratunkową, a w gruncie rzeczy jest takim podręcznym spisem rzeczy, które lubię robić i które mnie wzmacniają.

Taki spis warto zrobić sobie wtedy, kiedy w naszym życiu dobrze się dzieje. Gdy jesteśmy na fali, a więc nasz umysł, emocje, ciało współdziałają w pewnym harmonijnym, wspierającym się nawzajem układzie. Robimy ją wtedy, gdy czujemy się dobrze ze sobą i ze światem.

Żeby stworzyć taką listę, musiałam sobie odpowiedzieć na następujące pytania:

  • Co lubię robić? Co daje mi satysfakcję? Co poprawia mi nastrój?

(np. gdzie i jak lubię spędzać wolny czas?; jakie są moje ulubione potrawy?; z którymi ludźmi lubię się spotykać, przebywać w ich towarzystwie?; którym ludziom mogę ufać?)

  • Co motywuje mnie do działania?
  • Co mnie uspokaja?
  • Co mnie rozśmiesza?
  • Co mnie wzrusza?
  • Co pozwala mi poczuć się bezpiecznie?
  • Co koi moje lęki?
  • Jakie są moje mocne strony / zasoby / zalety?

(tu m.in.: za co sam siebie lubię/cenię; za co lubią / cenią mnie inni; w czym jestem dobry?; jakimi umiejętnościami/wiedzą dysponuję?)

  • W jakich chwilach w życiu czułem się najlepiej i dlaczego? Jakie emocje towarzyszyły tym chwilom? Co sprawiło, że tak dobrze się czułem? Jakimi sposobami mogę taki stan osiągnąć?

(tu: można rozpisać plan działań – czyli kolejne kroki zbliżające mnie do osiągnięcia podobnego stanu w przyszłości; warto zastanowić się, czego potrzebuję, żeby taki stan osiągnąć).

Czasami takiej listy nie da się zrobić za jednym zamachem. Ja swoją robiłam etapami i wciąż stale uzupełniam ją o nowe punkty/odpowiedzi.

Zrobiłam ją w dwóch egzemplarzach. Jeden – rozszerzony – trzymam w domu w szufladzie biurka, drugi – w wersji skróconej – noszę ze sobą w portfelu.

Wersja skrócona wygląda mniej więcej tak:

Lubię czytać książki. Lubię, gdy jest ciepło. Lubię lody miętowo-czekoladowe, kawę z nutką pomarańczy, gorącą czekoladę z chili i muzykę z lat 80. Lubię spacery po lesie. Lubię filozoficzne gadki o życiu i śmierci. Lubię nie czuć lęku. Lubię moją przyjaciółkę i jej ufam. Wycisza mnie medytacja i kontakt z przyrodą. Motywuje mnie jasno określony i wartościowy cel (ale także złość, która jest znacznie bardziej energetyczna niż smutek). Ulubiona chwila: spacer poza miastem z ukochanym psem w piękny słoneczny dzień.

Kiedy korzystam ze swojej listy ratunkowej?

Gdy dopada mnie kryzys: jakiś dołek, jakaś nuda, brak motywacji, stres, głód alkoholowy.

W kryzysie moja głowa nie grzeszy kreatywnością. W kryzysie często kręcę się wokół własnej osi, zapętlam się w schematycznym myśleniu. Nierzadko wydaje mi się wtedy, że ja tak naprawdę nic nie lubię robić, że sama jestem do niczego, nikt mnie nie kocha i nie lubi, wszystko jest do bani, bez sensu, straszne. Kiedy jednak wyciągam swoją listę ratunkową, wówczas mogę zobaczyć, że jakiś czas temu myślałam o sobie i świecie inaczej (a zatem, że moje poglądy / spojrzenie na siebie i świat zmieniają się w zależności od mojego nastroju, czyli że moje obecne czarnowidztwo niekoniecznie jest prawdą o rzeczywistości).

Poza tym, kiedy w kryzysie przypominam sobie o tym, co lubię robić i jakimi zasobami dysponuję, w mojej głowie i emocjach pojawia się jakaś bezpieczna przestrzeń, w której znajduję miejsce na kreatywne myślenie i na szukanie motywacji do działania. W najbardziej ekstremalnych przypadkach, jeśli nawet tej motywacji i kreatywności nie odnajdę, lista uświadamia mi, że każdy kryzys, gorszy okres w życiu, w końcu przeminą, bo wszystko w życiu przemija, zatem jedyne, co w zasadzie muszę teraz zrobić, jeśli na nic innego nie mam siły ani pomysłu, to dać czasowi czas – przeczekać i nie robić głupstw (nie sięgać po kieliszek).

Pogody ducha!

Może zainteresuje Cię: Metoda Stutza – prosty przepis na życie

Urszula

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top