Za młodzi, by chorować, za starzy, by trzeźwieć

Jako uzależnieni spotykamy się często ze stereotypami dotyczącymi nałogu alkoholowego. Jednym z najpopularniejszych jest ten dotyczący wizerunku osoby uzależnionej. W ten wizerunek nie wpisuje się osoba młoda, witalna, kulturalna, zadbana. Niestety takiemu stereotypowemu myśleniu ulegają nawet osoby teoretycznie wykształcone w materii uzależnień, np. lekarze.

– Pani nie jest alkoholiczką, proszę tak o sobie nie mówić – powiedział Alinie psychiatra, mimo że Alina miała już za sobą pobyt na odwyku i kilka lat niestacjonarnej terapii uzależnień.

– A na jakiej podstawie pan stwierdza, że nie jestem? – zapytała rezolutnie pacjentka.

– Proszę mi wierzyć, znam się na tym, a pani nie wygląda mi na alkoholiczkę – odpowiedział z wielką pewnością siebie lekarz.

„Nie wiedziałam, że alkoholizm ocenia się po wyglądzie” – chciała mu odpowiedzieć, ale dała sobie spokój. Choć oczywiście przeszło jej przez myśl, że fajnie by było uwierzyć lekarzowi, wtedy mogłaby wrócić do picia i może mieć je pod kontrolą. Na szczęście nie uległa tej pokusie, a u owego psychiatry więcej się nie pokazała.

***

Marta podejrzewała, że ma problem z alkoholem i postanowiła skonsultować to z psychologiem.

– Miałam 22 lata, piłam od 14 roku życia, niemal od początku kasacyjnie, ale mimo to jakoś się trzymałam, jakimś cudem radziłam sobie w szkole, zdałam na studia, dbałam o siebie – opowiada. – Niemniej martwiło mnie moje picie. To, że ciągle szukam okazji do napicia się, że bez alku nie umiem się bawić, że nie wyobrażam sobie bez niego spędzania wolnego czasu, że jak już zacznę pić, to nie potrafię się zatrzymać, póki film mi się nie urwie, że zdarzają mi się poranne kliny, że czuję się notorycznie skacowana i notorycznie zmęczona, że wiele spraw przez to zawalam. Wiedziałam, że matka mojej przyjaciółki jest znaną psycholożką, więc poprosiłam ją o konsultację w tej sprawie.

– Dziecko, nie ma co się od razu wbijać w jakieś etykiety – usłyszałam od niej. – Jaka tam z ciebie alkoholiczka? Po prostu musisz bardziej zatroszczyć się o siebie. Zadbaj o to, by zapewnić sobie w wolnym czasie aktywności, które sprawiają ci przyjemność i nie wiążą się ze spożywaniem trunków. Opracuj sobie listę zdrowych bezalkoholowych drinków i sukcesywnie zamieniaj te alkoholowe na te bezalkoholowe. Jesteś za młoda na bycie alkoholiczką. Wystarczy, że zmienisz przyzwyczajenia i wszystko będzie dobrze.

Nie było. Po tej rozmowie przez kolejne cztery lata Marta coraz bardziej pogłębiała się w nałogu. Aż w końcu wylądowała z delirką w szpitalu.

– Przez wiele lat miałam jeszcze żal do tamtej psycholożki, że nie zdiagnozowała u mnie choroby, z góry zakładając, iż młoda, ładna, zadbana dziewczyna nie może mieć problemu alkoholowego – mówi. – Później dotarło do mnie to, że w sumie, jeśli chcemy zostać właściwie zdiagnozowani, nie powinniśmy prosić o to znajomych. Tamta psycholożka nie miała do mnie dystansu. Zaprzeczała chorobie, bo nie potrafiła przyjąć, że przyjaciółka jej córki, w tym samym wieku, co jej córka, cierpi na tak wstydliwą (w jej pojęciu) przypadłość. Niestety jej nieprofesjonalne podejście kosztowało mnie dodatkowe cztery lata wyniszczania organizmu. Szkoda. Niemniej dziś mówię sobie: „lepiej późno niż wcale”.

***

– Ja z kolei na mityngach spotykałam się niejednokrotnie ze zdziwieniem, co ja tam robię, bo przecież jestem taka młoda – opowiada Maria. – Rzeczywiście wyglądałam młodo. Niska, drobna, niemal jak nastolatka, choć już przekroczyłam 20. rok życia. „Ty na serio masz problem z alkoholem?” – dopytywali mnie członkowie AA. – „Nie za młoda jesteś na AA?”. Wkurzało mnie to. Te pytania sprawiały, że czułam się tak, jakbym nie była mile widziana we Wspólnocie. Poza tym podważały fakt mojego uzależnienia, a to było dla mnie niebezpieczne. Bo jeśli uwierzyłabym, że nie mam problemu, to znów wróciłabym do nałogu. Przestałam więc chodzić na mityngi. Nie czułam się tam bezpiecznie.

***

– W moim przypadku był odwrotny problem – mówi Marian. – Nie byłem za młody, by się uzależnić, lecz za stary, żeby zerwać z nałogiem. Moi bliscy i znajomi dziwili się, że zdecydowałem się na terapię uzależnień po sześćdziesiątce. Wielu z nich czekało na emeryturę, by móc sobie w końcu wieczorami beztrosko podrinkować, nie martwiąc się o to, że na drugi dzień muszą iść do pracy, a ja tymczasem chciałem się tej możliwości pozbawić. Nie rozumieli tego. „Przecież właśnie teraz możesz sobie na to pozwolić, żeby pić” – mówili. – „Chce ci się w tym wieku jeszcze coś ze sobą robić?” – pytali. Ale ja właśnie po sześćdziesiątce poczułem, że jestem zmęczony pijanym życiem. I zdałem sobie sprawę, że jeśli nie przestanę pić, to długo tak dalej nie pociągnę. Moje ciało krzyczało: „ani grama alkoholu więcej!”. Stawiało mi ultimatum. A mnie niespieszno było do grobu. Postanowiłem więc wziąć się za siebie. Zacząłem się leczyć, przystąpiłem do AA. Dziś żałuję, że zrobiłem to wszystko tak późno, jednak nie żałuję, że w ogóle się na to zdecydowałem. Za to ostatnie jestem wdzięczny. Dla niektórych życie zaczyna się po dwudziestce, trzydziestce czy czterdziestce, dla mnie zaczęło się po sześćdziesiątce. Nawet gdybym miał jeszcze przeżyć tylko miesiąc czy rok, chciałbym je przeżyć na trzeźwo, świadomie, w realu, a nie w iluzjach. Było warto. Może późno, ale nie za późno.

***

– Popadłam w nałóg dość późno, bo po pięćdziesiątce – wspomina Janina. – Dla wielu osób to było dziwne. W tym wieku, to raczej powinno się wychodzić z nałogu, a nie w niego wpadać. Raczej iść po rozum do głowy, a nie ten rozum tracić. Okazuje się jednak, że alkoholizm nie zważa na wiek, płeć czy inne rozróżnienia. Wszędzie potrafi znaleźć grunt, na którym może się rozwinąć. U mnie rozwinął się po 50. roku życia, gdy mąż zostawił mnie dla młodszej, a dzieci opuściły gniazdo. W sumie niemal z dnia na dzień zostałam sama. W tej samotności zaczęłam pić i bardzo mi się to spodobało. Tak bardzo, że później nie potrafiłam już bez picia żyć. Z alkoholu zrobiłam swojego życiowego towarzysza, swojego przyjaciela, nie podejrzewając zupełnie, jak toksyczna stanie się ostatecznie ta nasza relacja. Gdy dobijałam do sześćdziesiątki, trafiłam do AA. Zaciągnęła mnie tam dużo młodsza ode mnie koleżanka, którą od tygodni przekonywałam, że jestem za stara na takie rzeczy, że dla mnie już nie ma ratunku. „W tym wieku to już pora umierać, a nie starać się coś w swoim życiu zmienić” – mówiłam. – „To nie ma sensu”, „Po co?”, „Nie dam rady”. Ale ona nie dawała za wygraną i w końcu dopięła swego. Jakie było moje zdziwienie, gdy na mityngu zobaczyłam wiele osób w moim wieku, a nawet starszych. Było też sporo młodych, a nawet bardzo młodych. „Jak widzisz, ta choroba jest bardzo demokratyczna” – śmiała się moja koleżanka. – „Nie segreguje ludzi”. Zaczęłam regularnie chodzić na mityngi. Od pięciu miesięcy nie sięgnęłam po alkohol. Czuję jak wraca mi nadzieja i chęć do życia. Może i metrykalnie nie jestem już najmłodsza, ale duchem wciąż czuję się młoda. Dlatego na pohybel starości, resztę swojego życia zamierzam przeżyć na trzeźwo.

Warto przeczytać o tym, że uzależniony może być każdy.

Strefa U

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top