Ed Sheeran – pop-idol szczerze o swoich uzależnieniach

Mówi o sobie „facet w T-shircie”, „zwykły chłopak od dowozu pizzy”. Mimo ogromnego sukcesu, jaki osiągnął w branży muzycznej, Ed Sheeran nie ma o sobie najlepszego mniemania. Od dziecka boryka się z nawracającymi stanami depresyjnymi, uzależnieniami i kompulsjami.

Z wywiadu dla „Rolling Stone”, jakiego niedawno Sheeran udzielił magazynowi, wyłania się postać, która zapewne mogłaby być głosem wielu nieżyjących już muzyków, tragicznie zmarłych na skutek przedawkowania substancji psychotropowych. Wielu z tych artystów nie dożyło nawet obecnego wieku Sheerana (32 lat) i wielu nie zdołało dokonać tego, co on – zatrzymać się w autodestrukcyjnym pędzie i spróbować odbić od dna.

Życie pod powierzchnią

Choć zdawałoby się, że życie człowieka, który w tak młodym wieku zdobył sobie jakieś 150 milionów fanów na świecie, czterokrotnie wygrał Grammy, jest jednym z pięciu najczęściej odtwarzanych artystów na Spotify i zarobił tyle hajsu, że do końca swej egzystencji na ziemi mógłby już pewnie nic nie robić i opływać w luksusach, nie powinno raczej wyglądać jak kupa gówna, a jednak… życie Eda Sheerana ze wszech miar wydaje się gówniane.

W końcu bulimia, jedzenioholizm, uzależnienie od alkoholu i narkotyków, lęki, ataki paniki oraz nawracające stany depresyjne, których doświadcza raczej nie dowodzą zdrowego, szczęśliwego życia.

Z materiału o brytyjskim artyście, jaki powstał w „Rolling Stone”, wynika, że Sheeran to raczej nieśmiały, skromny, zakompleksiony, wrażliwy i nieszczególnie ceniący samego siebie chłopak, który nie udźwignął rozdźwięku między tym, co nosi wewnątrz siebie, a tym, co dzieje się na zewnątrz. Sam o sobie Sheeran myśli jako o przeciętniaku, o kimś, kto nie jest nikim szczególnym, a nawet w wielu obszarach znajdującym się daleko poniżej poprzeczki. W dzieciństwie, w szkole wyśmiewany za jąkanie się i niemożność przystąpienia do drużyny sportowej, z powodów zdrowotnych, do dziś nosi w sobie poczucie bycia obiektem kpin i żartów.  Ma świadomość tego, że nie jest szczególnie przystojny, a nawet i nieszczególnie męski, że w oczach muzycznych krytyków jest nikim więcej jak twórcą dość tandetnej, kiczowatej muzyki, że nie jest też do końca zdrowy osobowościowo, bo przejawia wszystkie cechy osobowości uzależnionej. Z drugiej strony zewnętrzna rzeczywistość zdaje się nie potwierdzać tych jego osobistych odczuć w stosunku do samego siebie, przynosząc mu sukces za sukcesem i dowodząc tego, że jednak ma w sobie zasoby i talenty, które wystają znacząco ponad możliwości „przeciętniaka w T-shircie” czy „dostawcy pizzy”. Tyle że na co dzień z takim rozdźwiękiem trudno żyć. Człowiek zaczyna sobie zadawać pytanie: „Kim właściwie jest?”, „Co jest prawdą, a co iluzją?”.

Jeśli nigdy nie było się na terapii, nigdy nie podjęło się pracy nad skontaktowaniem się ze swoimi emocjami, niewątpliwie trudno jest nie zagubić się w tak rozdwojonej, pełnej sprzeczności i ambiwalencji rzeczywistości.  A Sheeran zawsze od tego stronił, gdyż w UK w przeciwieństwie do USA chodzenie do terapeuty i rozmawianie o uczuciach postrzegane jest jako coś wstydliwego. Trudno więc się dziwić, że nie znając innych sposobów, Ed radził sobie z niespójną rzeczywistością sięgając po powszechne i  łatwo dostępne poprawiacze nastroju. I niestety szybko w ten sposób popadł w nałogi.

Zawsze lubiłem wypić. Mocniejsze używki zacząłem brać dopiero po 24 r. ż. Na jednym z festiwali pomyślałem, że jeśli moi przyjaciele biorą, to to nie może być aż tak złe. Najpierw robisz to dla zabawy, a potem to przeistacza się w nawyk – zamiast raz w tygodniu bierzesz codziennie – opowiada Sheeran.

Wynurzenie

W końcu brytyjski idol zdecydował się na terapię. I zdaje się, że nie popchnęło go do tego osiągnięcie osobistego dna, ale – co rzadkie – zbieg różnych nieszczęśliwych okoliczności zewnętrznych, który skłonił go do pogłębionej refleksji i zweryfikowania podejmowanych w życiu wyborów. Na skutek przedawkowania kokainy zmarł  bliski przyjaciel Eda. Sheeran uświadomił sobie wtedy, że nie chciałby skończyć tak jak on. Poza tym jego żona była w ciąży, u płodu wykryto niebezpieczny guz, a on zdał sobie sprawę, że mimo własnej bezsilności uciekanie od rzeczywistości nie jest żadnym rozwiązaniem. Że czas dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za swoje życie, czas się ogarnąć, być dla bliskich wsparciem, a nie ciężarem. Że przecież nie chciałby, aby doszło do tego, że gdy konieczne będzie zawiezienie żony do szpitala, on będzie zbyt pijany, aby to zorganizować. Albo że potem na bani lub naćpany będzie „opiekował się” dzieckiem.

Nie chciałem trzymać mojego nowo narodzonego dziecka będąc urżniętym. To byłoby straszne – mówi.

Z pewnością dużym osiągnięciem na ścieżce trzeźwienia w jego przypadku było dostrzeżenie rządzącego nim schematu, przejawiającego się w braku umiaru.

W zasadzie wszystko robię kompulsywnie. Nadmiernie się obżeram, nadmiernie pracuję, nałogowo ćwiczę, a teraz nawet obsesyjnie podchodzę do ojcostwa – wyznaje muzyk, choć przyznawanie się do tego wszystkiego nie jest dla niego łatwe. – Są pewne rzeczy, o których mówiąc jako mężczyzna, czuję się szalenie nieswojo. Wiem, że ludzie mogą różnie to postrzegać, ale dobrze jest być wobec nich szczerym, ponieważ tak wielu ludzi boryka się z tym samym, co ja i to ukrywa.

Niewątpliwie innym dużym atutem Eda w budowaniu zdrowego, trzeźwego życia wydaje się to, że posiada on w sobie konieczną do zmiany dozę pokory i potrafi być wdzięczny za nawet drobne rzeczy, jakie wydarzają mu się w życiu. Na pewno czeka go jeszcze praca nad mechanizmem regulowania uczuć (tu: m.in. nad problemem z wyrażaniem złości / gniewu i nieobracaniem ich przeciwko sobie, niezamienianiem ich w autodestrukcyjne smutek czy w depresję). Ale wygląda na to, że Ed Sheeran jest na dobrej drodze do uczynienia swojego życia lepszym.

Trzymamy za niego kciuki!

Strefa U

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top