Jak odpuszczać?

Żeby odpuścić, trzeba zaakceptować fakt, że na pewne rzeczy nie ma się wpływu. W odpuszczaniu pomaga zaufanie do życia, przeszkadza lęk.

 

Często wyobrażam sobie taki stan, w którym moje zaufanie do życia jest stuprocentowe. Niczego się nie obawiam. Wszystko, co mi się przydarza przyjmuję ze spokojem, wierząc, że coś, co kieruje moim życiem, wie co robi, troszczy się o mnie i chce dla mnie jak najlepiej.

Ale te moje fantazje szybko przerywa myśl: to dla czego tak wielu dobrym ludziom, niewinnym dzieciom czy zwierzętom przydarzają się tak okropne rzeczy, a na świecie jest tyle cierpienia? I wtedy wydaje mi się naiwnością wierzyć, że los się o mnie zatroszczy, że Bóg nie pozwoli, by stało mi się coś złego. Można oczywiście dywagować, co jest dobre a co złe, i że my – ludzie nigdy nie widzimy całości, więc to, co dla nas wydaje się złe w danej chwili, w szerszej perspektywie może być dobre (np. nałóg). Jednak bądźmy szczerzy – wolałabym, żeby jednak cierpienie mnie nie uszlachetniało, wolałabym po prostu nie cierpieć. Wolałabym raczej, żeby nie urwało mi nogi, niż potem bohatersko i szlachetnie żyć z kikutem. A jednak los urywa ludziom nogi, łamie kręgosłupy, sprawia, że spotykają ich różne nieszczęścia. I z tą świadomością dość trudno zaufać życiu.

Jednakże nie ufając, człowiek ma poczucie, że życie spoczywa na jego barkach i wpada w obsesję kontroli. Zaczyna wszystko analizować, próbując przewidzieć ewentualne ryzyka. Zaczyna żyć w nieustannym napięciu, skupiać uwagę na potencjalnych zagrożeniach. Każda decyzja urasta u niego do niebotycznych rozmiarów, bo priorytetem staje się uniknięcie błędu.

Jak zatem znaleźć w tym wszystkim złoty środek?

 

Odpuszczenie z Bogiem i bez Boga

Wiara w Boga, Siłę Wyższą, która się o nas troszczy i jest w stanie przejąć sterowanie nad naszym życiem z pewnością pomaga, ale nie jest konieczna, by nauczyć się odpuszczać.

Osobom na krawędzi, osobom wychodzącym z nałogów proponuje się wiarę, bo ta istotnie osłabia lęk przed puszczeniem kontroli. Jeśli wiesz, że ktoś inny czuwa nad czymś, z czym ty sobie nie radzisz, jeśli wierzysz, że ten ktoś ma dobre intencje, inteligencję i moc, do podejmowania najlepszych dla ciebie wyborów, to zdecydowanie łatwiej jest przekazać stery.

Tyle, że nie każdy jest w stanie oprzeć swoje życie na wierze. Tym, którzy nie wierzą, pozostaje akceptacja rzeczywistości z jej blaskami i cieniami.

 

Urealnić oczekiwania

Dla mnie istotnym elementem w sztuce odpuszczania jest wyważony pesymizm. Przez wyważony pesymizm rozumiem postawę, cechującą się minimum oczekiwań wobec życia. Im mniej tych oczekiwań, tym mniejsza szansa, że się rozczaruję. Słowo „wyważony” oznacza tu, że nie przeginam z pesymistycznymi wizjami, nie maluję wszystkiego na czarno, ale też nie mamię się pobożnymi życzeniami.

W urealnianiu oczekiwań pomaga przyjrzenie się własnym przekonaniom i ich weryfikacja z rzeczywistością. Przekonania to bowiem coś, co najczęściej skłania nas do kurczowego trzymania się pewnych opcji.

Jeśli np. uważam, że moim celem jest być szczęśliwym/szczęśliwą, to warto się przyjrzeć, czego tak naprawdę oczekuję pod hasłem „szczęście”. Czy oczekuję, że szczęście to stan stały, stan permanentnej przyjemności, stan, w którym żadne troski się mnie nie imają, a ja chodzę z bananem na twarzy i rozpierającą mnie radością w sercu? Bo jeśli tak, to nijak się to ma do rzeczywistości, a ja żyję nierealnymi oczekiwaniami.

W tym przypadku urealnienie oczekiwania polegałoby na zestawieniu swojego przekonania o szczęściu z faktami. A fakty są takie, że rzeczywistość jest zmienna. Stany constans w niej praktycznie nie istnieją. Wszystko przemija – to, co dobre,  i to, co złe. Przyjemność istnieje wyłącznie w parze z nieprzyjemnością. W sumie to, że odczuwamy dyskomfort, ból, w danym momencie, jest zapowiedzią szczęścia, bo gdy nieprzyjemne przeminie, doznamy ulgi i będzie to właśnie szczęśliwy MOMENT.

Dochodzimy tym samym do istoty sprawy – że szczęście nie jest czymś globalnym, czymś trwałym, lecz dość ulotną CHWILĄ. Możemy te chwile sumować, ale najpierw musimy je dostrzec, żeby uplotły nam się one w coś większego.

Urealnienie pomaga nam odpuścić oczekiwanie szczęścia jako czegoś, co spada na nas jak manna z nieba i pozwala nam się w tym na stałe po uszy zanurzyć. Wraz z tym odpuszczeniem stajemy się zdolni skoncentrować na chwilach, na skrawkach szczęśliwości, które ostatecznie mogą nam przynieść poczucie dobrego życia.

 

Nie pomagać problemom

Wielu ludzi jest w stanie odpuścić dopiero wówczas, gdy dojdą do ściany. Czekają z odpuszczeniem do fazy ekstremalnej, kiedy już nie mają wyjścia, gdy wykorzystają już wszystkie metody i całą energię. Mówią: „pas, poddaję się” dopiero, gdy padają na pysk.

Tymczasem z odpuszczaniem nie należy czekać do stanu umęczenia. Grunt to odpuszczać na bieżąco.

Wstaję danego dnia lewą nogą i jest mi z tym źle, więc robię różne rzeczy, żeby się z tego stanu wybić. Próbuję poprawić sobie humor na różne sposoby, bądź daję upust frustracji, która rodzi się z dyskomfortu. Po całym dniu walki, jestem tak zmęczony, że wieczorem mam ochotę na całkowity reset – to wtedy rodzą się pomysły, by sięgnąć po alkohol albo poszukać jakiejś natychmiastowej  ulgi. A wystarczyłoby odpuścić już z samego rana. Akceptując stan bycia „nie w humorze”, nie walcząc z nim, nie próbując go usilnie zmieniać, prawdopodobnie dość szybko doświadczylibyśmy tego, że on mija, a przynajmniej przestałby nam tak bardzo ciążyć.

AA często mówią: „nie twórz dramatów”. Dzięki odpuszczaniu nie rozkręcamy problemów.

Popatrzmy na przykład – kiedy mamy taki dzień, że nic nam się nie chce, samo to nie stanowi dyskomfortu. Dyskomfort zaczyna się dopiero wtedy, gdy to oceniamy i nadajemy temu negatywny charakter. Zaczynamy dokładać sobie np., że jestem leniwy/leniwa, zaczynamy na siłę coś robić, żeby przełamać niechęć do działania lub uciekamy od tego w jakąkolwiek inną aktywność, która ma dla nas jakieś przyjemne zabarwienie, ale z tyłu głowy cały czas nam krąży, że się obijamy, że prokrastynujemy. W tym przypadku gdybyśmy odpuścili sobie ocenianie, pozwolili sobie przez jakiś czas pobyć z tym „nie chce mi się”, prawdopodobnie szybko zaczęłoby nam się nudzić i chęć do działania przyszłaby sama, bez zmuszania się i uciekania.

Rzecz w tym, żeby już na wczesnym etapie umieć rozpoznać ten moment, w którym warto odpuścić. Dyskomfort, napięcie, mogą stanowić dobre kierunkowskazy. Trzeba tylko poszukać źródła tych nieprzyjemnych stanów. Zobaczyć, gdzie się siłuję, gdzie naciskam i… puścić.

 

Słuchać ciała

Nie zawsze głowa to najlepszy podpowiadacz. Potrafi nas zwodzić na manowce, potrafi budować labirynty, w których człowiek traci orientację. Dlatego dobrze jest trzymać się podpowiedzi płynących z ciała. Ono nierzadko potrafi nam więcej powiedzieć o naszych realnych potrzebach, niż umysł, który ma skłonność do tworzenia zachcianek i popychania nas w ich stronę.

Przyzwyczailiśmy się ignorować sygnały płynące z ciała. Gdy coś nam dolega, łykamy tabletkę i pozamiatane. Nie ma objawów, nie ma problemu. Tymczasem ciało jest naszym pierwszym podręcznym informatorem. Bólem, nieprzyjemnymi odczuciami wskazuje nam, kiedy mamy się zatrzymać i przyjrzeć się temu, co się z nami dzieje. Jeśli nie wiemy, kiedy odpuścić, obserwujmy swoje ciało.

Niekiedy też poprzez ciało może przyjść samo odpuszczenie. Gdy rozluźnimy mięśnie, również nasz umysł potrafi pójść za tą wskazówką i puścić to, na czym się zafiksował. Dlatego kiedy nijak nie potrafimy czegoś odpuścić w umyśle, warto popracować z ciałem.

 

Radar pokory

O wiele łatwiej się odpuszcza tym, którzy pielęgnują w sobie pokorę. Pokora wiąże się ze świadomością własnych zasobów i własnych ograniczeń. Działając z pokorą, będziemy wiedzieli, kiedy i gdzie mamy działać, wykorzystując własne zasoby, a gdzie i kiedy odpuszczać, znając własne ograniczenia.

Co prawda dziś modne jest mówienie, że człowiek winien przekraczać samego siebie, podnosić sobie stale poprzeczkę, ale nie wszystkim to służy, a uzależnionych nierzadko tego typu koncepcje na życie, zapędzają na powrót w szpony nałogu. Mamy jedno życie, więc koncentracja na pokonywaniu własnych ograniczeń, zamiast na dobrym wykorzystaniu własnych zasobów, wydaje się stratą czasu i energii. Rzecz w tym, że wielu z nas większą uwagę poświęca na swoje braki, niż na to, czym rzeczywiście dysponuje, zwłaszcza gdy porównują się z innymi.

Pielęgnując w sobie pokorę, może być nam łatwiej pogodzić się z tym, czego nie mamy. Łatwiej przyjdzie nam zgodzić się na rzeczywistość taką, jaką ona jest.

 

Wizualizacje

Najważniejsze to zobaczyć, czego tak kurczowo się trzymamy i czego nie chcemy puścić. Jeśli już to dostrzeżemy, jesteśmy w domu. Ale czasem pomysł odpuszczenia budzi w nas lęk. Boimy się, że jeśli stracimy nad czymś kontrolę (nawet jeśli ta kontrola jest ułudą), to wszystko się nam w życiu posypie.

W takich sytuacjach pomocna może być wizualizacja takiego odpuszczenia. Wyobraźmy sobie, że puszczamy nasz problem, nasze rozmyślania, analizy, naszą czujność, napięcie itd. Zobaczmy, co się wtedy w naszej wyobraźni wydarza. Obserwujmy, co się z nami w trakcie tej wizualizacji dzieje, co mówi nasze ciało. Ale dokręćmy ten film do końca, nie uciekajmy w połowie. Być może okaże się, że dostrzeżemy iż dana sprawa ma wiele scenariuszy. Z którym z nich czujemy się najlepiej? Czy możemy, coś zrobić, aby nakierować nasze działanie na taki właśnie scenariusz?

 

***

Odpuszczać możemy wiele różnych rzeczy: działania, myśli, emocje. W odpuszczeniu chodzi o to, by wybierać to, co nam służy (krótko i długofalowo), rezygnując z tego, co nie jest dla nas korzystne. Dzięki odpuszczeniu może nam się żyć lżej, prościej. Rezygnujemy bowiem z nadmiaru, z tego co nas ciąży, przerasta. Warto zatem pracować nad sztuką odpuszczania. Im bowiem wytrwalej ją praktykujemy, tym staje się łatwiejsza.

Marika

PS

Nasz portal działa dzięki pracy wolontariuszy i drobnym zrzutkom. Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, prosimy zasil nas wpłatą w wysokości symbolicznej kawy:

Scroll to Top