Kluczem do zrozumienia, jak działają substancje psychoaktywne i jak powstaje uzależnienie, jest wiedza o tym, że komórki mózgu bezustannie zajęte są dwoma głównymi zadaniami: reagowaniem na otoczenie, a następnie adaptowaniem się do niego – twierdzi prof. Judith Grisel, psycholożka, neurobiolożka i osoba uzależniona.
Gdy zadajemy sobie pytania: „Dlaczego się uzależniłam/em?”, „Dlaczego akurat ja?”, „Dlaczego jednych to spotyka, a innych nie?”, najczęściej słyszymy w odpowiedzi: może geny, może wychowanie w alkoholowej rodzinie, może złe wzorce, może „słaba silna wola”, może nadużywające substancji psychoaktywnych środowisko rówieśnicze, a może zbyt łatwy dostęp do nich? Może, może, może. Jakby nikt nie potrafił podać jakieś konkretnej przyczyny, jakby nikt nie był do końca pewien tego, co decyduje o popadaniu ludzi w uzależnienia.
Judith Grisel, która wyrwała się ze szpon alkoholizmu i narkomanii, by następnie całe swoje zawodowe (naukowe) życie poświęcić ww. zagadnieniom, niestety też nie ma dla nas dobrych wieści:
„Po około 30 latach prowadzenia badań naukowych, wspartych bardzo silną motywacją – wyznaje w swojej książce Nigdy dość. Mózg a uzależnienia (Dom Wyd. Rebis, 2020) – powiedziałabym dzisiaj, że istnieją cztery główne powody, dla których ludzie tacy jak ja się uzależniają:
– odziedziczone predyspozycje biologiczne;
– potężne i częste ekspozycje na substancje;
– ekspozycje w okresie dojrzewania;
– otoczenie służące jako katalizator”.
Według Grisel, przy całym obecnym postępie technologicznym, przy wiedzy, jaką w wielu dziedzinach związanych z medycyną, psychologią, naukami społecznymi itp. udało nam się zdobyć, przy szeroko zakrojonych badaniach nad uzależnieniami, nie jesteśmy w stanie wskazać na jeden wyraźny czynnik, decydujący o zachorowaniu czy choćby na procentowy udział w tym zjawisku każdego z wymienionych tu czterech powodów.
Niemniej wiemy już dość sporo, by na uzależnienia spojrzeć mniej zaściankowo i stygmatyzująco niż robiliśmy to przez lata, sprowadzając je do kwestii moralności, charakteru czy odpowiedzialności własnej („słaba wola”). Obecna wiedza całkowicie obala ten mit.
Ludzie nie uzależniają się dlatego, że są słabi czy też inaczej – uzależnienia nie dotykają wyłącznie słabeuszy.
Z biologicznego punktu widzenia każdy z nas może się uzależnić, jeśli tylko regularnie będzie się go szprycować jakąś psychoaktywną substancją.
„Skuteczna ekspozycja na dowolną substancję psychoaktywną wyzwala tolerancję i stały przymus zażywania – cechy charakterystyczne uzależnienia – u każdego, kto posiada układ nerwowy”.
Tyle że niektórzy po tę substancję sięgają sami. A zażywszy ją raz, sięgają po nią ponownie, spragnieni czegoś, co oderwie ich od – z jakichś powodów nieatrakcyjnej dla nich – rzeczywistości.
Zaklinanie rzeczywistości
Jesteśmy biologicznie skonstruowani tak, by szukać przyjemności. Chcemy czuć się dobrze i naturalnie podążamy za tym, co sprawia nam przyjemność. Lubimy coś dobrego zjeść, niektórzy z nas lubią uprawiać seks, jeszcze inni czerpią przyjemność ze spędzania czasu w miłym towarzystwie – jedzenie, seks, relacje z innymi ludźmi to jedne z naturalnych czynników stymulujących nasze ośrodki w mózgu odpowiedzialne za przyjemność.
Ale niektórzy „do szczęścia” potrzebują więcej. Naturalne podniety im nie wystarczają. Rzeczywistość jako taka z rozmaitych powodów jest dla nich przykra: nudna, bolesna, brzydka etc. Dla nich substancje psychoaktywne jawią się wybawieniem. Dają obietnicę życia przyjemniej, barwniej, bardziej atrakcyjnie.
Jak zauważa Grisel: „w porównaniu z możliwościami substancji psychoaktywnych wszystkie naturalne podniety bledną”.
Co więcej dzięki tym substancjom możemy mieć kontrolę nad rzeczywistością. Nie musimy czekać na odpowiednie okoliczności, możemy sami je sobie zapewnić, szybko i bez wysiłku. Jedyny warunek – dostęp do substancji.
„Alkohol sprawiał, że życie robiło się znośne, dzięki trawce stawało się prześmieszne! Z kolei dzięki kokainie stawało się seksowne, dzięki mecie ekscytujące, natomiast na kwasie stawało się interesujące” – wspomina autorka Nigdy dość.
Aż można by pomyśleć, że trzeba być frajerem, by nie skorzystać z takich możliwości. Jednak Grisel dodaje: „Najważniejsze prawo towarzyszące stosowaniu substancji psychoaktywnych brzmi: nie ma nic za darmo”.
I konstatuje:
„Szukałam zdrowia, a tymczasem się rozchorowałam; szukałam zabawy, a żyłam w stanie nieustannego przerażenia; szukałam wolności, a dałam się zniewolić. (…) Żeby móc farmakologicznie zaklinać rzeczywistość, przehandlowałam siebie kawałek po kawałku”.
Nic za darmo
Dlaczego się uzależniamy? Dlaczego haj, który na początku daje nam picie czy ćpanie z czasem zamienia się w rozpacz? Dlaczego właściwie ta początkowa przyjemność, jaką czerpiemy z zażywania substancji psychoaktywnych nie może trwać wiecznie, tylko przeradza się w destrukcję?
Judith Grisel próbowała odpowiedzieć sobie na te pytania, miotana żalem po stracie. Owszem rozstała się z substancjami, bo te zaczęły ją niszczyć, ale tęsknota za nimi nie opuściła jej do końca. Za tą tęsknotą kryło się też pragnienie odkrycia być może tego, jak osiągnąć poziom szczęśliwości, który owe substancje dawały, bez ponoszenia tak wielkich kosztów, jakie później się za to płaciło. Myśl o tym, że w rzeczywistości niewspomaganej używkami już nigdy tak wielkiej przyjemności nie osiągnie, była dla niej druzgocząca. To dlatego rzuciła się w wir badań nad ośrodkowym układem nerwowym (OUN) i zachodzącymi w nim procesami, zwłaszcza tymi odpowiedzialnymi za odczuwanie przez nas przyjemności.
Niestety to, co odkryła – ani dla niej jako uzależnionej, ani dla innych uzależnionych – nie przyniosło dobrych wieści, a mówiły one tyle, że nasz mózg nie lubi ekstremów i że za każdą przyjemność wykraczającą ponad normę musimy zapłacić.
Mózg lubi równowagę i za wszelką cenę będzie dążył do homeostazy.
Ta homeostaza określana jest na podstawie punktu nastawczego, który dla każdego może być inny. Jedni będą mieli go ustawiony na wyższym poziomie, inni na niższym, ale dla naszego mózgu to on wyznacza poziom, do jakiego mózg ma równać.
Kiedy więc zaburzamy naszą homeostazę (nasz naturalny poziom przyjemności/nieprzyjemności), wprowadzając do organizmu substancję psychoaktywną i wprawiając się w stan hiperprzyjemności, nasz OUN spręża wszystkie siły i wytacza działa zwalczające ową przyjemność w ilości odpowiedniej do tego, byśmy wrócili do stanu uznawanej przez niego normy.
Mówiąc bardziej łopatologicznie i obrazowo – im większy haj sobie zapewnimy sztucznie, tym większą dawkę rozpaczy przyszykuje nam natura. Co więcej, każda taka wojna o homeostazę to dla naszego mózgu cenne doświadczenie, lekcja, z której czerpie on naukę. Jeśli raz go czymś „zatruliśmy” burząc mu równowagę, ten szybko wyciąga wnioski i korzystając zarówno z informacji zewnętrznych, jak i wewnętrznych już zawczasu zaczyna szykować się na walkę.
Tak więc gdy kolejny raz zafundujemy mu „trutkę”, on będzie już na to lepiej przygotowany i działanie „trutki” straci na mocy. Przy tej samej dawce „trutki” zaczniemy szybko odczuwać mniejszą przyjemność. Żeby zatem odczuć pierwotny haj, będziemy musieli dostarczyć jej więcej, a potem jeszcze więcej i więcej, a mózg wciąż się będzie uczył i adaptował do nowych warunków, wytwarzając coraz więcej dział przeciwdziałających „trutce”. Z czasem ilość „trutki”, którą musimy w siebie wlać, by odczuć jakąkolwiek przyjemność zacznie zagrażać naszemu życiu, zaś stan bez niej też okaże się nie do zniesienia, bo poziom przeciwdział „rozpaczy” uruchomionych przez mózg, by przeciwdziałać „trutce” osiągnie stan ekstremum.
„Zabrnęłam w końcu w ślepą uliczkę, gdzie nie byłam już w stanie żyć ani z substancjami psychoaktywnymi, ani bez nich” – opisze ten stan Grisel, by jakiś czas później dodać:
„Straszna prawda dla wszystkich tych, którzy uwielbiają substancje psychoaktywne jest taka, że jeśli stosują je regularnie, to ich mózg zawsze adaptuje się w taki sposób, by to skompensować. Osoba uzależniona nie pije kawy dlatego, że jest zmęczona; jest zmęczona, ponieważ pije kawę. Osoby sięgające regularnie po alkohol nie piją koktajli, żeby się zrelaksować po ciężkim dniu; ich dzień jest pełen napięć i niepokoju, ponieważ tyle piją. Heroina wytwarza euforię i blokuje ból przy pierwszym użyciu, ale uzależnieni nie są w stanie uwolnić się od nałogu, ponieważ bez heroiny cierpią dojmujący ból. (…) Stan odurzenia albo upojenia, jeśli w ogóle zostaje osiągnięty, z czasem trwa coraz krócej i celem przyjmowania substancji staje się tak naprawdę oszukanie objawów odstawienia”.
Profilaktyka uzależnień
Choć obecnie na świecie wydaje się miliardy dolarów na walkę z uzależnieniami, skala zjawiska (zamiast maleć) stale rośnie. Dlaczego?
Podobnie jak w przypadku szukania odpowiedzi o przyczyny uzależnień, i tym razem nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Być może dzieje się tak dzięki łatwemu dostępowi ludzi do substancji psychoaktywnych, być może za sprawą coraz młodszego wieku inicjacji, czyli zażywania takich substancji przez coraz większe rzesze coraz młodszych ludzi, być może współczesność (środowisko) sprzyja uzależnieniom – poszukiwaniu przyjemności, ekstremalnych wrażeń, ucieczce od rzeczywistości, a być może wszystko naraz?
Jeśliby jednak kierować się tym, co Grisel i inni badacze mówią o mózgu w kontekście uzależnień, a mianowicie, że „stany odstawienia i głodu dowolnej substancji psychoaktywnej są ZAWSZE dokładnym przeciwieństwem efektów przez nią wywołanych”, to do tej listy należałoby dorzucić jeszcze jedno „być może”, a mianowicie, że ku uzależnieniom popycha nas tak silne we współczesnej rzeczywistości, a fałszywe przekonanie, że szczęście osiąga się przez maksymalizację przyjemności.
Tymczasem analiza uzależnienia od substancji maksymalizujących przyjemność pokazuje, że:
„Jeśli substancja wprawia cię w stan odprężenia, to objawów odstawienia i uczucia głodu doświadczysz jako lęku i napięcia. Jeśli substancja pomaga ci się obudzić, to adaptacja wywołuje między innymi senność, jeśli zmniejsza ból, to czeka cię cierpienie”.
Zasadniczo więc: „jeśli ktoś chce osiągnąć stały stan o charakterze pozytywnym, to powinien się poddać doświadczeniom o charakterze negatywnym – proces przeciwstawny będzie wszak pozytywny”.
Dziś, żyjąc w coraz większych pieleszach, w coraz większej strefie komfortu, w coraz większym wymiarze wolności w porównaniu z czasami sprzed dziesiątek czy setek lat, coraz liczniej się uzależniamy.
Czy współczesna rzeczywistość jest dla nas na tyle nieznośna, że od niej uciekamy, czy może jednak na tyle rozkręca nasze pożądanie przyjemności, że właśnie to wpycha nas w szpony nałogu?
Być może lektura Nigdy dość. Mózg a uzależnienia pozwoli wam uzyskać odpowiedzi także i na te pytania.
Warto przeczytać: Odstawić alkohol jest łatwo, trudniej przestać pić
Strefa U