Alkoholicy mają w zwyczaju liczyć dni swojej trzeźwości. Rocznice niepicia obchodzą, zapalając kolejne świeczki na torcie, zupełnie jak w urodziny. Ale jeśli na tej drodze zdarzy się im zapicie, traktują to jak wyzerowanie licznika i powrót do punktu wyjścia. Czy rzeczywiście jednak zapicie oznacza rozpoczynanie wszystkiego od zera?
Kilka razy w gronie trzeźwiejących alkoholików spotkałam się z dziwną reakcją na osoby, którym po kilku miesiącach czy latach niepicia zdarzyło się sięgnąć po kieliszek. Traktowano je tak, jakby ich „notowania” spadły do zera. Mówiąc o „notowaniach” mam na myśli szacunek, jakim darzono ich w grupie innych trzeźwych alkoholików. Jakby przekreślano ich dotychczasową ścieżkę trzeźwości, zmniejszano zaufanie do nich i ustawiano na końcu kolejki, pośród nowicjuszy.
A przecież dla kogoś, kto zapił, ten fakt sam w sobie jest ciosem. Pamiętam, że gdy po 10 latach trzeźwości mnie się to przydarzyło, myślałam o sobie w kategorii „mniej niż zero”. Wyrzucałam sobie, że tyle lat starań poszło na marne i że teraz wszystko muszę zaczynać od nowa. Jednak z perspektywy kolejnych trzeźwych lat, jakie nastąpiły po tym zdarzeniu, myślę, że to wcale nie było zaczynanie od zera, lecz po prostu kolejny krok na drodze trzeźwego życia. Trochę taki wyższy level, na który weszłam.
Utwierdziłam się w tym przekonaniu, gdy później zaczęłam pracować jako sponsorka z innymi alkoholikami. Zapicie pozwalało im więcej zrozumieć o procesie trzeźwienia i o sobie samych.
Nauka na błędach
Gdy po kilku miesiącach czy latach znów sięgamy po używkę, oznacza, że coś na naszej drodze trzeźwienia zaczęło szwankować. Być może straciliśmy uważność na swoją chorobę (np. olewaliśmy informacje dawane nam przez głody alkoholowe, zapominaliśmy o wadze HALT-u, narażaliśmy się na kontakt z wyzwalaczami), być może przestaliśmy stosować się do terapeutycznych czy programowych zaleceń i pracować nad swoim zdrowieniem. Tak czy inaczej zapicie paradoksalnie przynosi nam otrzeźwienie, pozwala zatrzymać się i powrócić na właściwe tory.
Możemy wówczas przeanalizować, co się stało, że znów sięgnęliśmy po używkę. Zastanowić się, gdzie popełniliśmy błędy. Możemy z tego wyciągnąć wnioski i mądrzejsi o nie kontynuować trzeźwienie w lepszy sposób.
Mnie na przykład zapicie „zmusiło” do powrotu do AA i wejścia na program 12 kroków. Dziś uważam, że było to dla mnie czymś w rodzaju zdobycia pewnego stopnia specjalizacji. Otworzyło mi oczy na wiele spraw, przyniosło nowe narzędzia do zarządzania nałogiem.
Warto obejrzeć: Czym jest HALT?
Pokora
Pokora to kluczowy element trzeźwego życia. Gdy jej zabraknie, uzależnienie zmierza w stronę toksycznej trzeźwości lub właśnie w stronę złamania abstynencji. Brak pokory często skutkuje tym, że zaczynamy zapominać, że jesteśmy chorzy, zaczyna się nam wydawać, że możemy funkcjonować jak zdrowi ludzie i nic ze sobą nie robić, że nie musimy nad sobą pracować. Rozpasa się nasz egocentryzm. Znów zaczynamy mędrkować, upierać się przy własnych racjach, nabieramy przekonania, że możemy sami kierować własnym życiem. Na przykład w naszych głowach zaczyna kiełkować myśl, że po co nam mityngi, po co nam to całe AA, że przecież są też inni fajni, zdrowi ludzie, z którymi możemy się rozwijać albo w ogóle, że możemy to robić sami. Odrywamy się od AA, niektórzy nawet inwestują w rozwój osobisty, zaliczają kolejne warsztaty, kursy i wydaje się im, że nad sobą pracują, więc wszystko jest OK. Nie dostrzegają, że tego typu rozwój wyłącznie syci ich ego, że oddalają się od tego, co ważne w zdrowieniu z uzależnienia.
Może być też tak, że odpalają kolejne świeczki na torcie i im więcej tych świeczek, tym bardziej narasta w nich duma oraz myśl, że teraz to już nic ich nie złamie, więc konieczne dla zdrowienia działania mogą sobie odpuścić. W ten sposób zbaczają na manowce.
I właśnie zapicie może przywrócić ich do pionu. Zawrócić ze ścieżki pychy, która wtrynia nas – alkoholików w iluzje i pozwolić nam ponownie się urealnić. To taki zimny prysznic. Egocentryzm, pycha są wpisane w naszą chorobę. Jeśli nad nimi nie pracujemy, lubią przejmować nad nami władzę i aktywować stare chorobowe schematy. Czasami dobrze więc upaść, żeby się zatrzymać. Grunt, żeby zatrzymać się szybko i szybko wrócić „do żywych”.
Potknięcie to nie koniec świata
Myślenie, że zapicie to powrót do punktu zero może być demotywujące dla nas uzależnionych. Jeśli następuje ono po miesiącach czy latach trzeźwości i koncentrujemy się na tym, ile zaprzepaściliśmy owym zapiciem, czyli rozpatrujemy je w kategoriach straty, wówczas tylko otwieramy sobie naszą zardzewiałą furtkę do użalania się nad sobą. Czujemy się przegrani i straceni dla świata, a to często skutkuje tym, że idziemy dalej pić – bo komu by się chciało znów wszystko zaczynać od początku?
Sama tak myślałam i moje zapicie nie skończyło się na jednym razie. Potem piłam jeszcze długo, doprowadzając się do kolejnego dna w swojej uzależnieniowej „karierze”. Prawdopodobnie gdybym tak źle i straceńczo o sobie nie myślała po „wpadce”, szybciej bym się zatrzymała i szybciej wróciła do zdrowienia. Gdybym owe zapicie potraktowała jak potknięcie, jak informację, a nie koniec świata, z pewnością byłoby mi łatwiej. Niemniej nawet i to doświadczenie, jakie zostało mi dane, dziś uważam za cenne, bo pozwoliło mi m.in. zweryfikować swój stosunek do popełniania błędów.
Trochę inaczej mogą działać zapicia u nowicjuszy. Oni nie tracą długiego stażu, ale za to tracą motywację i nadzieję na trzeźwość. Bo jeśli na początku swojej drogi zdrowienia często im się takie zapicia zdarzają, zniechęcają ich do pracy nad sobą. Zaczynają nabierać przekonania, że nic już im nie pomoże, że są w jakiś sposób „wyjątkowymi” alkoholikami, odpornymi na leczenie. To nieprawda. Poczucie wyjątkowości – nawet tej negatywnej – to również część tej choroby. Najczęściej służy jako swoista furtka do picia, do trzymania się nałogu. Dlatego na początku ścieżki zdrowienia lepiej nawet zaprzeć się i jechać na tzw. dupościsku, ale chodzić na terapię, na mityngi i nie pić, niż nieustannie zaliczać skuchy.
Bo im dłużej nie pijemy, tym bardziej nasz mózg i cały nasz organizm wraca do normy, i tym samym zyskujemy większą szansę na złapanie zajawki na trzeźwienie.
Nowy, ale nie „zerowy” początek
Uważam, że zaczynając ponownie trzeźwieć po zapiciu, nie zaczynałam od zera. Miałam za sobą już 10 lat trzeźwości i było to cenne doświadczenie. Po zapiciu weszłam po prostu na kolejny etap, byłam gotowa na zdobycie nowych umiejętności.
Trzeźwienie to proces. Na wejściu z pewnością nie wiemy wszystkiego. Na terapii czy w AA otrzymujemy podstawową wiedzę i narzędzia do rozpoczęcia zdrowienia, ale dopiero potem – w kolejnych latach trzeźwienia – zdobywamy nowe umiejętności w tym zakresie. Jak w każdym procesie, tak i tu są przestoje, regresy i kolejne kroki naprzód. Ale jeśli nad sobą pracujemy, jesteśmy w stanie coraz lepiej zarządzać tym wszystkim, co nie znaczy, że kiedykolwiek osiągniemy w tym biegłość, że ozdrowiejemy. Nie ozdrowiejemy, bo ta choroba z nami zostaje, niemniej można z nią dobrze i zdrowo żyć, jeśli trzymamy się określonych zaleceń.
Tak więc według mnie po zapiciu nie zaczynamy od zera. Licznik być może się zeruje, ale zastanawiam się, po co w ogóle liczyć? Przecież nasze motto brzmi: „Tylko dzisiaj!”. Mamy się skupiać na tym, by być trzeźwymi przez 24 godziny, a nie wybiegać w przyszłość czy rozpamiętywać przeszłość. W tej chorobie nie jest ważne jak długo nie pijesz, ale to, że dziś jesteś trzeźwy. Prawda jest taka, że jutro każdy z nas, jeśli zapomni o tym, kim jest, może znów zacząć pić.
Nie ma więc co zadzierać nosa, że nie pije się już 5, 10 czy 25 lat. Nie ma też co umniejszać tych, którym powinęła się noga. Dla nich to lekcja i dla nas też, jeżeli nie chcemy się uczyć na własnych błędach.
PS
W AA rzeczywiście obowiązuje zasada, że jeśli ktoś zapił, a ma za sobą ścieżkę programową ze sponsorem i przeprowadzał przez program innych alkoholików, to musi wstrzymać się ze sponsorowaniem i ponownie powtórzyć program, najlepiej z innym sponsorem. Wygląda to tak, jakby startował od zera, ale tu wcale nie chodzi o degradację. Chodzi o przeanalizowanie potknięcia, zrozumienie dlaczego to się stało, w czym tkwił błąd i przypomnienie sobie tego, co dla nas – alkoholików ważne, byśmy mogli zachować trzeźwość.
Warto przeczytać: Uzależnienie jako życiowa lekcja
Duża Mi