Tylko wielbłąd nie pije? Nie namawiaj do picia!

25 lat temu świętowałam swój pierwszy zawodowy sukces – umowę o pracę w wymarzonej firmie. To był ważny dzień. Tamtego dnia zrozumiałam, że alkoholizm dotyka różnych osób, niezależnie od ich społecznego statusu. Chwilę później pojęłam, jak ważne jest, by uszanować to, że ktoś nie pije. I dlaczego nie wolno namawiać do picia.

 

Na świętowanie swojego sukcesu przyniosłam „szampana”, mocny alkohol przeszmuglowany z Czech, a do tego winogrono i jakieś krakersy. Znałam już trochę zwyczaje panujące w firmie, więc taki trunkowy wjazd nie był czymś dziwnym. Na popołudniowej zmianie piło się często i dużo. 

Zaprosiłam ludzi, z którymi miałam zaszczyt stawiać pierwsze kroki w zawodzie i którzy byli mi bardzo życzliwi. Część z nich była w wieku moich rodziców i traktowali mnie trochę jak córkę. Przyszli, gratulowali i chętnie się częstowali.

Wyjątkiem był kierownik z sąsiedniego działu, który na moje pytanie, czego się napije, odpowiedział, że zje winogrono, bo on już w swoim życiu wystarczająco dużo wypił.

To był dla mnie szok. Pochodzę z małej miejscowości i alkoholicy kojarzyli mi się z patologią. Menelami przesiadującymi w piwiarni. A nie z mężczyzną, który był wtedy dla mnie synonimem sukcesu. Autorytetem zarówno dla mnie, gówniary, jak i dla ludzi ze stażem pracy dłuższym niż mój wiek. Przytomnie nie skomentowałam tego w inny sposób, a jedynie wydukałam, że zielone (winogrona) są słodsze i zajęłam się pozostałymi gośćmi.

Potem poznałam historię tego człowieka – opowiedział mi, jak sięgnął dna i dlaczego obiecał sobie, że już nigdy nie weźmie do ręki kieliszka z wódką. To była smutna historia. Powiedział też, jak ważne jest to, że ludzie rozumieją jego problem i nie namawiają do picia. Nie komentują jego odmowy hasłami: „Z nami się nie napijesz?”, „Daj spokój, jeden ci nie zaszkodzi!”, nie pouczają: „Raz nie zawsze” i nie szantażują: „Kto nie pije, ten donosi”.

 

Nigdy nie namawiaj do picia!

Nie każdy trzeźwy alkoholik chce w nowym miejscu informować wszystkich o swoim problemie, nie zawsze czuje się w nowym miejscu bezpiecznie. Dlatego często stosuje wymówki: „Mam jeszcze pracę po powrocie”, „Muszę zająć się dzieckiem”. Zdarza się, że przyjeżdża na spotkania firmowe samochodem – sugeruje, że będzie w ten sposób użyteczny, bo odwiezie kolegów. I wtedy dają mu spokój. 

Dziś rozumiem wagę tego, by nikogo nie namawiać do picia.

Ktoś może nie mieć ochoty na alkohol, bo tego dnia gorzej się czuje. Komuś innemu wraz ze wzrostem procentów we krwi rozwiąże się język i stanie się bardzo szczery albo roszczeniowy, a w towarzystwie – zwłaszcza na spotkaniach firmowych, na których jest zwierzchnictwo – może to przynieść opłakane skutki. Naprawdę chcesz przyłożyć rękę do czyjejś porażki?

Może się też zdarzyć, że twoje namowy będą bardzo trudnym testem dla człowieka, który dopiero co wyszedł z nałogu i odmawianie jest dla niego megatrudne. Już samo przebywanie w towarzystwie osób pijących, patrzenie na kieliszki i butelki, wąchanie alkoholu zapewne stanowi dla niego nie lada wyzwanie. Stara się oprzeć pokusie, zna mechanizmy choroby, wie jak sobie poradzić z pragnieniem, ale twoje wypowiedzi na temat jego cieniactwa, bycia pod pantoflem żony lub „żart” o donoszeniu, mogą go złamać. I o ile ty i pozostali uczestnicy imprezy na drugi dzień wyleczycie kaca i pójdziecie dalej, już trzeźwi, dla alkoholika może to być początek drogi w dół. 

Dlatego nie namawiaj do picia, nie ryzykuj, uszanuj czyjeś NIE!

EmKa

Scroll to Top