Niektórzy uzależnieni dywagują, co jest skuteczniejsze – terapia pod okiem fachowych osób, zajmujących się leczeniem uzależnień czy może raczej chodzenie na mitingi AA oraz przejście przez program 12 kroków? Tylko czy trzeba w ogóle wybierać?
To pytanie o skuteczność jednej czy drugiej metody jest jak dla mnie – osoby uzależnionej – takim zastanawianiem się pt. jak się uporać z uzależnieniem, żeby się za bardzo nie narobić. Niby nic złego w tym, że ktoś chce w łatwiejszy sposób dojść do celu, ale jednak w kontekście choroby uzależnieniowej to dość niebezpieczna ściezka. Bo uzależniony, dlatego ma problem z wyjściem z uzależnienia, że ciągle szuka łatwych i szybkich rozwiązań.
Jak w życiu uzależnionego pojawia się jakiś problem, to uzależniony od razu ma na to szybki myk – uciec, udać, że problemu nie ma, że rozwiąże się sam lub zrobią to za niego inni. I tym właśnie mi tu pachnie to stawianie pytanie: „co jest skuteczniejsze?”.
Bo dlaczego niby uzależniony miałby tu wybierać? Dlaczego nie może połączyć jednego z drugim? Jedno na pewno nie wyklucza drugiego, przeciwnie – ładnie się uzupełnia.
Terapia daje podstawy do zrozumienia choroby. W naukowo poparty sposób potrafi rozłożyć ją na czynniki pierwsze, wskazać jej przyczyny, pokazać jakie są etapy jej rozwoju, do czego prowadzi nieleczona, wyjaśnić w jaki sposób można zacząć zdrowieć, jak nad nią zapanować, w jakie narzędzia się wyposażyć i jakie działania podejmować, by móc z nią żyć ( z nią, nie bez niej, bo chorym pozostaje się na całe życie, a to oznacza, że jeśli nie pozna się i nie zastosuje odpowiednich rozwiązań ona nas zniszczy).
Tak więc terapia to bardzo dobry wstęp do rozpoczęcia zdrowienia. Ale terapia jest określona w czasie. Kończysz ją bogatszy w wiedzę i umiejętności, ale jak każda wiedza i umiejętności, jeśli ich czynnie nie stosujesz i nie rozwijasz, z czasem tracą na sile i ulegają zapomnieniu. Tymczasem w przypadku osób uzależnionych, z którymi choroba zostaje na resztę życia, niezwykle ważne jest, aby ta wiedza i umiejętności były w ciągłym procesie uzupełniania, transformowania.
A w tym właśnie mogą pomóc mitingi AA oraz wejście na program 12 kroków. Kontakt z innymi uzależnionymi nie pozwala ci zapomnieć o chorobie i o konieczności dbania o to, by nie wróciła ze swoimi objawami. Natomiast program 12 kroków skłania cię do ciągłego rozwijania siebie. A zważywszy na to, że w uzależnieniu nie substancja jest problemem, tylko nasza chora osobowość (umysł, dusza, emocje), ten nieustanny samorozwój wydaje się konieczny.
Oczywiście, są tacy alkoholicy, którzy po terapii nie idą do AA, nie robią programu 12 kroków. Są i tacy, którzy należą do wspólnoty, ale nigdy nie przeszli terapii. Spośród jednych, i drugich jest wielu, którym udaje się zachowywać abstynencję.
Cóż? Mnie się nie udało.
Skończyłam terapię, pozwoliło mi to przestać pić i to nawet na blisko 10 lat, ale w tym czasie nic ze sobą nie robiłam. Nie chodziłam na mitingi, nie weszłam na program 12 kroków i w końcu nałóg wrócił. Moje doświadczenie podpowiada więc, że jednak dobrze nie iść na łatwiznę, że warto łączyć jedno z drugim – terapię z mitingami i programem.
Można dzięki temu zyskać większą stabilność w ogarnianiu choroby i uczynić swoje życie jakościowo lepszym.
Przecież jak cierpisz na jakąś chorobę przewlekłą, to nie odstawiasz leków, wiedząc, że ich brak może cię doprowadzić do śmierci. Dlaczego więc tak buntujemy się, żeby uznać uzależnienie za chorobę, która wymaga stałej „obsługi”? Tyle, że tu lekarstwami są: inni uzależnieni oraz duchowy i emocjonalny rozwój siebie samych.
Duża Mi