AA nie dla mnie, bo tam gadają tylko o Bogu

Jeśli pójdziesz na miting AA, już na samym początku usłyszysz, jak ludzie czytają 12 kroków AA. W drugim kroku usłyszysz: „Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowy rozsądek”, a w trzecim: „Podjęliśmy decyzję, aby powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, tak jak Go rozumieliśmy”. O Bogu będzie też w kroku piątym, szóstym i jedenastym.  To dla Ciebie zbyt wiele? Zanim się zniechęcisz, zanim zrezygnujesz, posłuchaj, co na ten temat mówią inni alkoholicy. 

 

Kamila

Kiedy pierwszy raz przyszłam na miting AA i usłyszałam słowa Bóg, Siła Wyższa, pomyślałam: „O nie, tylko żadnego Boga”. Byłam na bakier z Bogiem. Miałam do niego wiele pretensji i uraz (rety, ale do kogo ja wtedy nie miałam urazy?). Uważałam, że w dużej mierze to on jest winny temu, jaka jestem nieszczęśliwa, jakie mam beznadziejne życie. W zasadzie nie wierzyłam już chyba, że istnieje jakiś Bóg. Ten Bóg, w którego kiedyś wierzyłam, był głuchy na moje modlitwy, więc ja postanowiłam być głucha na jego istnienie. Obraziłam się na Boga i nie chciałam o nim słyszeć. Ale słuchając ludzi ze wspólnoty, zrozumiałam, że w AA, każdy rozumie Boga na swój sposób. Bogiem nie musi być jakaś nadprzyrodzona istota, w którą wierzymy, może nim być np. wspólnota. Że w idei Boga czy raczej Siły Wyższej, chodzi o to, by przestać opierać wszystko na własnej głowie, własnym chorym umyśle. By zaufać komuś z zewnątrz – mądrości grupowej czy mądrości Wszechświata. Ja jako osoba uzależniona nieustannie opierałam się dotychczas na własnych racjach, własnych wyborach, na samodzielnym kontrolowaniu swojego życia. Tylko dokąd mnie to zaprowadziło? Jednocześnie w tym samostanowieniu czułam się bardzo samotna i przeciążona. Pewnego dnia pomyślałam: „O ile byłoby mi lżej, gdybym mogła odpuścić kontrolę i komuś zaufać, powierzyć komuś swoje problemy i troski. Gdyby uwierzyć, że nie muszę tym swoim życiem kierować sama, tylko oddać tę kierownicę w ręce kogoś ode mnie mądrzejszego”. Dla mnie tym kimś mądrzejszym okazała się wspólnota. Nie pojedynczy ludzie, ale właśnie społeczność uzależnionych, ludzi złączonych doświadczeniem choroby i leczenia się”. Dzięki niej uczę się żyć z lekkością, bez napinki. I choć słowo Bóg, nadal źle mi się kojarzy, przypominam sobie to, co napisane w trzecim kroku: „Bóg, jakkolwiek Go rozumieliśmy”. 

Maciej

Dla mnie przebrnięcie przez jakąkolwiek ideę Boga i Siły Wyższej było nie do pokonania. Jestem ateistą i nic tego nie zmieni. Ale przede wszystkim bardzo chciałem przestać pić, więc uczestnictwo we wspólnocie i kontakt z innymi uzależnionymi wydawały się tu szalenie istotne. Tylko jak przejść przez program 12 kroków i poddać się zawartym w nim wskazówkom, bez tego całego gadania o Bogu? Okazało się, że się da. Że w AA są też mitingi dla ateistów i agnostyków.  U nich 12 kroków wygląda trochę inaczej. Np. krok drugi brzmi: „Uwierzyliśmy i zaakceptowaliśmy fakt, że potrzebujemy sił i zasobów będących poza naszą świadomością, aby odzyskać zdrowy rozsądek”, a trzeci: „Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie zbiorowej mądrości i doświadczeniu tych, którzy byli przed nami”.  Dla mnie to było super. Podejście humanistyczne, a nie duchowe. To było rozwiązanie dla mnie. 

Leszek

Kiedy ja przyszedłem do wspólnoty AA, choć nigdy nie byłem wierzący, a coś takiego jak duchowość w ogóle nie funkcjonowała w słowniku znanych mi pojęć, rozpacz jaka mnie wtedy ogarniała, sprawiła, że uwierzyłbym nawet w Latającego Boga Spaghetti, jeśli to wyciągnęłoby mnie z tej czarnej dziury, w której tkwiłem. Było mi wszystko jedno, kto, jak i co zrobi z moim życiem, byle coś w końcu zadziałało, bo ja już nie wiedziałem, co robić. Nałóg niszczył mi życie i odbierał wszystko: godność, bliskich, zdrowie. Byłem opętany i nie widziałem szans, by zakończyć ten obłęd – przynajmniej nie widziałem innych niż ta, by np. zachlać się na śmierć. Kiedy więc usłyszałem, że być może istnieje jakaś Siła Wyższa, która może przywrócić mi zdrowy rozsądek, chwyciłem się tej myśli jak tonący brzytwy. Prócz życia niewiele miałem już do stracenia. Co mi szkodziło uwierzyć? Dziś czasami myślę sobie, że Ci, którzy przychodzą do AA i kręcą nosem, że mowa tu o jakimś Bogu, jakiejś Sile Wyższej, zbyt mało jeszcze stracili. Jeszcze wydaje się im, że mogą o sobie decydować, że mają jakiś wybór, robić coś na własnych warunkach. I dziś, z perspektywy czasu, jestem wdzięczny, że ja tego wyboru nie miałem. Powierzyłem to moje nędzne życie Sile Wyższej, tak jak ją wtedy pojmowałem, i nie żałuję. 

Anka

Ja też miałam problem z tym ciągłym „bogowaniem” w AA. Uważałam, że ci, którzy tak „bogują” są znacznie bardziej chorzy na umyśle ode mnie. Nie dość, że moczymordy, to jeszcze nawiedzone. Tak mnie to „bogowanie” wnerwiało, że po paru mitingach, przestałam na nie chodzić. Twierdziłam, że po każdym takim mitingu, jestem na tyle wkurwiona, że muszę się napić. Nie podobało mi się też, że wiele z tych wspólnotowych spotkań odbywa się w salkach przykościelnych i że mimo iż w krokach AA mowa o Sile Wyższej, większość AA-owców i tak mówi Bóg, i ma tu na myśli katolickiego Boga. A dla mnie każda religia to zło. Tak więc posłałam AA do diabła i na kilka lat obchodziłam to towarzystwo szerokim łukiem, w głębi ducha nazywając ich sekciarzami. Ale jak mnie nałóg już tak przeciągnął po betonie, że ledwo co było zbierać, wróciłam z podkulonym ogonem. Było mi wszystko jedno o czym tam pitolą i w co wierzą, skoro im pomaga, to może pomoże i mnie. Pomogło. Nadal jestem zdania, że religia to zło. Ale otworzyłam się na duchowość. Ktoś w AA powiedział mi kiedyś, że nie po to człowiek ma świadomość, żeby tylko jeść i wydalać, że warto wziąć pod uwagę również istnienie ducha. Pasowało mi to. Zwłaszcza, że zobaczyłam, iż na mnie to działa.  Jem, wydalam, ale i się modlę. No i jakoś nie piję.

Scroll to Top