Na wojnie lepiej być „czystym”

Wyobraź sobie, że jesteś uzależniony od narkotyków czy alkoholu i nagle na twoje miasto, na twój kraj spadają bomby. Będąc uzależnionym w czasie wojny, nie dość, że masz dużo mniejsze szanse na ratowanie się w tej sytuacji niż ludzie trzeźwo myślący, to jeśli przeżyjesz, najprawdopodobniej będziesz zmuszony przejść gwałtowny detoks. I to bez znieczulenia.

 

– Boże, jakie to szczęście, że jestem „czysta” – wzdycha z ulgą Beata. – Co prawda obecny czas nastraja raczej do tego, by jakoś się znieczulić, by odciąć się od rzeczywistości, ja jednak dziękuję Bogu, że już nie piję i nie ćpam. Od kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, to mimo iż targają mną różne lęki, mimo iż źle sypiam i ciągle płaczę, mimo iż czuję się roztrzęsiona i cholernie boję się o siebie i swoją rodzinę, to jestem wdzięczna, że dane mi było wychodzić z uzależnienia w warunkach pokoju.

Beata poczuła tę wdzięczność, gdy zdała sobie sprawę, co teraz muszą przeżywać uzależnieni w ogarniętym wojną kraju.

– Wyobraziłam sobie siebie w ostrej fazie ćpania i chlania – opowiada. – I że nagle budzę się pewnej nocy, a z nieba lecą bomby. Rano wychodzę na ulicę, sklepy zbombardowane, a ja myślę jedynie o tym, że nie ma dostępu do towaru. Ponieważ ostatnio ostro piłam, jak nic zaraz łapię delirkę lub padaczkę. Pogotowie nie przyjedzie, bo ma ważniejsze wezwania. Pies z kulawą nogą nie zainteresuje się moim stanem, bo wszyscy opętani są ratowaniem siebie i bliskich. Ale jeszcze gorzej, jeśli jestem ćpunką. Bo jeśli nie zdobędę kolejnej działki hery lub choćby jakiegoś substytutu, to albo nie przeżyję tak gwałtownego odstawienia, albo jak przeżyję, będę się modlić o śmierć. Wiem, o czym mówię, bo raz próbowałam zejść z opioidów gwałtownie, bez metadonu, i to było piekło. Ból nie do opisania. Tak więc, gdy sobie to wyobrażam, dziękuję Bogu. Współczuję Ukraińcom, którzy teraz borykają się z takim koszmarem.

 

Uzależnieni w czasie wojny

Wyobrażenia Beaty pokrywają się z rzeczywistością. Jak bowiem donosi portal AlJazeera, obecnie w Kijowie praktycznie nie sposób dostać narkotyków. Fabryki w Charkowie i Odessie dostarczające na ukraiński rynek metadon – środek pomagający w odstawieniu przez uzależnionych narkotyków – wstrzymały produkcję, więc ten jest w zasadzie niedostępny. Ci, którym uda się natrafić na jakiegoś dealera, za działkę będą musieli zapłacić co najmniej 10-krotnie więcej niż przed wojną.

Wiadomo jest także, że jeśli wojna potrwa dłużej, to alkohol i narkotyki na tej wojnie się pojawią i wygenerują nowe rzesze uzależnionych.

W warunkach pokoju ludzie sięgają po substancje psychoaktywne, by uciec przed rzeczywistością, a więc tym bardziej robią to w warunkach tak ekstremalnie stresujących i traumatyzujących jak wojna.

Tymczasem, jak informuje Krytykapolityczna.pl, przynajmniej ci uzależnieni, którym udało się uciec z Ukrainy do Polski, mogą w naszym kraju liczyć na pomoc w wychodzeniu z nałogu. Wychodzącym z uzależnienia od opioidów (tu: zwłaszcza od heroiny) oferuje się u nas kontynuację leczenia metadonem. Najbliższy punkt leczenia potrzebujący najłatwiej znajdą poprzez bot na Telegramie. Bot powita ich po angielsku następującym komunikatem:

„Cześć, jestem botem HelpNow, czyli usługą, która pomaga osobom z Ukrainy uzyskać leki antyretrowirusowe na HIV, gruźlicę oraz leczenie substytucyjne dla użytkowników opiatów. Pomagam również otrzymać wsparcie psychologiczne i pomoc na całym świecie. Napisz, czego potrzebujesz”.

Do bota można napisać też mail, na Instagramie i na Facebooku.

 

Lepiej być „czystym”

– Ja wiem, że wojnę często trudno przetrwać bez twardych używek – kontynuuje Beata. – Sama nie wiem czy dałabym radę. Z pewnością jednak nie chciałabym, żeby ta zastała mnie w trakcie czynnego nałogu. Poza tym dopiero wyobrażając sobie siebie w warunkach wojny, zrozumiałam jak małą szansę na przeżycie miałabym w takiej sytuacji, gdybym nie była „zdrowa”. Im bardziej jesteś zależny od innych, tym przeżyć trudniej. Niepełnosprawni, osoby starsze, schorowane, dzieci czy zwierzęta domowe, ich szanse na przeżycie maleją. Wydaje mi się też jakoś niegodne oczekiwać, że ktoś na wojnie będzie zajmował się tobą z zespołem abstynencyjnym, gdy wkoło są ranni, potrzebujący natychmiastowej pomocy. A zatem zostajesz z tym sam. A na wojnie samotność to kiepski towarzysz. Dla uzależnionego nawet w czasie pokoju jest ona zagrożeniem, a co dopiero w takich okolicznościach. Może dla tych uzależnionych, którzy wciąż odkładają decyzję o leczeniu, paradoksalnie to ten trudny czas, jaki mamy obecnie, stanie się motywacją do zdrowienia. Warto to zrobić jeszcze i z tego powodu, że nam uzależnionym nałóg odbiera godność, a dobrze jest zacząć tę godność odzyskiwać w okresie pokoju, bo na wojnie z pewnością to się nie uda. Warto ją odzyskiwać, bo teraz wyjątkowo potrzeba godnych ludzi, którzy będą w stanie nieść pomoc, być użytecznymi.

 

Warto przeczytać: Wsparcie AA dla Ukraińców

 

Strefa U

 

Scroll to Top