Życzliwość sponsora w pracy z innymi

Istotą funkcjonowania AA jest służenie innym poprzez niesienie posłania. Dzielisz się z innymi swoim doświadczeniem i w ten sposób pomagasz im wydostawać się ze szpon uzależnienia oraz budować siebie i życie „po uzależnieniu”. Pomaganie nie jest proste. Tego też trzeba się uczyć. Najważniejsze, by nie zapomnieć o… życzliwości. 

Kiedy w moim sponsorowaniu zabraknie życzliwości, wszystko zaczyna się sypać. Życzliwość to dla mnie podchodzenie do drugiego człowieka z uwagą i troską. Jako sponsorka mam kontakt ze swoimi podopiecznymi każdego dnia. Dni, jak to dni, bywają różne. Niekiedy coś mnie przytłoczy, niekiedy czuję się zmęczona, rozdrażniona. Wtedy bardziej koncentruję się na sobie, na swojej niewygodzie, emocjach, dyskomforcie. Zdarza mi się wówczas zapomnieć o życzliwości. Bo tak, o życzliwości muszę sobie przypominać, nie powiedziałabym o sobie bowiem, że z natury jestem człowiekiem życzliwym – ani w stosunku do siebie, ani do innych. Dopiero się tego uczę, dopiero w tym raczkuję.  OK, jestem osobą miłą (rety, jak ja nie znoszę tego bycia miłą), lecz pod tą z pozoru przyjemną w odbiorze powierzchownością kłębi się wiele złości, lęków, podejrzliwości, nieufności. Czasem mam wątpliwości, jak ktoś tak niedoskonały jak ja może w ogóle sponsorować innym. A jednak o ile w relacjach z innymi nie zapominam o życzliwości, wszystko jakoś się udaje. 

 

Mówiąc o „działaniu z życzliwością” mam chyba na myśli działanie „z otwartym sercem”, z empatią. Przejawia się to gotowością do tego, by słuchać drugiego człowieka, być na niego uważną, dostrzec jego potrzeby i w ramach swoich możliwości pomóc mu najlepiej jak potrafię. Nie oceniać, nie krytykować, po prostu z nim być, towarzyszyć mu, współodczuwać, ale także działać. 

 

W te dni, kiedy brakuje mi jako sponsorowi życzliwości, szybko do głosu dochodzą moje wady charakteru. Pycha, niecierpliwość, egocentryzm, nieuczciwość. Jako sponsorka zamieniam się w żandarma lub zaczynam moralizować, pouczać, musztrować. Zapominam o tym, kim jestem: że jestem alkoholiczką, która ma nieść posłanie i służyć innym alkoholikom w trzeźwieniu, a zaczynam wchodzić w role, w których roję sobie, że mam tu nad kimś czy nad czymś kontrolę albo władzę. Zapominam, że to nie ode mnie zależy, czy podopieczny będzie trzeźwiał, czy nie. Czy będzie miał na tej drodze sukcesy, czy nie? „Ty masz nieść posłanie, nie człowieka” – powiadają w AA, od niesienia człowieka jest Siła Wyższa. 

 

Oczywiście, jeśli  zauważę tę „nieżyczliwą” zmianę w sobie, to już połowa sukcesu. Mogę przeprosić podopiecznego, przywołać się do porządku. Ale kiedy tego nie zauważę i brnę w zaparte, widzę, jak różne rzeczy zaczynają się sypać. W podopiecznym, który zapewne intuicyjnie wyczuwa tę moją nieżyczliwość, pojawia się opór, niekiedy bunt. To, co mówię, zdaje się rozbijać o ścianę, bo po drugiej stronie nie ma gotowości do słuchania i usłyszenia. Podopieczny zaczyna wątpić, czy podążanie za takim sponsorem jest dla niego dobre, czy ma sens. I w zasadzie trudno się mu dziwić, bo jeśli nie czuje on życzliwości z mojej strony, skąd ma wiedzieć, że intencje towarzyszące moim działaniom są zdrowe i służą jego dobru? 

 

Z drugiej strony, niejednokrotnie widziałam, że jeśli postępuję z życzliwością, nawet najtrudniejsze informacje zwrotne, jakich udzielam swoim podopiecznym, okazują się dla nich do przełknięcia i najczęściej –  jak przyznają – są też trafne. Bez życzliwości często chybiam ze swoimi obserwacjami lub są odbierane przez podopiecznych jako błędne. Przypadek? Nie sądzę. 

 

Myślę, że życzliwość, która idzie z serca jest zwyczajnie działaniem Siły Wyższej. Jak nie blokujesz serca, SW przez ciebie działa i wtedy jest dobrze. Jak zamkniesz serce i działasz wyłącznie poprzez swój chory umysł, który domaga się ciągle posiadania racji, to wtedy klops. Sponsorowanie jest wówczas syzyfową pracą. Pchasz, naciskasz, wysilasz się, a cała para idzie w gwizdek. To jak wychowywanie dziecka bez miłości. Dziecko może i to przeżyje. Wyrośnie na jakiegoś tam dorosłego. Tylko czy jego życie będzie dobre, czy będzie to szczęśliwy dorosły? 

Katarzyna

Scroll to Top