Festiwale na trzeźwo, czyli gdzie się bawić?

Jedno z moich ulubionych powiedzeń brzmi: „nienawidzę dwóch typów ludzi: trzeźwych, kiedy jestem pijany oraz pijanych, kiedy jestem trzeźwy”. Dlatego rozstając się z nałogiem, musiałem zweryfikować pewne swoje przyzwyczajenia związane z rozrywką – musiałem znaleźć sposób na zabawę na trzeźwo.

Przy rozstawaniu się z alkoholem przyszło mi pogodzić się z tym, że pewna część życia, np. ta związana z wakacyjnymi festiwalami, przestanie istnieć. Wiadomo, nie mam problemu, aby pojechać na Open’er i nie pić, jednakże przebywanie wśród ludzi, którzy dzielą się na dwa typy: tych, co są pijani oraz tych, co pijani będą, niekoniecznie musi być ekscytującą przygodą.

Podobnie sprawa wygląda z Woodstockiem (obecnie Pol’and’Rock Festival) – fajnie było pić od rana do wieczora non stop, ale teraz mam inne priorytety, a spotkanie tam kogoś trzeźwego poza pokojowym patrolem i księdzem na „przystanku Jezus” przypomina stopniem trudności rzucanie heroiny, o ile samo chodzenie po ziemi, gdzie zamiast trawy są puszki po piwie, nie jest wyzwaniem.

Nie chciałbym tu być dla nikogo krzywdzący, wiadomo, najważniejsza jest muzyka, miłość, radość, ludzie, ale tu chodzi o proporcje. O tych proporcjach chciałbym teraz więcej powiedzieć, bo są imprezy, gdzie te proporcje są odwrócone. Gdzie nie sprzedają piwa, gdzie używki są, wiadomo, bo używki są wszędzie, ale jak ich nie szukasz, to ich nie znajdziesz.

Ja opisuję te festiwale z osobistej perspektywy, gdzie jechałem spędzać czas – nie zwracać uwagi na to jak kto się bawi, tylko bawić się po swojemu. Mnie nie przeszkadza, gdy ktoś wypije piwko, ktoś inny zajara blanta, a jeszcze ktoś inny weźmie LSD. Przeszkadza mi jednak, kiedy ktoś mnie do tego namawia, kiedy dziwi się, że nie chcę albo sprawia, że czuję się nieswojo z tego powodu, że jestem trzeźwy. Przeszkadza mi, gdy muszę obcować z tłumami pijanych ludzi, którzy mi się narzucają, namawiają do kieliszka albo się o mnie obijają.

Fruń

Hasłem przewodnim pierwszego festiwalu, o którym będę mówił jest „idea, marzenie i świadomość, że każdy człowiek ma moc, by kreować swoją własną rzeczywistość”. A będę mówił o festiwalu we Fruniu, gdzie udało mi się stworzyć własną rzeczywistość, bawić się na własnych warunkach, bez zawstydzenia i poczucia winy, że jestem trzeźwy i bez poczucia zażenowania zachowaniem innych. Słońce o 5 rano, po nocy spędzonej na kawie, jest równie piękne, jak po nocy spędzonej na MDMA.

Fruń wymieniam jako pierwszy, bo to na tyle spokojny festiwal, że pojechaliśmy tam z dwójką dzieci. Są tam dwie sceny, jedna z elektroniczną muzyką, gdzie leci srogi psytrance, druga – spokojniejsza z muzyką żywą. Są spektakle, warsztaty, medytacja, masaże, joga, jam session. Na tym festiwalu po prostu miło spędza się czas, rozmawiając i słuchając. Od czwartku do niedzieli udało mi się poznać tam kilkadziesiąt osób, przeprowadzić setki rozmów. Na warsztatach można nauczyć się grać na bębnach, malować, śpiewać, tańczyć. Wystarczy tylko się trochę otworzyć na doznania.

Las

Ten festiwal odbywa się na fragmencie prywatnego lasu w górach, przeznaczonym na magiczną krainę. Bardziej niż we Fruniu ludzie przybywają tu dla zabawy, więc w namiotach sporo osób opróżnia flaszkę, ale raczej w umiarkowanych ilościach. Nie spotkałem na tej imprezie przeszkadzających mi, pijanych ludzi, a rozbijając namiot w spokojniejszej okolicy, zasadniczo w ogóle mogłem być od tego z dala.

Muzycznie jest tu dużo elektroniki z bardzo szybkim tempem, ale jest też jedna scena, gdzie muzyka jest spokojniejsza. Bardzo fajna jest strefa Chill, gdzie ja osobiście spędzałem większość czasu. Fajne są też warsztaty, no i cała okolica sauny, gdzie przebywa sporo ludzi będących przed lub po imprezie, wśród nich najlepiej się czułem.

Summer Contrast

Pod względem dekoracji to jeden z najlepszych festiwali (świetne posągi drewnianych zwierząt leśnych). Dużo scen, raczej mocno elektronicznie, więc osoby lubiące spokój mniej się tu odnajdą.

Na Summer Contrast jest sporo hałasu, dużo ludzi, tym samym częściej można kogoś chodzącego z piwem spotkać. Jednakże miło mi się spędzało na nim czas, zawsze byłem w stanie znaleźć swoje „spokojne” miejsce.

Wibracje

To festiwal ludzi żyjących w zgodzie z naturą. Nastawiony na poznawanie siebie, słuchanie raczej spokojnych koncertów. Używki wszelkiego typu są tam raczej źle widziane, z drugiej strony jednak można tam spotkać osoby mocno zakręcone na punkcie mistycyzmu i duchowości (ale nie tej religijnej), zatem niektórym, twardo stąpającym po ziemi osobom, trudno będzie tam się odnaleźć.

Tribalanga

To coś pomiędzy Lasem i Wibracjami. Trochę mistycyzmu, trochę bardziej imprezowo. Na Tribalandze można spędzać czas rozmawiając, słuchając muzyki, zachwycając się z innymi pięknem planety.

Source

Ten festiwal zainspirowany został filozofią neoplatońską, duchowością, tantrą i kulturą psychodeliczną.

W zeszłym roku festiwal ten był niezwykłym wydarzeniem. Na olbrzymim terenie było kilka miejsc z muzyką, bardzo różnorodną, ale też mnóstwo miejsc na rozmowę, sporo wystawców mających zarówno mądre książki, jak i magiczne kamyczki, fajne ubrania, przepiękne dekoracje. Było też mnóstwo niezwykłych ludzi. Miejscówka w Dworku San Maryno koło Radomia. Po prostu kilka dni czułem się jak w bajce.

***

Wszystkie te festiwale (no, może poza Summer Contrast) mają jeden cichy wspólny mianownik – spowolnienie, poszukiwanie wewnętrznego spokoju, swojego „ja”, szczęścia, poznawanie ludzi i dbanie o planetę.

Nastawcie się na spokojne odkrywanie, chodzenie na warsztaty, spędzanie czasu. Bez używek nie będzie to film sensacyjny, tylko miła podróż w nieznane. Pamiętajcie tylko, że jest BARDZO GŁOŚNO 🙂

Takich małych festiwali jest bardzo wiele, więc mocno zachęcam do ich odkrywania. Ja podzieliłem się z Wami tymi, na których byłem osobiście.

Warto przeczytać: Za młodzi, by chorować, za starzy, by trzeźwieć

Zombie

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top