Nie żyje Matthew Perry

Większość życia przeszedł pod rękę z nałogami. Był na 15 odwykach, niejednokrotnie ocierał się o śmierć. W końcu jednak wytrzeźwiał. Rok temu napisał świetną książkę, w której szczerze opowiedział o sobie. Docenił trzeźwość, niestety niedane mu było długo się nią cieszyć.

W młodości, po tragicznej śmierci mojej przyjaciółki, ukułam taką teorię, że rodzimy się, by w ziemskim życiu stoczyć walki z różnymi gnębiącymi nasze dusze demonami. Jeśli w jednym życiu nie wystarczy nam sił na ich pokonanie, naszą walkę muszą kontynuować nasi potomkowie lub też my sami musimy narodzić się ponownie, by dokończyć dzieła. Jeśli jednak cel na ziemi uda nam się osiągnąć, to bez względu na to, czy jesteśmy na tego życia początku, w środku czy na jego potencjalnej mecie – umieramy.

Z ziemskiej perspektywy to naprawdę niewesołe. Bo gdy już nie musimy walczyć, gdy osiągamy spokój, poczucie bezpieczeństwa, równowagę, akceptację, a więc nareszcie moglibyśmy zacząć w pełni cieszyć się życiem, nagle słyszymy: „Time is over” i chwilę później nas nie ma.

Mam wrażenie, że śmierć aktora Matthew Perry”ego wpisuje się w te moje młodzieńcze przypuszczenia. Kiedy po wielu stoczonych walkach w końcu rozpoczął trzeźwe życie, gdzieś na górze włączył się alarm i wydano dyspozycję niezwłocznego odwołania Chandlera z misji na ziemi.

Życie jest zbyt krótkie, żeby pić i ćpać

Kilka miesięcy temu pisaliśmy w Strefie U o wydanej w 2022 r. książce Perry’ego „Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz”. Naprawdę wszystko wskazywało na to, że przed Matthew jeszcze wiele lat dobrego, trzeźwego życia. Pokonał swoje demony, wyciągnął z tych walk wnioski, był gotowy na nowy etap. W końcu miał dopiero 54 lata. Ale 28 października 2023 r. jego ciało znaleziono w domowym jacuzzi. Oczywiście, jak to w przypadku sławnych osób bywa, pojawiło się wiele spekulacji odnośnie do jego śmierci. Czy jak Robin Williams popełnił samobójstwo, czy ktoś go zabił, a może wrócił do narkotykowego nałogu i się zaćpał? Ludziom jakby trudno uwierzyć w bardziej zwyczajną śmierć, np. zawał serca i w jego wyniku utopienie się. A przecież Perry przez lata nadwerężał organizm, trując się na rozmaite sposoby i próbując unicestwić. Niejednokrotnie podczas czynnego nałogu wymykał się Żniwiarzowi. Niestety, ludzkie ciało ma swoje ograniczenia i limity – zużywa się, a nałogi zdecydowanie to zużycie przyspieszają. Wiele wskazuje więc na to, że przeszłość odtwórcy roli Chandlera mocno przysłużyła się jego metrykalnie przedwczesnemu zgonowi.

Dla nas, uzależnionych, historia Matthew to kolejne przypomnienie, że życie jest zbyt krótkie, by marnować je na nałogi. Że nie warto zwlekać z podjęciem leczenia i jak najszybciej trzeba przestać lekceważyć kwestię nałogu oraz zaprzeczać jego wpływowi na naszą egzystencję.

Być może uzależnienie wielu z nas pozwala przeżyć koszmar egzystencji, ale całkowicie uniemożliwia samo życie. A życie jest zbyt krótkie, aby nie żyć.

Żegnaj, Matthew!

Dzień po śmierci amerykańskiego aktora, gdy świat obiegła wieść o tragedii, mnóstwo ludzi opłakiwało jego odejście.

„Żegnaj Mathew. Żegnaj Chandler” – napisał na FB, dziś już trzeźwy, polski aktor Borys Szyc. – „Jak piękne i smutne można mieć życie. Jak bardzo można kochać życie i jednocześnie chcieć się unicestwić. Wznoszę za Ciebie szklankę gazowanej wody. Niech Ci już lekko będzie i spokojnie”.

Mnóstwo osób podzieliło się swoimi wspomnieniami, związanymi z Perrym.

„Kiedy rok temu przeczytałem jego autobiografię, trzymałem kciuki, żeby mu się udało. Bo należało mu się jak cholera, za to cało dobro, które dał milionom ludzi na świecie. Nie udało się. Płaczę po nim jak po przyjacielu” – wyznał dziennikarz i pisarz Marcin Meller. – (…) „Przyjaciół traktowałem jak najlepszych przyjaciół. Kocham całą szóstkę z najlepszego castingu w historii telewizji, ale chyba największą słabość czułem do Chandlera. Ten najwspanialszy sarkazm świata (pamiętacie ten odcinek jak się założył, że potrafi się powstrzymać od kąśliwych komentarzy?), mieszanka ironii i wrażliwości, podszytej nieśmiałością i traumami. Szalony śmiech i jakiś taki nostalgiczny, refleksyjny smutek. Ta rola była tak genialna, bo ewidentnie Matthew Perry dawał część siebie samego”.

Mnóstwo również nawiązało do jego autobiografii.

„Rok temu napisałam: tę książkę MUSICIE przeczytać. Nie ma żadnego znaczenia, czy oglądaliście Przyjaciół (…), bo to nie jest książka o serialu, to jest książka o tej iluzji, której zbyt często dajemy się zwieść, że sława, okładki i duże kwoty na koncie są nam najlepszą ochroną od rzeczywistości. A każdy uśmiech aktora, którym częstuje nas z ekranu, jest niewymuszony i prawdziwy, chyba że akurat nosi licówki, to nie” – napisała na swoim facebookowym profilu znana polska statystyczka, blogerka i aktywistka Janina Bąk. – „Oto kochany przez nas wszystkich telewizyjny Chandler, ten rozkoszny i zabawny typ w za dużych garniturach, zaczyna swoją historię od zdania: Cześć, mam na imię Matthew. (…) Powinienem już nie żyć. To brawurowa i wstrząsająca historia o traumach, od których nie sposób się uwolnić, uzależnieniu w rozmiarze, którego nie sposób sobie wyobrazić i tych momentach, kiedy to wszystko niemal kosztowało Perry’ego życie. (…) obok biografii Robina Williamsa, to według mnie jedna z najważniejszych książek tego typu – kiedy historia życia człowieka teoretycznie bardzo odległego od nas może nas bardzo wiele nauczyć. Kochałam cię, Chandler. Ale gdybym wiedziała, jak wiele cię kosztuje każdy jeden żart, to powiedziałabym ci, że nie trzeba było, że zupełnie wystarczą mi książeczki 1000 dowcipów o policjantach niegdyś kupowane w kioskach, a ty już nie musisz nas rozbawiać, to znaczy – nie wtedy, kiedy ci to zagraża i możesz dosłownie umrzeć ze śmiechu”.

Time is over

Zapewne moja nastoletnia teoria o życiu i śmierci kupy się nie trzyma, ale mnie jakoś pomaga poradzić sobie i z tym co w życiu niełatwe, i z nieuchronnością śmierci.

W młodości pełniła jeszcze jedną funkcję – poniekąd odpowiadała na powtarzające się pytanie mojej mamy: „Dlaczego dobrzy ludzie tak szybko odchodzą, a sk….wysyny to żyją i żyją?”.

Zgodnie z moją teorią umierają zwycięzcy. Jeśli nikt ich nie zabije lub sami nie odbiorą sobie życia, czyli nikt nie zakłóci ich procesu pokonywania demonów, jakie mają do pokonania na ziemi, to kończą misję i wracają do bazy, do matrycy. Pozostający przy życiu to ci, którzy wciąż mają tu jeszcze coś do zrobienia, do przepracowania, którzy wciąż są w procesie.

– Ale co by szkodziło tym na górze dać jeszcze człowiekowi trochę pożyć i pocieszyć się życiem bez demonów i bez toczenia wojen? – dyskutuje z moją teorią znajoma.

Z ludzkiej perspektywy myślenie znajomej ma sens, ale z duchowej już niekoniecznie. Bo jeśli matryca jest rajem, celem wędrówki każdej z dusz, a ziemia to tylko poligon, służący oczyszczaniu z demonów, by można było powrócić nieskażonym do źródła, to żadne ziemskie szczęście nie zastąpi duszy ekstazy połączenia z owym źródłem. Po co więc dusza miałaby dalej trwać na ziemskim padole, gdy jest gotowa, żeby ostatecznie odejść?

Być może Matthew Perry jest teraz w końcu w wiecznej ekstazie, której tak mocno pragnął i szukał na ziemi?

Duża Mi

Miałem wiele wzlotów i upadków w moim życiu. Osobiście wciąż nad tym pracuję, ale najlepsze we mnie jest to, że gdy podchodzi do mnie alkoholik lub narkoman i pyta: „Pomożesz mi?”, zawsze będę powtarzać: „Tak, wiem, jak to zrobić”. Zrobię to dla Ciebie, nawet jeśli nie zawsze mogę to zrobić dla siebie!  Więc robię to, kiedy tylko mogę.  W grupach lub jeden na jednego.
Stworzyłem też Perry House w Malibu, ośrodek życia w trzeźwości dla mężczyzn. Napisałem także sztukę „Koniec tęsknoty”, która jest osobistym przesłaniem dla świata, przesadną formą mnie jako pijaka.  Miałem coś ważnego do powiedzenia ludziom takim jak ja i ludziom, którzy kochają ludzi takich jak ja.
Wiem, że kiedy umrę, ludzie będą mówić o przyjaciołach, przyjaciołach, przyjaciołach.  I jestem z tego zadowolony, szczęśliwy, że wykonałem solidną pracę jako aktor, a także dałem ludziom wiele szans na naśmiewanie się z moich zmagań w sieci…
ale kiedy umrę, jeśli chodzi o moje tak zwane osiągnięcia, byłoby miło, gdyby na liście Przyjaciół znajdowali się daleko poza tym, co zrobiłem, próbując pomóc innym ludziom.
Wiem, że tak się nie stanie, ale byłoby miło.

~Matthew Langford Perry
(19 sierpnia 1969 – 28 października 2023)

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top