Staraliśmy się przez modlitwę i medytację poprawiać nasz świadomy kontakt z Bogiem, tak jak Go rozumieliśmy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia.
Musimy pamiętać, że program 12 kroków jest nie tyle programem rozwoju osobistego, co programem rozwoju duchowego. W tym programie najważniejsze jest utrzymywanie świadomego kontaktu z Siłą, której oddaliśmy sterowanie naszym życiem.
Krok jedenasty wskazuje, że ten kontakt można poprawiać poprzez takie dwa sposoby, jak modlitwa oraz medytacja. I jeden, i drugi sposób ma służyć tylko dwóm celom – poznaniu woli Siły Wyższej oraz zyskaniu siły do jej spełnienia.
Reasumując, krok 11 wskazuje nam narzędzia do kontaktowania się z Bogiem (jakkolwiek go pojmujemy) i udziela instrukcji, jak z nich korzystać.
Kamila: Rety, jak ja się buntowałam przed medytowaniem. Uważałam to za stratę czasu. Wydawało mi się, że medytacje to nie dla mnie, bo przecież ja taka temperamentna jestem, a tu trzeba siedzieć i nic nie robić. I na co komu to siedzenie? – pytałam. – Toż od takiego siedzenia mądrości człowiekowi nie przybywa, a robota się sama nie zrobi. Ale skoro 11 krok mówił o medytowaniu, a ja jednak odpowiedzialnie podeszłam do programu, to mimo ogromnych oporów spróbowałam.
Na początku nie szło mi to najlepiej. Irytowałam się, nie mogłam się skupić, nie mogłam pięciu minut usiedzieć w bezczynności. Ale ktoś ze Wspólnoty AA podsunął mi medytacje prowadzone, w których krok po kroku jakiś głos mówi ci, co masz robić, na co zwrócić uwagę. I o dziwo, przypasowało mi to. Z początku po prostu relaksowałam się przy nich, ale z czasem okazało się, że dzięki medytowaniu zyskuję jakiś taki rodzaj pustki, w której łapię inny wymiar, jakąś taką łączność z… czymś głębszym. Mój mózg się uspokaja, wycisza, przestaję być w nieustannym trybie gotowości czy w biegu, robi się miejsce na to, co nienazywalne.
Nigdy nie przypuszczałam, że polubię taki bezruch, ale chyba do tego, by złapać kontakt z Siłą Wyższą zatrzymanie się jest niezbędne. Wcześniej wyglądało to tak, że klepałam rano paciorek i fruuu do roboty. Bez pomyślunku żadnego, bez refleksji, bez wczucia się. Od kiedy jednak zaczęłam medytować, mam wrażenie, że wchodzę w większy kontakt ze sobą samą i z własną duszą. Dostrzegłam, że z Siłą Wyższą można tworzyć relację, a nie tylko zamawiać u niej życzenia do spełnienia, jak to robiłam przez większość życia. No i mam też wrażenie, że to medytowanie przekłada mi się również na resztę tego, co robię. Zwolniłam, umiem zatrzymywać się w ciągu dnia, stałam się uważniejsza. Wydaje mi się, że moje życie nabrało większego sensu, jakości. Kto by pomyślał, że tyle można zyskać siedząc na tyłku i „nic nie robiąc”.
Paweł: Stawiając 11 krok po raz pierwszy w życiu przyjrzałem się temu, jak dotychczas się modliłem. Tak w ogóle to modliłem się rzadko. Zwykle tylko w jakichś ekstremalnych chwilach kryzysu, gdy mi się pod nogami paliło, gdy lęk zaglądał mi w oczy, czyli jak trwoga, to do Boga. Modliłem się także wtedy, gdy czegoś bardzo chciałem, na czymś mi bardzo zależało i wydawało mi się, że tylko cud może sprawić, że to uzyskam. Modliłem się: „Boże, daj mi to i to”, „Boże, spraw, żeby zadziało się to czy tamto” albo „żeby to czy tamto się nie wydarzyło”. Wyglądało to tak, jakbym w tych modlitwach to ja dyktował Bogu warunki, to ja mu mówił, co i jak ma robić, a On miał to wykonać. Czasami też z nim kupczyłem obiecując, że jeśli „wypełni moją wolę”, to coś mu za to dam, np. będę mniej niegrzeczny. Jak na to tak sobie popatrzyłem, to pomyślałem, że na miejscu Boga takiego delikwenta jak ja kopnąłbym w zadek. Tymczasem On często spełniał moje prośby. I to właśnie było najgorsze. Bóg wysłuchiwał moich modlitw, dostawałem to, czego chciałem, a potem… przeklinałem, że stało się po mojemu.
Kiedy postawiłem 11 krok, moją ulubioną modlitwą stało się: „niech się dzieje wola Twoja, nie moja”. Dziś rzadko proszę o jakieś konkrety. Nawet jeśli czegoś bardzo chcę, bardzo mi na czymś zależy, daję Bogu przestrzeń na to, by działo się tak, jak chce On. Uczę się godzić z tym i akceptować to, że życie nie zawsze układa się „po mojemu”. Wiem, że w końcowym efekcie lepiej wyjdę na tym, gdy to nie ja będę kierował swoim życiem.
Kilka miesięcy temu moja córka ciężko zachorowała. Modlę się za nią, bardzo bym chciał, żeby z tego wyszła. I przyznam, że obawiam się tego, że Bóg zdecyduje inaczej. Modlę się więc o siłę, bym umiał pogodzić się z Jego wolą.
Jeśli chcesz poznać, na czym polega program 12 kroków, informacje znajdziesz TUTAJ.
Warto przeczytać: Po co uzależnionemu duchowość