Rodzinny splin

Wychowywanie się w destrukcyjnym domu samo w sobie jest dla dziecka traumatyzujące. Ale gdy dodatkowo na starcie dostaje ono mocno zubożony zestaw podstawowych, niezbędnych do życia zasobów, to już jest koszmar.

Z takim właśnie egzystencjalnym koszmarem od najmłodszych lat musiał sobie radzić i starać się przetrwać Przemek, zwany Rockerem. Przemek urodził się z czterokończynowym MPD (Mózgowe Porażenie Dziecięce). Od zarania więc miał w życiu pod górkę. Nie dość, że owe życie poskąpiło mu sprawności, to jeszcze wybrało dla niego niesprawną rodzinę.

Wielu z nas DDA/DDD uważa, że już sam fakt wychowywania się w toksycznym, destrukcyjnym domu, to zbyt wiele. Ale co, jeśli ktoś na taką rodzinę jest skazany i totalnie, bezterminowo od niej zależny?

Jeśli chcielibyście dowiedzieć się, jak to jest, śledźcie stronę i blog Przemka. Mimo niepełnosprawności i trudnego startu Rocker nigdy się nie poddał. Co więcej choć sam w życiu tak niewiele dostał, potrafi wiele dawać innym.

Przemek jest honorowym członkiem Stowarzyszenia „Strefa U” i właśnie ruszył z tym, o czym marzył od dawna, czyli z pisaniem w sieci o sobie, i swoim życiu. Jesteśmy przekonani, że jeśli go poznacie, jego osoba zapadnie Wam w serce, jak zapadła i nam – zespołowi Strefy U.

Dziś za zgodą, Przemka „Rockera” publikujemy dwa jego pierwsze blogowe wpisy, odsłaniające początki jego życia w domu, który z pewnością nie był domem idealnym. Ale… Przemek, jak to u niego bywa, mimo iż dostrzega niedoskonałości środowiska, w jakim się wychował, potrafi zawsze znaleźć w nim jakieś okruchy dobra.

Dzień matki

Cześć. To mój pierwszy wpis. Będzie smutno i dramatycznie, ale piszę go w dniu dość ważnym dla mnie. Będzie on dotyczył mojej matki. Biologicznej matki. Dziś mija 39 rocznica jej tragicznej śmierci. Śmierci przedwczesnej; śmierci, której w tamtej chwili można było zapobiec, ale chyba nieuniknionej. Oczywiście każda śmierć jest nieunikniona, ale mi chodzi o formę odejścia. Mama odeszła na własnych warunkach.

Wieczór 20-ego czerwca 1984 r. Jedno z kolejnych zakrapianych alkoholem spotkań. Przy stole rodzice i kochanek matki. Ojciec od kilku miesięcy coś kmini. Matka szła w zaparte. Niestety kłamała. Wielokrotnie byłem świadkiem jej zdrad. W Sylwestra 83/84 by udowodnić niewinność… Zażyła moje leki. Na domówce był wtedy tenże kochanek z żoną. Po zażyciu przyznała się że to zrobiła. Zanim przyjechała pomoc już straciła przytomność. Była na detoksie z 3 tygodnie. Wróćmy jednak do wydarzeń z czerwca.

Ojciec kładzie mnie spać. Zanosi mnie do łóżka, lekko przemywa… I słyszę jak w drugim pokoju matka mówi kochasiowi o wzięciu prochów. Prosi o milczenie. Mówię o tym ojcu. Ojciec pyta, matka zaprzecza. Gorliwie zaprzecza. Kochaś chyba milczy. Nie pamiętam już. Ojciec uwierzył. Kładziemy się spać.

Rano ojciec zaspał do pracy. Z reguły zawsze wstawał o żądanej porze nawet na najgorszym kacu. Wstaje, budzi matkę, ta nie reaguje. Tętno nikłe. Pogotowie zabiera ją na toksykologię. Dwa dni później przychodzi dwóch milicjantów z wiadomością o jej śmierci.

Długo mi zajęło zrozumienie, że to nie była moja wina. Obwiniałem się, że nie byłem bardziej nieustępliwy. Jednak z czasem zrozumiałem, że to by tylko przedłużyło jej męki… Serio… Nie leczyła się, a według mnie powinna. Między rodzicami wszystko się wypaliło. Jedynymi lącznikami były alkohol, seks i ja. Nie rozwiedli się przeze mnie i dla mnie… Uważam to za gwóźdź do trumny matki. A ja i tak cierpiałem w narastającej patologii. Dlatego uważam że w pewnych sytuacjach lepiej nie mieć któregoś z rodziców niż cierpieć mając ich oboje. Czy to oznacza radość z powodu samobójstwa matki? Oczywiście NIE! Staram się tylko racjonalizować jej decyzję. A może po prostu staram się zagłuszyć odzywające się jeszcze czasami myśli, że mogłem bardziej przycisnąć ojca. Ale przecież ten kochaś tak naprawdę pomógł jej w samobójstwie zachowując milczenie!

Miesiąc po śmierci mamy ojciec zapoznaje kobietę w celu stworzenia nowego związku. Stwierdza, że nie odda mnie do domu opieki, a babcia już nie da rady się mną opiekować, dlatego potrzebna jest kobieta, która się mną zaopiekuje jak matka. Tym bardziej, że kończył mu się urlop i musiał wracać do pracy. Efekt? W czerwcu następnego roku wzięli ślub. Do dziś żyją razem. Mama (macocha) postawiła ojca do pionu. Przestawał stopniowo pić, zmienił pracę na taką, w której nie pił. Sami widzicie, że czasami bardzo tragiczne sytuacje mogą przynieść zmiany na lepsze.

Tatko

Wczoraj była rocznica tragicznej śmierci matki, więc zebrało mi się na wspomnienia o niej a dzisiaj mamy dzień ojca, zatem opowiem o nim. Ale że co? Że nie chcecie? Trudno 🙃 opowiadać każdy może, ale nie każdy musi słuchać albo czytać, prawda? 🙃

Tatko ma prawie 75 lat. Swoje choroby, poglądy itp. Nie zawsze się z nim zgadzam, ale staram się nie drążyć drażliwych tematów. Obaj mamy kłopoty z serduchem.

Pochodzi z wielodzietnej, góralskiej rodziny. Za nauką nie przepadał, wolał pasać owce jako juhas. Szybko zaczął pracować bo w domu była bieda. Potem służba wojskowa, którą odsłużył na WAM-ie. Wtedy poznali się z mamą. Po wojsku pobrali się i po pewnym czasie wynajęli pokój z kuchnią na poddaszu. Właściwie to był strych zaadoptowany do mieszkania. Bez WC, z zimną wodą na innym strychu i z piecem na opał.

Odkąd sięgam pamięcią nie za bardzo im się układało. Alkohol dewastował tę rodzinę. Pamiętam dwa oblicza ojca z dzieciństwa. Jedno to czuły tata, potrafiący poświęcić mi czas, mimo, że nie miał go za dużo, bo po pracy w budowlance szedł do piwnicy w bloku babci i robił wiatraczki z drewna, by opłacić moją rehabilitację. Drugie to pijany agresor demolujący meble i tłukący matkę. W okresie młodzieńczym, gdy zaczął się u mnie bunt, kilka razy też i mi oberwało się. Ale to było coś innego niż agresja względem mnie matki. U ojca był powodem alkohol. A matka miała po prostu ochotę na trzeźwo sprać mnie na kwaśne jabłko gdy np zaciąłem się przy czytaniu, źle napisałem słowo lub coś tam jej „odszczeknąłem”. Trwało to do jej śmierci, natomiast agresja ojca wobec mnie uaktywniła się jakiś czas po jej śmierci. Ale jest jedna rzecz, która zakrywa te przykre wspomnienia.

Podczas jakiejś imprezy, już po śmierci matki, pewna persona zapytała ojca, czemu mnie nie odda do zakładu dla przewlekle chorych (czyli chyba DPS) bo przecież wyrastam na potwora. Ojciec w krótkim zdaniu oznajmił jej, że to już najwyższy czas by szybko opuściła nasze mieszkanie, używając przy tym języka ” łacińskiego „.

Dziękuję Ci za to, Tato… I za kilka innych rzeczy, w tym pokazanie mi jak grać na dzwonkach… Bez tej decyzji pewnie już by mnie dawno nie było.

Zdrowia Tato!

Strefa U

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top