Zasadniczo większość z nas wie, że jak nie będzie mieć ruchu, to z czasem nawali im kręgosłup, jak będzie za dużo jeść, to w końcu przytyje, jak będzie za dużo pić, to ryzykuje popadnięcie w nałóg, jak nie zadba o swoją psychikę, to ta w końcu zacznie szwankować. A jednak sporo ludzi nie dba o siebie zawczasu. Czekają, aż będzie za późno.
– Przez całe życie się odchudzam – opowiada Agata. – Jem, jem, a potem „nagle” zauważam, że powiększyłam się o trzy rozmiary i zaczynam restrykcyjną dietę. Chudnięcie jest zdecydowanie bardziej pracochłonne i nieprzyjemne, niż nabieranie wagi, a jednak wciąż ta wiedza nie wystarcza mi do tego, żeby jakoś zmienić swoje zwyczaje. Gdy tylko osiągnę pożądaną wagę, znów pozwalam sobie na rozpustę. Zasadniczo powinnam wyciągnąć z tych doświadczeń wnioski i wprowadzić jakieś zmiany, ale… ja tak bardzo lubię jeść. Mogę się ograniczyć czasowo z jedzeniem, kiedy jednak pomyślę, że te ograniczenia miałabym stosować stale, to żyć mi się odechciewa.
To, że robimy wiele różnych rzeczy, które w dłuższym rozrachunku nam szkodzą, raczej nie jest dziwne. Zwykle robimy je, bo w danej chwili sprawiają nam przyjemność. Lubimy to, co przyjemne i trudno nam z tej przyjemności zrezygnować, nawet jeśli wiemy, że w perspektywie czasu trwanie przy takim działaniu może nam zaszkodzić. Jednak warto przyjrzeć się bliżej tej naszej niechęci do działań profilaktycznych. Zamiast zapobiegać pewnym następstwom, często czekamy do momentu, aż będziemy zmuszeni naprawiać, co się popsuło i co nierzadko nie będzie już pracować czy wyglądać tak dobrze, jak przed popsuciem się. Skąd ta nasza niechęć do profilaktyki?
– Mój mąż ma problemy z kręgosłupem – opowiada Małgosia. – Wydaje mnóstwo pieniędzy na wizyty lekarskie, zabiegi rehabilitacyjne, leki. Ostatnio pewien lekarz, z którym rozmawiałam na temat zdrowotnych problemów męża powiedział, że ten powinien chodzić na siłownię i wzmocnić mięśnie. Gdy opowiedziałam o tym mężowi, nie podszedł do tego z entuzjazmem. „O nie – powiedział. – Nie będę wydawał na to kasy”. Zdziwiło mnie to, bo przecież byłoby nas na to stać. Dlaczego więc się opierał? Uświadomiłam sobie, że nie chodziło tu ani o kasę, ani o to, że teraz musiałby włożyć w swoje zdrowienie jakiś wysiłek. Chodziło raczej o to, że do tej pory siłownia, dbanie o własne ciało, to dla niego była fanaberia. Co innego jak coś boli – wtedy wydawanie pieniędzy na leczenie staje się jakoś zasadne, ale wydawanie ich na fanaberie? O nie, to w jego rozumieniu niedorzeczne. Prawdopodobnie teraz uda mi się go na tę siłownię namówić, bo to trochę jak zalecenie lekarskie, jak kolejny etap rehabilitacji, ale wcześniej, kiedy był jeszcze zdrowy, nigdy nie uległby moim namowom.
Choć wiele w społeczeństwie mówi się o profilaktyce i wdraża się rozmaite profilaktyczne programy, większość tych działań rozbija się o mur. Zapobieganie pewnym niekorzystnym zmianom jest zdecydowanie bardziej ekonomiczne i racjonalne niż ich leczenie, a jednak wciąż większość ludzi więcej czasu, energii i pieniędzy inwestuje w leczenie, niż w działania chroniące przed wystąpieniem choroby.
Co nas zniechęca do profilaktyki?
Gdy zrobiliśmy w Strefie U małą ankietę, w której uzależnieni i nieuzależnieni odpowiadali na powyższe pytanie, uzyskaliśmy następujące powody:
– „Zapobieganie szkodom wymaga rezygnacji z czegoś lub ograniczenia jakiejś przyjemności. Kiedy myślę o profilaktyce, nie myślę o czymś, co dzięki niej zyskam, ale co stracę. Kiedy po całym dniu wracam do domu, to szukam jakiegoś rodzaju nagrody. Chcę coś dobrego zjeść, obejrzeć jakiś fajny serial, coś poczytać, pogadać z bliskimi, a nie robić coś, co wymaga ode mnie wysiłku czy to psychicznego, czy fizycznego, nawet jeśli w ogólnym rozrachunku działałoby to na moją korzyść”.
– „Żyję w ciągłym pędzie. Ledwo ogarniam bieżące sprawy. Nie mam czasu zadbać o siebie w odpowiedni sposób, nawet jeśli bym chciał”.
– „Dbanie o siebie, o swoje zdrowie, o swoje ciało, wydaje mi się niemęskie. Wychowano mnie w przekonaniu, że facet ma być silny, nie mazgaić się, nie koncentrować zbytnio na swoim samopoczuciu. Dlatego zwykle zaczynam o sobie myśleć wtedy, gdy coś we mnie zacznie ostro szwankować i utrudniać mi życie”.
– „Działania profilaktyczne często są mało przyjemne (np. wysiłek fizyczny, niejedzenie słodyczy, niesięganie po używki itd.)”.
– „Po co mam teraz zawracać sobie głowę tym, że kiedyś będę chory? Póki mogę, chcę korzystać z życia w fajny sposób. A jak już nie będę mógł, wtedy będę się martwić”.
– „Nie chce mi się zapobiegać szkodom. Szkoda na to życia. Póki wszystko jest dobrze, liczę na to, że jak najdłużej takie pozostanie”.
– „Życie jest trudne. Dodatkowo tak absurdalne, że wszystko, co w nim przyjemne, okazuje się nieszczególnie zdrowe. Czy zatem lepiej żyć krócej, ale niezdrowo za to przyjemniej, czy dłużej – zdrowo, ale nieprzyjemniej? Często w tej mojej logice umyka mi jeszcze trzecia opcja, że można żyć długo i nieprzyjemnie. Jak widać mój umysł wybiera, co dla niego w danej chwili wygodne”.
„Mnie przytłacza ilość rzeczy ważnych i potrzebnych, które muszą być zrobione (m.in. zadbanie o siebie). Często więc uciekam od nich w jakieś czynności zastępcze, nie zawsze zdrowe i wartościowe, ale takie, które pozwalają na chwilę odetchnąć. Oczywiście ucieczka rodzi wyrzuty sumienia, bo czynności ważne i potrzebne pozostają niezrobione, ale wtedy znów włącza mi się pokusa ucieczki, tym razem od wyrzutów i kółko się kręci”.
Co zachęca do profilaktyki?
Doświadczenie szkody
Piotr: „Z moich osobistych obserwacji odnośnie profilaktyki wynika, że najczęściej docenić potrafią ci, którzy albo sami doświadczyli już jakiejś szkody, albo dobrze kalkulują koszty pewnych szkodliwych działań. Sam przecież dopiero jak zebrałem cały pakiet szkód związanych z piciem alkoholu (np. posypało się zdrowie, relacje społeczne, straciłem pracę), to zacząłem myśleć o tym, jak podobnym szkodom w życiu zapobiegać. Najpierw jednak musiałem przekonać się na sobie, że ta ścieżka, którą szedłem doprowadza do ruiny. Wcześniej żadne pogadanki, straszenie konsekwencjami itp. nie działało”.
Bieżące korzyści
Ania: „Według mnie, żeby profilaktyka działała, musi być chociaż częściowo równie atrakcyjna, co inne służące rozmaitym przyjemnościom aktywności. Ja na przykład poradziłam sobie z ciągłym przybieraniem na wadze, przerzucając się na zdrowe jedzenie. Nauczyłam się tworzyć niskokaloryczne posiłki, ale sycące i smaczne. Poza tym odkryłam, że taka kulinarna twórczość sprawia mi wiele radochy. Gdy dodatkowo okazało się, że dzięki temu wszystkiemu udaje mi się utrzymywać stałą wagę, poczułam dumę z siebie, a to dodatkowo zmotywowało mnie, by wytrwać przy swoim wyborze”.
Robert: „Jeśli profilaktyka ma polegać na rezygnacji z jakichś przyjemnych, a szkodliwych zachowań, to musisz znaleźć jakąś dopasowaną do twoich potrzeb alternatywę. Jak chciałem rzucić palenie, to kumple ciągnęli mnie na siłownię, albo na bieganie, a mnie nigdy nie interesował sport. Dla mnie to nie była alternatywa. Kiedy myślałem, że mam odebrać sobie przyjemność z puszczania dymka i dodatkowo jeszcze dołożyć sobie robienie czegoś, czego nie lubię, zawsze reagowałem silnym wewnętrznym sprzeciwem. Okazało się, że tym, co mnie relaksuje i sprawia mi fun, jest… szydełkowanie. Tak, tak facet i szydełkowanie – parsknięcie śmiechem. I słusznie. Bo też się z tego śmieję. Ale mnie to uspokaja i doskonale zastępuje potrzebę sięgnięcia po fajkę. Jakbym poszedł w sport, pewnie nigdy bym nie rzucił palenia lub szybko znów wrócił do nałogu, a tak mija już ósmy miesiąc bez szluga”.
Pogodzenie się ze stratą
Renata: „Kiedy próbowałam przestać pić, nie przemawiało do mnie to, co dzięki temu osiągnę, jakie korzyści będę mieć z trzeźwego życia. Najbardziej przed rozstaniem się z nałogiem powstrzymywało mnie, że już nigdy więcej nie będę mogła się napić. Myślę więc, że jeśli ktoś chce jakoś zadbać o siebie, powinien najpierw ocenić, co tu stanowi barierę. Czasami lęk przed pożegnaniem się z pewnym stanem przyjemności jest większy, niż inne potencjalne zyski, tym bardziej że właśnie one często właśnie są potencjalne, a nie gwarantowane tu i teraz. Zyski mają się wydarzyć w jakimś nieokreślonym momencie przyszłości, a straty doświadczamy od razu. Dopóki więc nie będziesz gotowy zaakceptować straty, może być ci bardzo trudno dokonać jakiejś korzystnej dla siebie zmiany”.
Ograniczenie szkód
Daniel: „Kiedy przestałem pić, obsesyjnie rzuciłem się na słodycze. Wiedziałem, że to niezdrowe, ale mówiłem sobie, trudno, jeśli to pomaga mi wytrwać w trzeźwości, to sobie na to pozwolę. Nie powiem, dość szybko przybyło mi kilogramów. Nie cieszyło mnie to, ale nadal powtarzałem sobie, że to jednak mniejsze zło. I choć dziś z powodu zagrożenia cukrzycą, muszę mocno ograniczać spożycie słodyczy, to i tak mam wrażenie, że ten mój słodyczowy amok był na tamten czas dobrą alternatywą”.
Mirek: „Sądzę, że częstym problemem w myśleniu o profilaktyce jest zerojedynkowość. Myślimy o niej w bardzo perfekcjonistyczny sposób: wszystko albo nic. To myślenie jest charakterystyczne zwłaszcza dla osób uzależnionych. Uwielbiamy używać określeń typu: „nigdy”, „zawsze”. To dlatego choćby w leczeniu uzależnień stosuje się zasadę „24 godzin”. Masz nie pić tylko tego dnia, a nie zawsze. Masz być przyzwoitym gościem tylko dziś, a nie zawsze. Niektórzy też robią wielkie halo z tego, że ktoś tylko ograniczył picie, a nie rzucił całkiem, albo że komuś po kilku miesiącach niepicia zdarzyło się zapić. A ja myślę, że od czegoś trzeba zacząć. Nie każdy może od razu być na full. Nie każdy potrafi od razu odstawić alkohol czy narkotyki i NIGDY do tego już nie wrócić. Ważne to próbować. Jeśli komuś udało się wytrwać w trzeźwości dwa miesiące i zapił, to trudno. Ma już na swoim koncie dwa miesiące bez zatruwania się. Może następnym razem będą trzy, sześć, dwanaście. Czasami o wiele łatwiej nam wybrać to, co dla nas realnie korzystne, kiedy na ten wybór nie nakładamy tak wielu perfekcjonistycznych oczekiwań, kiedy dajemy w nim sobie też przestrzeń na porażkę, na niedoskonałość. Nie zawsze musimy w tej całej profilaktyce zapobiegać wszystkim szkodom, czasami wystarczy myśleć, że niektóre z nich ograniczymy”.
Strefa U
PS
Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, rozważ wsparcie naszej działalności drobną wpłatą: