Wielu uzależnionych pod odstawieniu używek czuje się nieszczęśliwych. Mówią, że ich życie staje się matowe, nudne. Nic zbytnio ich nie cieszy, nic nie ma wyraźnych barw. Jakby wszystko straciło blask.
Zjawisko to dobrze wyjaśnia, specjalizująca się w uzależnieniach amerykańska psychiatrka, Anna Lembke. W swojej najnowszej książce “„Dopamine Nation. Finding Balance in the Age of Indulgence” (Wyd. Headline Publishing Group, 2021), dr Lampke wyjaśnia:
Co się dzieje w mózgu osoby uzależnionej, kiedy używka już nie daje przyjemności, tylko po prostu przynosi ulgę w cierpieniu?
– Badając ten mechanizm, a przede wszystkim pracując z uzależnionymi, zrozumiałam, że deficyt dopaminy, który pojawia się na skutek przebodźcowania mózgu bardzo silnymi doznaniami, może się utrzymywać długo po tym, jak uzależniona osoba odstawi daną substancję czy aktywność. Czasami ten deficyt utrzymuje się miesiącami, a czasem nawet latami i przypomina kliniczną depresję. To sprawia, że te osoby są cały czas bardzo podatne na nawrót uzależnienia.
Czy ten chroniczny deficyt oznacza, że nic ich nie cieszy?
– Dokładnie tak. Na początku leczenia pacjenci często mówią: „Wszystko jest takie szare, mdłe”. To, co kiedyś sprawiało radość, już nie działa, bo jest „za słabe”. Jedna z pacjentek, uzależniona od smartfona i mediów społecznościowych, na moją sugestię, żeby spróbowała przejść się przez park bez patrzenia w telefon czy słuchania czegokolwiek, a tylko patrzyła na drzewa, ludzi i okolicę, spytała: „Ale po co? To takie nudne!”.
Niejedna osoba się w tym opisie odnajdzie.
– Ten brak umiejętności cieszenia się z codzienności dotyka dziś nie tylko osoby uzależnione. Jesteśmy bez przerwy bombardowani ekscytującymi obrazami, informacjami, wizjami alternatywnych, bardziej atrakcyjnych rzeczywistości. Przy nich taki zwykły spacer przez park, który kiedyś dawał dużo spontanicznej radości, wypada blado. Zaawansowane technologie sprawiły, że nasze mózgi przyzwyczajają się do większych i mocniejszych wyrzutów dopaminy.
Komentarz:
Kiedy wychodziłam z uzależnienia rzeczywiście świat wydał mi się wtedy jakiś smutny i mdły. Jeszcze na początku, gdy mój umysł się detoksykował i przeżywał swój “miesiąc miodowy”, miałam radosny haj. Dawało go zwycięstwo nad nałogiem i kolejne trzeźwe dni. Coś mi się udawało i to wypełniało mnie dumą i nadzieją. Ale im dalej w las, tym było nudniej. Życie wydawało mi się jałowe i odczuwałam ciągle jakiś brak “tego czegoś”. Zaczęły pojawiać się pytania i wątpliwości: “I co? Czy życie na trzeźwo jest takie bez smaku i bez wyrazu?”. “Jak tak to ma wyglądać, to może nie warto nie pić? Może lepiej sobie pożyć kilka lat na haju, niż kilkadziesiąt w marazmie?”. Takie myśli są dla uzależnionego niebezpieczne. Stanowią świetną pożywkę dla uzależnionej głowy. Ta głowa, zamiast szukać konstruktywnych rozwiązań, już skręca w stronę myślenia o ucieczce: “Jak uciec od nudy, od szaro-burości”.
Nie chcąc znów od czegoś uciekać, na początku postanowiłam zaakceptować tę “nudę”. Dać czasowi czas. .Zrezygnowałam z tak dla mnie charakterystycznej postawy roszczeniowej pt. “należy mi się coś lepszego, zasługują na więcej” i postanowiłam skupiać się na tym, co mam i być za to wdzięczna, jednocześnie nie szukając jakiś sztucznych podniet. Z czasem mój mózg zaczął się przyzwyczajać do tego nowego stanu. Zupełnie jak wtedy gdy odstawisz cukier czy fast foody. Najpierw twój organizm intensywnie za nimi tęskni, uporczywie domaga się konkretnych smaków, zapachów, ale gdy trochę potrzymasz go na zdrowej diecie, zaczyna rozumieć, że wcale cukru czy fast foodów nie potrzebuje, że świetnie radzi sobie bez nich, a nawet zaczyna kumać, że te mu nie służą i reagować na samą myśl o nich alergicznie.
Tak więc i w moim przypadku organizm przyzwyczaił się do braku sztucznie pobieranego z zewnątrz haju, wyregulował się, osiągając równowagę. Dziś nie potrzebuje wiele, by coś go radowało. Zaletą braku wielkich wzlotów, jest również brak wielkich i bolesnych upadków.
W okresie bycia czynnie uzależnioną nieustannie borykałam się z depresją. Obecnie doświadczam smutku, ale już się w nim nie topię, jak kiedyś.
Podoba mi się to obecne życie. Nie tęsknię za tym z u. Haje są przereklamowane. Dziś najcenniejsze dla mnie są spokój i równowaga. I nie ma w tym stanie nudy. Przeciwnie. Odkryłam, że życie może być ekscytującą przygodą, jeśli przestajesz tej przygody za wszelką cenę szukać w świecie zewnętrznym, a ruszasz w głąb siebie – coraz lepiej siebie poznając, coraz lepiej rozumiejąc.