Zwodniczy urok sentymentalizmu

Może dziwić, że na stronie o uzależnieniach pojawia się temat sentymentalizmu. Co ma piernik do wiatraka? Cóż, jeśli wiatraki skojarzyć z młynami, gdzie powstaje mąka – składowa pierników, to może okazać się, że piernik ma dużo do wiatraka. Podobnie jak sentymentalizm do nałogu

Sentymentalizm to europejski nurt umysłowy i literacki powstały na przełomie oświecenia i romantyzmu. Skupiał się na uczuciowości ludzkiej, na wnętrzu, emocjach, psychice człowieka. Idąc za Wikipedią, charakterystyka człowieka sentymentalnego ukazywała postać: czułą, patrzącą na świat przez pryzmat miłości, analizującą własne przeżycia, kochającą przyrodę i bywającą na łonie natury. W stylu sentymentalnym zauważalne było nasilenie pierwiastka uczuciowego (głównie smutek, melancholia, litość, empatia), podkreślenie indywidualizmu człowieka, przeciwstawianie stylowi retoryczno-oratorskiemu intymności i czułości, a także naśladowanie natury (zwłaszcza tej dzikiej) i gloryfikacja folkloru.

Patrząc na historię kultury nowożytnej w Europie, wygląda to trochę tak, jakby po wiekach ciemnoty i zabobonu (swoją drogą trwających niebotycznie długo), ludzkość w końcu poszła po rozum do głowy, ale tak zafiksowała się na głowie i racjonalności, że trochę czasu jej zajęło, że coś jest „nie teges” (bo przecież człowiek to nie tylko łepetyna). W końcu odkryliśmy, że ludzie mają też uczucia, a nie tylko umysł, ale znów poszliśmy w skrajność (sentymentalizm), który chcąc nie chcąc musiał wywołać mdłości i migrenę. Romantyzm zdawał się chcieć wprowadzić w to odchylenie wahadła pewną równowagę, dokoptowując do uczuć trochę rozumu i ciut zabobonu (ducha), ale wyszła z tego sraczka o zachodzie słońca. Nie dziwne więc że potem potrzebna była kuracja węglem i zrodziło się zatwardzenie w postaci pozytywizmu (nauka, praca oraz Bóg, honor, ojczyzna).

Jeśli spojrzeć na osobę uzależnioną, która stara się wyjść z nałogu, to można powiedzieć, że niejako wychodzi ona z wieków ciemnych i… powtarza błędy ludzkości z początków ery nowożytnej – albo za bardzo idzie w rozum (częściej mężczyźni), albo w uczucia (częściej kobiety). Choć i jedno, i drugie jest zwodnicze, ja chciałabym się skupić na tym drugim, gdyż według mnie rzadko się tę kwestię porusza.

Och, jaka jestem wrażliwa!

Jak przestajemy ćpać czy chlać, zaczynamy odczuwać emocje i stajemy przed koniecznością radzenia sobie z nimi. Na początku jest trudno, bo wielu z nas tego nie potrafi robić w zdrowy sposób (gdybyśmy potrafili, to byśmy nie sięgali po używki). Część z nas zaczyna się biczować, stawia na dyscyplinę i poddaje się umysłowemu terroryście – wewnętrznemu krytykowi. Inni z kolei dostrzegając, że mają wrażliwość, szukają połączenia ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Mało komu jednak na początku trzeźwienia udaje się ogarnąć ambiwalencję, czyli pogodzić istnienie w nas i jednej, i drugiej struktury (dziecka oraz krytyka). Mało kto bowiem, ma w sobie strukturę tzw. zdrowego dorosłego (dojrzały, czuły, zrównoważony opiekun, kierujący się wartościami/wolą sensu). Bez tej zdrowej dorosłej struktury, pozostajemy dziećmi radzącymi sobie na różne niedoskonałe sposoby z rządami krytyka – infantylnie silni, infantylnie czuli, infantylnie cierpiący, infantylnie rozzłoszczeni itd.

I właśnie jednym z przejawów takiego infantylnego postrzegania świata jest według mnie sentymentalizm. To taki rodzaj onanizowania się własną wrażliwością, własnym przeżywaniem, który sprzyja wchodzeniu w rolę ofiary lub okazywaniu sobie czułości w niewłaściwy (niezgodny z naszymi autentycznymi potrzebami sposób). Sentymentalizm nie sprzyja dojrzewaniu, lecz utrzymuje nas w dziecięcości. Desperacko otaczamy się sielskością, by nie dostrzec cierpienia i brzydoty wokół nas. Wcześniej uciekaliśmy przed przykrymi emocjami w używki, teraz w naiwny i iluzoryczny optymizm, puchatość, ciapuśność, wydelikacenie. Nie chcemy widzieć brzydkich, złych rzeczy (także tych w nas samych), lecz tylko to, co przyjemne w dotyku i oglądzie.

Krew mnie zalewa, jak sponsorując trzeźwiejącym alkoholiczkom, słyszę od nich, jak to czule opiekują się teraz swoim wewnętrznym dzieckiem, rozpieszczając je na rozmaity sposób. Te sposoby, to zwykle jakieś zewnętrzne manifestacje opieki: pobyty w SPA, zakupy, psiapsiółkowanie i wszelkiego rodzaju zabawy rodem z piaskownicy. Tak jakby opieka polegała na ciągłym kupowaniu dziecku nowych zabawek i zapewnianiu mu rozrywek. Żeby tylko nie poczuło się źle, żeby tylko nie poczuło się smutne, opuszczone, żeby nie wpadło w złość i histerię, jak to dzieci mają w zwyczaju, gdy ich potrzeby są zaniedbywane.

To tylko pozory opieki. I kiedy życie zaczyna nam rzucać kłody pod nogi, to te kobiety-alkoholiczki, w gruncie rzeczy pozostające dziećmi bez realnej opieki, totalnie się rozsypują. Gdy iluzja sielskości boleśnie się rozrywa, ratują się w jedyny dobrze im znany sposób – wracają do picia.

Czule, lecz niesentymentalnie

Sentymentalizm zdaje się zaprzeczać istniejącym w nas i wokół nas demonom. Stwarza pozory anielskości, ale gówno zapakowane w sreberko, nie stanie się cukierkiem.

Nie raz byłam świadkiem, jak alkoholiczki wykorzystywały sentymentalne pobudki, jako furtkę do nałogu. Relacja z życia jakiegoś pokrzywdzonego przez los dziecka czy zwierzaka, na jaką natrafiły w internecie, stawała się preludium do dramatyzowania i rozczulania się nad sobą (ach, jak to boli!). Niewątpliwie boli. Jeśli ktoś wykazuje pewną dozę empatii, to potrafi współodczuwać z cierpieniem innych istot. Ale to dzieci nie mają wystarczająco rozwiniętych mechanizmów obronnych do ochrony siebie przed emocjonalnym bólem. Dorośli powinni sobie z nim radzić. I mogą to robić w zdrowy sposób. Nasze onanizowanie się własną wrażliwością nie pomoże pokrzywdzonym, za to może stanowić „znakomity” argument do „muszę się napić, by przestać czuć”.

Co więcej, te same alkoholiczki, które płaczą nad losem dziecka czy zwierzaka, nie dostrzegają, że zanurzone w swoim bólu, potrafią ranić na prawo i lewo bliskich wokół nich. One nie chcą zaopiekować się tym dzieckiem czy zwierzęciem, one chcą, żeby ktoś zaopiekował się nimi. A jak tego nie dostają, wpadają w złość lub użalanie się nad sobą. I coraz bliżej im do kieliszka.

W dorosłym życiu doświadczamy wielu wyzwań, wielu strat, borykamy się z różnymi problemami. Jeśli radzimy sobie z nimi z pozycji dziecka, one zawsze będą dla nas ciężarem ponad nasze siły. Oczywiście to dziecko może dorosnąć, ale nie pod skrzydłami sentymentalnego oszusta lecz mądrze czułego opiekuna.

Taki mądrze czuły opiekun, nie będzie się bał emocjonalności dziecka, nie będzie zaprzeczał jego emocjom, gdy te staną się nieprzyjemne lub próbował sztucznie odwrócić od nich uwagi dziecka. Nie będzie smutku każdorazowo karmił ciastkami lub nową zabawką. Nie będzie mówił rozgniewanemu dziecku „uspokój się, nie powinieneś się tak złościć” – bo mądry czuły opiekun nie mówi co dziecko czuć powinno, tylko jest z dzieckiem, które przeżywa to, co przeżywa.

Mądra czuła opieka nie polega zawsze na głaskach i błazenadzie. Ona szanuje emocje dziecka, czerpie z nich informacje o jego autentycznych potrzebach i wpiera go w ich zaspokajaniu. Czasami taki opiekun nie musi nic robić. Wystarczy, że jest, że słucha, że rozumie, że nie odrzuca, nie ocenia, nie osądza, choć złościmy się, zazdrościmy, nienawidzimy. Towarzyszy nam i w smutkach, i w radościach, rozumiejąc, że wszystko ma swoje granice. W przeciwieństwie do dziecka dorosły pojmuje istnienie granic i ciągłą zmienność rzeczywistości. Nie postrzega świata w czarno-białych barwach, dzięki czemu jest bardziej elastyczny i lepiej sobie radzi z wichurami życia.

Mądra, zdrowa czułość jest przeciwieństwem sentymentalizmu. Dużo w niej uważności, doświadczania tu i teraz, bycia tu i teraz. Nie koncentruje się na przeszłości czy przyszłości. Jest bardzo blisko, ale zapewnia też naszemu dziecku potrzebny do samodzielnego eksplorowania świata dystans. Szanuje dziecięcy lęk i obawy, zwłaszcza w obliczu nowych wyzwań, ale też wpiera jego ciekawość, zachęca do działania, ubezpieczając, zwracając uwagę na ograniczenia (osobiste i zewnętrzne). 

Nie zawsze jest delikatna, bo nie każde dziecko i nie w każdym momencie tego właśnie potrzebuje. Nie zawsze jest przesłodzona – ile dzieci czerpie frajdę z wcinania wykręcających je na drugą stronę kwaśnych żelków.

Mądra czułość wspiera naszą autentyczność, nie próbując na siłę wpasować nas w jakiś urojony sielski obrazek. Pozwala nam się uwolnić z niewoli fałszywego JA, którego sentymentalizm tak pieczołowicie strzeże.

Według mnie sentymentalizm to inna forma znanego uzależnionym mechanizmu iluzji i zaprzeczeń. Sprzyja też utrzymaniu rozdzielonego ja, czyli nierealistycznego postrzegania siebie. Z pewnością nie służy zdrowieniu. Nierzadko też sprawia, że łamiemy abstynencję i wracamy do nałogu. Dlatego jeśli zależy nam na trzeźwości, sentymentalizmowi warto powiedzieć stanowcze: NIE!

Duża Mi

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top