Co NIEuzależnieni chcieliby wiedzieć o uzależnieniu? – część II

Zapytaliśmy osoby nieuzależnione o nurtujące ich pytania związane z uzależnieniami. Czego chciałyby się dowiedzieć na ten temat? Co ich zastanawia, gdy myślą o nałogu? Przenikliwość tych pytań nas zaskoczyła, czasem rozbawiła. Ale postaraliśmy się odpowiedzieć na nie, posiłkując się wiedzą z naszych własnych doświadczeń. Oto druga część tego eksperymentu.

Tutaj znajdziesz część I

8. Jeśli ktoś był uzależniony od heroiny, to znaczy, że nie może sobie zapalić blanta?

Daniel: Zasadniczo nikt mu nie zabroni, więc oczywiście może, ale jak to się skończy to już inna sprawa. Ja jako narkoman, uzależniony od heroiny, wiem, że nie tylko nie mogę sobie pozwolić na blanta, ale także nie mogę sobie pozwolić na alkohol. Dlaczego? Bo w ogóle nie mogę sobie pozwolić na zaburzenie racjonalnego rozumowania. Jeśli w jakikolwiek sposób pozwolę sobie na utratę kontroli nad swoim racjonalnym umysłem za sprawą substancji psychoaktywnych, to wiem, że popłynę. Jak zapalę blanta i zrobi mi się po nim błogo, i zmniejszy się moje świadome działanie, to dość łatwo może wrócić moja dawna potrzeba podbijania sobie tego stanu jakąś silniejszą substancją. Może też zadziałać inny mechanizm – skoro już złamałem abstynencję to idźmy na całość, nie zatrzymujmy się na półśrodkach, nie pozwólmy, żeby dopadło nas poczucie straty i wyrzuty sumienia – czyli pogłębianie upodlenia się. Ale w zasadzie to też ta sama maksymalizacja, tylko w drugą stronę. Tak czy inaczej, dla mnie, osoby uzależnionej orężem w walce z nałogiem jest mój świadomy umysł, nie wiem, co się stanie, jeśli tę świadomość zaburzę, więc nie zamierzam ryzykować. Na szczęście jestem już na tym etapie, gdzie mogę powiedzieć, iż za dużo mam do stracenia, żeby poświęcić to dla jakiejś krótkiej chwili błogości.

9. Jak to jest, gdy osoba uzależniona od przyjmowanych dożylnie narkotyków, musi iść na zabieg/operacje albo gdy dostaje znieczulenie u dentysty? Przecież tam musi dostać zastrzyk?

Daniel: No cóż, lekko nie jest. Niestety mimo tego iż wiele lat już nie ćpam, nadal widok strzykawki z igłą jest dla mnie silnym wyzwalaczem. Na sam widok tego sprzętu uruchamia mi się ślinotok. Ale zaakceptowałem to. Już się tego tak bardzo nie boję. To, że coś wyzwala we mnie głód substancji, nie znaczy, że zaraz muszę temu ulec, nie znaczy, że muszę natychmiast ten głód zaspokoić. Jak tego w sobie nie rozkręcam, to taki głód szybko mija. Nauczyłem się z tym żyć i tyle.

10. Czy alkoholik wyczuje alkohol w syropie, nawet jak będzie go w nim niewielka ilość?

Karolina: Ja wyczuwam. Ostatnio byłam na imieninach, gdzie podano jakieś ciasto. Odgryzłam kawałek i wyplułam. Mój chłopak pyta, co się stało, a ja mu mówię, że w tym cieście jest alkohol. On się śmieje: „co ty gadasz, ja nic nie wyczuwam, jaki alkohol, toż to krem waniliowy jest, dzieci tu są i jedzą, więc nie może w nim być alkoholu”, a jednak okazało się, że miałam rację. Ciocia dodała do kremu ajerkoniaku. Być może dla nieuzależnionych to było nie do wyczucia, ale ja od razu wiedziałam, co jest grane. Oczywiście nie każdy musi sobie to uświadamiać. Moja koleżanka alkoholiczka była amatorką czekoladowych batoników, które jej wyjątkowo smakowały. Żadne inne jej tak nie podchodziły jak właśnie tamte. Kiedy jej powiedziałam, że te batoniki mają nadzienie z alkoholem, nie mogła uwierzyć: „no to już wiem, dlaczego mnie do nich tak ciągnęło; a tłumaczyłam sobie, że mają taki jakiś mniej mdły, bardziej wyrazisty smak od innych; na jakimś głębszym poziomie chyba podejrzewałam, że tu chodzi o alkohol, ale nie chciałam tego sprawdzać”. Myślę, że była na mnie zła, że pozbawiłam ją złudzeń i komfortu spożywania tych batoników (śmiech). Ale od tego czasu już po nie nie sięga. Tak czy siak, opowiadam o tym, żeby przekazać wskazówkę, jeśli coś za bardzo nam smakuje, warto zastanowić się, czy nie smakuje nam właśnie dlatego, że w tym czymś są procenty.

11. Alkoholik musi zostać abstynentem, żeby zapanować nad nałogiem, a seksoholik? Czy żeby opanować obsesję seksoholik musi unikać seksu? W sumie jeśli można nie pić, pewnie można i nie bzykać, ale czy to rzeczywiście na tym polega?

Roman: Raczej trudno skłonić kogoś do celibatu, gdy taki ktoś obsesyjnie myśli o seksie. To mogłoby się naprawdę źle skończyć. Energia seksualna to potężna siła, pierwotna i dość prymitywna, ale przy tym trudna do powstrzymania. Nie, leczenie seksoholizmu nie polega na całkowitej abstynencji seksualnej, ale raczej na nabieraniu odporności na pewne bodźce i normalizacji pewnych obsesyjnych zachowań/myśli z seksem związanych. To długotrwały proces. Niełatwy, zwłaszcza w obecnych czasach i w naszej kulturze, gdzie dostęp do bodźców nacechowanych seksualnie jest niezwykle ułatwiony, podobnie jak dostęp do seksualnego zaspokojenia. Leczy się to terapią (najczęściej behawioralno-poznawczą), uczestnictwem w grupach wsparcia, czasami też lekami. Tak jak w przypadku alkoholizmu, gdzie w sumie to nie alkohol jest problemem, lecz najczęściej problemem jest nieumiejętność radzenia sobie z emocjami, tak i u seksoholika to nie sam seks jest problemem. Jak się zrobi porządek w głowie, dobrze przepracuje się to terapeutycznie, w sumie dochodzisz do stanu, w którym pewne rzeczy przestają cię bodźcować, przestają być dla ciebie wyzwalaczami. A nawet jeśli są, to umiesz sobie z tym poradzić. Przestajesz gonić za szybkim zaspokojeniem, normalizujesz się. Niemniej, aby nad tym zapanować, trzeba się napracować.

12. Co daje ludziom siłę, żeby trzeźwieć?

Duża Mi: Mnie wbrew pozorom siłę dała bezsilność. Czyli dopiero jak już całkowicie się poddałam i uznałam, że nie mam siły dalej sama walczyć, poprosiłam o pomoc i zaczęłam leczenie. Oczywiście później tę siłę daje nadzieja na poprawę swojego życia. Ale na początku według mnie trzeba tę siłę utracić, żeby móc pójść dalej, a właściwie zostać dalej wyprowadzonym na powierzchnię przez innych. No właśnie – ci inni – są ważni. Bo samemu to może i dobrze się pije, ale na pewno nie trzeźwieje. Nie ma co polegać na własnej sile, warto poprosić o wsparcie.

13. Jak uzależnieni radzą sobie w kryzysowych sytuacjach np. alkoholicy, gdy ktoś oferuje im alkohol albo narkomani, gdy ktoś proponuje im działkę?

Marek: Różnie. Pewnie nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Każdy radzi sobie na swój własny sposób. Jedni lepiej, inni gorzej. To też zależy na jakim etapie trzeźwienia jesteś i co jest dla ciebie tą kryzysową sytuacją. Mnie na obecnym etapie trzeźwości to, że ktoś mi proponuje alkohol, ani mnie grzeje, ani ziębi, choć kiedyś stanowiło to dla mnie ogromne wyzwanie, ale za to, kiedy umarł mój pies, to po 15 latach trzeźwości byłem bliski napicia się. Dlaczego się nie napiłem? Po prostu, dałem sobie na wstrzymanie. Nie podążyłem za myślą o napiciu się. Poza tym czy to zwróciłoby życie mojemu psu? Czy poza chwilową ulgą cokolwiek to napicie się, by zmieniło? Jak masz świadomość ułudy, jaką dają ci używki, przestajesz traktować je jako koła ratunkowe w sytuacjach kryzysowych. Owszem, myśl o napiciu się przyszła (ot, stary nawyk reakcji na trudne emocjonalnie sytuacje), ale zaraz odeszła. Mój pies nadal nie żył, a ja pozostałem trzeźwy i w pełni świadomie przeżyłem ten ból straty. Po jakimś czasie i ten ból zelżał. Wszystko w tym życiu mija. I to, co dobre, i to co złe. Wystarczy dać czasowi czas.

Strefa U

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top