Jako DDA od zawsze stroniłam od używek. Nie chciałam popełniać błędów moich rodziców. Nie chciałam być od niczego uzależniona i zależna. A jednak niedawno odkryłam, że jestem niewolnicą bycia „miłą” i lęku przed odrzuceniem.
Na pewno zaczęło się to w dzieciństwie. Od zawsze byłam – i cały czas jestem – przekonana, że powinnam być pierwsza w robieniu czegoś dla innych, a ostatnia – w myśleniu o sobie. Jeśli ktokolwiek chce czegoś ode mnie, to moją domyślną odpowiedzią niemal zawsze jest: „tak”. Nie umiem odmawiać, co więcej, każde „tak” sprawia mi satysfakcję, choćbym się miała wyrzec samej siebie.
Znacie to? Jeśli ktoś w pracy ma zostać po godzinach, to będę ja. Jeśli pytają czy jest chętny do pracy w sobotę, również się zgadzam. Prezentację do projektu trzeba pilnie zrobić na rano? Nie ma sprawy.
W szkole zgłaszałam się jako pierwsza. W pracy zgłaszam się jako pierwsza. A może chcesz, by popilnować ci mieszkania, jak pojedziesz na urlop? Może zrobić ci zakupy na drugim końcu miasta? Posiedzieć z twoimi nieznośnymi dziećmi w weekend? Ależ oczywiście, to żaden kłopot. Akwizytor dzwoni z ofertą, której nie potrzebuję? Nie szkodzi – i tak wysłucham, i zapewne się zgodzę na to, co oferuje.
Dopiero kiedy padam wieczorem na łóżko ledwo żywa, kiedy budzę się rano – już od razu zmęczona, wydaje mi się, że chyba coś ze mną nie w porządku. Zwłaszcza że – ile to razy! – jeśli ja potrzebuję przysługi, to jakoś specjalnie chętnych nie ma. A może nie umiem o tę przysługę poprosić?
Kiedyś ktoś mi powiedział, że powinnam nauczyć się stawiać granice. Nawet kilka osób. I to święta prawda, że „granice” i „asertywność” to moja pięta achillesowa. Pół internetu pełne jest porad, jak być asertywnym i stawiać granice (drugie pół wypełnione jest cytatami motywacyjnymi). Ale co z tego?
Jeśli mówię komuś „nie”, to po pierwsze – nie tak jak w poradnikach – tamta osoba wcale nie odpowiada: „Oj, nie miałam pojęcia, że jesteś tak zajęta! Oczywiście załatwię to inaczej. A w ogóle – co ja bym mogła dla ciebie zrobić?”. Na moje „nie” słyszę zazwyczaj: „Ale to jest dla mnie takie ważne”. Albo: „Przecież to dla ciebie nie kłopot”. A kiedy kilka razy naprawdę nie mogłam (niezależnie od siebie) zrobić tego, o co mnie proszono, tamte osoby zwyczajnie się na mnie obraziły.
A po drugie, mówienie „nie” sprawia mi ból. Nieprzyjemność. Odwrotnie niż mówienie „tak”. Gdy mówię „tak”, czuję się potrzebna, ważna, pomocna. Przecież jestem dobra, empatyczna – gdybym mówiła „nie”, przeskoczyłabym do grupy „wykorzystywaczy”. I zawsze, ale to zawsze jestem uśmiechnięta, żeby przypadkiem nikt nie pomyślał, że to, co dla innych robię, sprawia mi jakiś kłopot.
W internecie jest sporo o takich jak ja – poszukajcie pod „people pleaser” czy po polsku „zadowalacze”. Na pewno pierwszym krokiem do poprawy jest świadomość problemu. Książki i artykuły podają też sporo praktycznych porad: zastanów się choć przez chwilę, zanim powiesz „tak”, odwlekaj (to moja ulubiona metoda, niestety mało skuteczna), bądź wyczulona na manipulację itd. Najlepszą z porad była taka, żeby pracować nad poczuciem własnej wartości. Że to nie zadowalanie innych świadczy o mojej wartości.
Jeśli jesteś w podobnej sytuacji, wiesz dobrze, o czym mówię. Mogę ci powiedzieć, że stawianie granic i asertywność wyglądają prosto tylko w poradnikach i czasopismach. W życiu są cholernie trudne. Bo, jak to ktoś mądrze powiedział: ci, którzy korzystali z tego, że nie stawiasz granic, nie oddadzą tego bez walki.
Mogę się podzielić swoimi sposobami i sposobikami:
– uświadomiłam sobie, że nie muszę mieć mnóstwa przyjaciół, ani też nie jest to możliwe;
– trzymam się za rękę, żeby nie podnosić jej, kiedy pytają: „Kto jest chętny?”;
– ćwiczę sobie w głowie, by dopuszczać myśli, że ja też jestem dla siebie ważna;
– nie odbieram wszystkich telefonów;
– zakupy tylko przez internet (żeby sprzedawca w bezpośredniej rozmowie nie wcisnął mi tego, czego nie chcę);
– staram się robić coś dla siebie.
Trzymajcie kciuki.
Warto przeczytać: Wspomnienia Marii Peszek z życia w domu z alkoholem
Miłka
PS
Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy: