Wojna, zaraza, śmierć bliskich i inne nieszczęścia. Życie bywa przerażające, smutne i trudne. Ogarnia nas lęk, poczucie beznadziei, rozpacz. „Nic, tylko się napić” – myśli niejeden alkoholik. „Nic, tylko się naćpać” – myśli narkoman. Prawda jest jednak taka, że nie ma tak strasznej sytuacji, która usprawiedliwiałaby to, że sięgasz po używkę.
– Wojna! Zaraz powołają mnie do rezerwy! Będę musiał iść na front i walczyć o ojczyznę! Ale ja nie chcę umierać!!! – lamentuje przez telefon znajomy alkoholik.
Rozkręcone emocje, stępione myślenie, splątany język. Słychać, że kolega ma już nieźle w czubie.
Wieść o wojnie na Ukrainie, która danego dnia obiegła świat, wielu ludzi napawając grozą, dla niego okazała się idealnym powodem, by się nachlać.
Gdy inni ludzie mobilizują siły, by w trudnych chwilach wspierać się, by być użytecznymi, by nieść pomoc innym, bardziej potrzebującym, osoby uzależnione myślą wyłącznie osobie. To typowe dla nałogu.
Nałóg jest niezwykle egoistyczny. Lubi pławić się w tanim sentymentalizmie, bo ten świetnie napędza rozmaite iluzje: poczucie bycia ofiarą, sny o potędze, o bohaterstwie. Dlatego mój znajomy będzie w środku nocy krzyczał przez okno: „Chwała bohaterom!”, budząc tym darciem się żonę, dzieci i sąsiadów. Będzie wybierał się na wojnę i udawał gieroja, walcząc z żoną o kluczyki do auta. By wreszcie tuż przed świtem, gdy urwie mu się film, paść na pysk i dać światu na chwilę od siebie odetchnąć.
Wbrew pozorom tu w ogóle nie chodzi o wojnę. To nie lęk przed nią, skłonił mojego znajomego do ucieczki w picie. Dla uzależnionego nie ma znaczenia czy powodem jest brzydka aura na dworze czy realna tragedia. Jemu chodzi wyłącznie o to, żeby się napić lub naćpać. By zaspokoić swój głód substancji.
Nieuzależnionych może dziwić, że ktoś taki w ogóle potrzebuje do tego powodu. A im ten powód bardziej wzniosły, bardziej patetyczny, tym lepiej. Dlaczego?
Bo uzależniony może się bać, ale nie ma kontaktu ze swoimi uczuciami i nie potrafi nimi zarządzać. Gdy te się pojawiają – nieważne czy pozytywne, czy też o ładunku ujemnym – on natychmiast albo chce je podbić, albo je spacyfikować. Choć nie ma z nimi kontaktu, podskórnie czuje ich obecność. Czuje też wstyd, ma przebłyski poczucia winy i wyrzutów sumienia z powodu tej swojej tchórzliwej ucieczki od rzeczywistości, z powodu skrajnie egocentrycznych zachowań. Dlatego szuka dobrego powodu, by owe zachowania jakoś uzasadnić. Wojna wydaje się powodem idealnym. Wystarczająco dramatycznym, by móc pozwolić sobie na picie i jeszcze poużalać się nad sobą czy popłakać nad światem, że taki straszny i zły.
W gruncie rzeczy, w opisywanej sytuacji, to jednak nie wojna, lecz możliwość odkrycia prawdy o sobie i stawienia czoła rzeczywistości na trzeźwo, budzą w uzależnionym rozmaite lęki. Na pewnym etapie uzależniony już nie rozpoznaje, że nie ucieka przed światem zewnętrznym, lecz przed samym sobą.
Odwaga – działanie mimo lęku
Uzależnieni czy nie, wszyscy czasami się boimy. W sytuacjach zagrożenia życia naturalnym jest, że reagujemy strachem. Nasz organizm automatycznie uruchamia wtedy wszystkie moce do obrony – do walki bądź ucieczki. Niekiedy strach paraliżuje nas na tyle, że zamieramy w pozornym niebycie, jakby udając, że nas nie ma. Ale to wszystko to normalne reakcje.
Ludzie zdrowi na umyśle będą radzić sobie ze strachem w konstruktywny sposób. Będą szukać rozwiązań, zaangażują się w szykowanie obrony przed zagrożeniem, odnajdą w sobie pokłady odwagi, będą działać.
Psychologowie mówią, że odwaga nie jest brakiem lęku, lecz działaniem mimo niego. Mimo że odczuwasz lęk, podejmujesz się pewnych czynności zaradczych. I bynajmniej czynności te nie polegają na odkręceniu butelki czy wciągnięciu koksu nosem. Używki niczego nie rozwiązują, niczemu „nie zaradzają” – po prostu sprawiają, że na chwilę problem znika z naszego pola widzenia. W przeciwieństwie do osoby zdrowej na umyśle, uzależniony, gdy tylko poczuje lęk, niczym struś chowa głowę w piasek. Niestety trzymanie głowy w piasku nie likwiduje zagrożenia. Tak więc, gdy struś za jakiś czas tę głowę z piasku wyjmie, sytuacja na zewnątrz może stać się na tyle przerażająca, że lęk może wrócić do niego ze zdwojoną siłą.
Uciekanie przed lękiem z pewnością lęku nie rozbraja. Przeciwnie. Za to ci, którzy odważają się stawić mu czoła, którzy działają mimo niego, mają szansę na wygraną. Dzięki działaniu, zyskują niezwykle skuteczną antylękową broń – poczucie sprawczości.
Jak radzić sobie z lękiem?
Ze strachem jest prosto. Odczuwamy go, gdy coś bezpośrednio nam zagraża. Strach, jest dla naszego organizmu informacją, że trzeba brać nogi za pas, bądź gotować się do walki. Tymczasem lęk nie dotyczy bezpośredniego zagrożenia. Lęk to efekt wytworów naszego umysłu. Odczuwamy go np. wtedy, gdy myślimy o wojnie, myślimy, co by było, gdyby ona nastała, ale realnie jej nie doświadczamy. Nasz umysł jest kreatywny, a to oznacza, że lęków możemy sobie za jego pomocą wygenerować bez liku.
U czynnie uzależnionych gros lęków powodowane jest spadkiem poziomu używki w organizmie. U tych, którzy wychodzą z uzależnienia lęki pojawiają się, jako odzew na utratę przez nich dotychczasowego sposobu ucieczki – nie mają w co uciec, a muszą stawić czoła rozmaitym problemom, nierzadko skumulowanym w czasie trwania ich nałogu i to ich przeraża.
U niektórych z nich lękotwórcza zdolność umysłu nabiera takiego impetu, że niezbędna staje się pomoc psychiatry i zastosowanie antylękowych farmaceutyków. Jednak w wielu innych przypadkach z lękami można sobie samodzielnie poradzić. Wystarczy wiedzieć jak.
Spójrz w oczy lękowi
Nie uciekaj przed lękiem. Przyjrzyj się temu, czego się boisz. Oceń: czy twój lęk mówi o realnym zagrożeniu? Czy coś zagraża Ci tu i teraz? Jeśli nie, to po co się tym dręczysz? Czemu to ma służyć? Jakie masz korzyści z pozostawania w lęku? Być może wbrew logice, lęk zapewnia ci bezpieczeństwo? Nie podejmujesz żadnych działań, nie dokonujesz żadnych wyborów, nie ryzykujesz więc popełnienia błędu, nie bierzesz za nic odpowiedzialności, możesz spokojnie mościć się w roli ofiary. A może lęk, to podświadome szukanie przez ciebie powodu do sięgnięcia po używkę?
Pójdź jeszcze o krok dalej i zastanów się: Co by się stało, gdyby to, o czym myślisz, czego się boisz, rzeczywiście się wydarzyło? Co najgorszego mogłoby się wówczas zadziać? Czy mógłbyś wtedy coś zrobić, żeby się ochronić? Co by to było? Jakie są szanse, że Twój czarny scenariusz się wydarzy? Na jakiej podstawie oceniasz jego realność? Czy dysponujesz wystarczającą wiedzą, by dokonać takiej oceny?
Zadbaj o narzędzia
Jest sporo sposobów radzenia sobie z lękiem. Jedne z nich mówią o pracy z głową, inne o pracy z ciałem.
Na głowę niektórym pomaga docieranie do sprawdzonej wiedzy. Lęki często bowiem powstają z niewiedzy lub z dezinformacji, jaka powstaje przy gromadzeniu wiedzy. Ci, którzy są ciekawi i dociekliwi, szukają odpowiedzi na swoje pytania i nie poddają się lękowi. Inni jednak mogą potrzebować nie większej, lecz mniejszej wiedzy, a w zasadzie oddzielenia się od swoich myśli, zatrzymania ich potoku, wyciszenia procesów zachodzących pod czaszką. Dla tych pomocne może być praktykowanie medytacji.
Są też sposoby pracy z ciałem, które działają antylękowo. Mówi się np., że w momencie paniki, dobrze ustabilizować oddech. W panice często wstrzymujemy oddech, oddychamy szybko i płytko. Niedotleniony mózg, sprawia, że pojawiają się niepokojące reakcje w ciele, a to tylko dodatkowo nakręca lęk. W takich chwilach należy pamiętać o oddechu. Oddychać powoli i głęboko.
Warto też znaleźć swoje własne sposoby relaksacji. Dla jednych relaksujące będą ćwiczenia rozluźniające napięcie mięśniowe, inni będą potrzebować czegoś wręcz przeciwnego. Będą potrzebowali najpierw jeszcze większego spięcia (chociażby poprzez wyczerpujący sprint), by dopiero później móc się rozluźnić i wyciszyć. Wielu uzależnionych poleca zwłaszcza tę drugą metodę argumentując, że gdy mocno zmęczą się fizycznie, wówczas ich głowy nie mają już siły na to, by tworzyć kolejne „straszące” ich wersje przyszłych zdarzeń.
Bądź we wspólnocie
Nierzadko lęk sprawia, że ludzie się izolują. Chcą zamknąć się w swojej skorupie i nie wynurzać z niej nosa. To błąd. Takie rozwiązanie z początku daje pozory poczucia bezpieczeństwa, ale na dłuższą metę robi nam kuku. Raz, że w ten sposób zamykamy się w klatce niedziałania, a gdy nie działamy, umysł wykorzystuje energię na lękową twórczość. Dwa, izolując się zostajemy sami ze swoimi chorymi głowami i nie mamy możliwości zweryfikowania podsuwanych nam przez nie obrazów.
W AA często powtarza się: „Idź na mityng! Zwłaszcza gdy jest Ci ciężko i źle”. Spotkanie z innymi ludźmi daje szansę wyjścia z klatki własnej głowy, pozwala tę głowę przewietrzyć, np. poprzez dzielenie się swoimi problemami z innymi członkami wspólnoty.
Z doświadczeń członków AA wynika, że bycie we wspólnocie potrafi skutecznie zneutralizować lęki. Wspólnota daje poczucie, że nie jest się z nimi samemu. Często pokazuje, że inni również odczuwają podobnie do nas, co z kolei sprawia, że nie czujemy się już takim dziwakami, jak nam się wydawało. Równie często we wspólnocie nasze lęki okazują się blednąć, skonfrontowane z realnymi problemami innych ludzi. Łatwiej nam wówczas dostrzec, że tu i teraz nie doświadczamy żadnego zagrożenia, że nasz lęk dotyczy czegoś, co jeszcze się nie wydarzyło, a być może też nigdy się nie wydarzy. Poza tym skupienie się na życiu innych, pozwala oderwać się od siebie. A zważywszy na to, że lęki uzależnionych mają częstokroć charakter mocno egocentryczny, takie oderwanie, dobrze nam robi.
Kiedy zaczynasz skupiać się na tym, co możesz dać innym, zamiast na tym, co możesz od innych dostać czy co może zaoferować Ci świat, wówczas przestawiasz się na tryb twórczego działania. Odważasz się, czyli robisz coś mimo lęku, a to dodaje sił, wyzwala, daje satysfakcję z bycia użytecznym, przywraca poczucie sensu i w zdrowy sposób ugruntowuje nasze poczucie wartości. Gdy jesteśmy osadzeni w wartościach lęki nie mają nad nami takiej władzy.
Realnie oceń własne możliwości
Każdy kto przyłącza się do wspólnoty uzależnionych, już na wstępie poznaje „Modlitwę o pogodę ducha”. W kontekście lęków może ona bardzo pomóc, bo podsuwa nam sposób na realną ocenę własnych możliwości. Słowa modlitwy mówią o tym, że w życiu są rzeczy, na które mamy wpływ i takie, na które wpływu nie mamy. Jeśli więc tylko uda nam się oddzielić jedne od drugich, zobaczymy, że wiele z tych rzeczy, na które wpływ mamy, da się wykonać. Natomiast tymi, które są poza naszym zasięgiem, nie ma sensu się zadręczać. Takie podejście rozbraja lęki.
Zadaj sobie pytanie: Czy mój lęk dotyczy tego, na co mam wpływ? Jeśli tak, to co mogę zrobić w danej chwili z przyczyną lęku? Jeżeli nie mam wpływu na daną sytuację, to dlaczego się nią przejmuję? Czy to, coś zmieni na lepsze?
Oddaj kontrolę, zaufaj
Wielu członków AA powtarza, że najskuteczniejszym dla nich sposobem na lęk jest powierzanie swoich spraw, swojego życia Sile Wyższej (jakkolwiek każdy z nich ją pojmuje). Dla jednych tę Siłę stanowi Bóg, dla innych zbiorowa mądrość wspólnoty, dla jeszcze innych natura czy kosmos. Gdy uzależnieni mają poczucie, że jakaś siła większa od nich samych steruje światem i tym światem zarządza, łatwiej im odpuścić, łatwiej im się nie zamartwiać, łatwiej im zdjąć sobie z barków różne sprawy. Problemy, z którymi sobie nie radzą, które ich przerastają mogą powierzyć właśnie tejże Sile. Wiara, zaufanie do owej Siły przynoszą nam – uzależnionym spokój. Przestajemy się miotać, przestajemy się bać. Wierząc, że światem zarządza jakaś Wyższa Inteligencja, łatwiej nam zaakceptować to wszystko, co w owej rzeczywistości się wydarza. Nawet jeśli wydarzają się tragedie, człowiek wierzący jest w stanie zaufać, że te czemuś służą, że wszystko ma jakiś swój cel, jakąś wartość. Być może on w danej chwili, a może nigdy tego nie zrozumie, ale ufa, że jest tak, jak być powinno. Rozumie, że jego rolą jest robić to, co do niego należy, co jest w zasięgu jego możliwości, reszta zaś należy do Siły Wyższej.
Działaj
Gandhi mówił: „nie czyń dobra, bądź dobry”. W AA mówią: „Nie pitol (o działaniu), działaj”. Wielu uzależnionych lubi pitolić, lubi dzielić włos na czworo, dywagować na rozmaite kwestie, rozkminiać różne tematy, łudząc się, że – niczym Kolumb – odkryją dzięki temu nowe lądy. Niestety, te dywagacje, rozmyślania, wiara w światłość własnego umysłu, słuszność własnych racji, nierzadko prowadzą nas na manowce, generując egocentryczne lęki. Dlatego zamiast rozmyślać, przede wszystkim powinniśmy działać.
Nie mów, że trzeba być przyzwoitym, bądź przyzwoitym. Nie rozprawiaj o trzeźwości, bądź trzeźwy! Nie rób programu 12 kroków, żyj nim. Jeśli tylko gadasz o tym, że się boisz, ale nic nie robisz, żeby przestać się bać, to nie licz na efekty.
Uzależniony, jeśli chce zdrowieć, musi działać. Musi robić wszystko, co w jego mocy, by być autentycznie trzeźwym w ciele i na umyśle. Nie może sobie odpuszczać, nie może szukać dróg na skróty, nie może zostawiać sobie furtek. Zatem… nie pitolmy, działajmy!
PS
No i oczywiście: „Rosyjski okręcie wojenny, pierdol się!”.
Kasia