Na swoim profilu na FB, Marcin Zegadło, poeta i publicysta zamieścił ważny wpis o nadużywaniu alkoholu w środowisku artystycznym (tu: stricte poetyckim światku). Za zgodą autora przedrukowujemy go poniżej.
Jak napisać o chlaniu w środowisku poetów i poetek tak, żeby nie oceniać? Czy rzeczywiście jest o czym pisać?
Spróbuję przyjąć perspektywę własną, chociaż z pewnością nie uniknę liczby mnogiej.
A zatem, na początek może ja jednak kilka słów o sobie: jestem poetą, wydałem siedem tomów wierszy, napisałem w ch*j opowiadań, które publikowałem w czasopismach literackich, w sieci i w papierze, nigdy nie złożyłem z nich książki za to napisałem większą prozę, której nie ośmielę się nazwać powieścią, ale książka ukaże się pewnie na początku przyszłego roku, jeśli nie zmienię zdania w sprawie jej publikacji – tak czy owak umowę z wydawnictwem podpisałem.
Dlaczego poeci piją? Czy to, że zajmowałem i zajmuję się pisaniem wierszy miało wpływ na moje uzależnienie? Czy miało wpływ na moje picie i sposób, w jaki piłem? Czy ludzie, z którymi się spotykałem mieli z tym coś wspólnego?
Z dzisiejszej perspektywy odpowiedź na każde z tych pytań brzmi: nie.
W procesie wyglądało to jednak odrobinę inaczej. Dla uproszczenia mógłbym temat picia w środowisku literackim zamknąć w jednym zdaniu:
Większość z nas chciała pić jak Wojaczek, nikt z nas jednak nie był Rafałem Wojaczkiem. Nie był i nigdy nie będzie.
Uzależnienie jest zawsze wyłącznie uzależnieniem. Jest tak niezależnie od tego, kto się uzależnia. To jest w ch*j demokratyczne zagadnienie.
Uzależnienie nie czyni podziałów ekonomicznych, klasowych, ma wyjebane na twój status zawodowy, pozycję społeczną, twoje odznaczenia państwowe i sprawności zdobyte w harcerstwie. Uzależnienie kpi sobie z tego czy zarządzasz, czy jesteś zarządzany.
Uzależnienie ma wywalone na to, czy jesteś konserwatystą, liberałem, lewicowcem, prawakiem, lewakiem, strażakiem, żołnierzem, policjantem czy złodziejem.
Uzależnienie ma wyjebane na to czy jesteś poetą klasycyzującym czy barbarzyńcą, prozaikiem, reporterażystą czy grafomanem, wydającym dwa tomy wierszy rocznie.
Uzależnienie wszystkich traktuje równo, sprawiedliwie i wedle uczynków. Każdemu tyle, ile mu się należy. Gdyby uzależnienie było bogiem, byłby to Bóg surowy, ale sprawiedliwy.
A teraz postaram się to, co wcześniej napisałem w liczbie mnogiej, napisać w liczbie pojedynczej. Więc, wydawało mi się, że moje picie jest lepsze od picia innych, tych którzy nie pisali wierszy, ponieważ żyłem w przekonaniu, że jestem o to pisanie wierszy lepszy.
Co to oznacza? Oznacza to, że po Wojaczku, Gałczyńskim i wielu innych zostały ich wiersze i ich uzależnienie. Po mnie zostanie jedynie uzależnienie, które wyrządziło szkodę innym.
Różnice w chlaniu w tym środowisku, w porównaniu do picia poza nim?
Mechanizm iluzji i zaprzeczeczenia, jeśli się włącza to dominuje w nim element intelektualizowania. Nałogowe regulowanie emocji ma pełne ręce roboty, bo wyjątkowo dużo w tym środowisku ludzi wrażliwych i emocjonalnie zjebanych, ode mnie poczynając naturalnie, chociaż w chwili obecnej nie patrzę na siebie jako na część jakiegoś środowiska. Jestem już chyba za stary. Dezintegracja „ja”? Naturalnie cudownie się rozwija, tym bardziej, że samo pisanie wierszy wymusza już funkcjonowanie w dwóch rzeczywistościach, które polaryzują. Tak to działa.
Liczba mnoga nie jest w tej części „Życia po piciu” rozkładaniem odpowiedzialności. Jest w pewnym sensie figurą retoryczną, niezbędną z uwagi na temat. Przynajmniej tak miało być w zamierzeniu.
Ale żeby to ukrócić wracam do liczby pojedynczej. Myślałem bowiem w sposób następujący:
„Piję, bo rzeczywistość na trzeźwo jest nie do przyjęcia”
„Piję, bo jestem w ch*j wrażliwy”
„Piję, bo nie wiem, gdzie się podziać ze swoim bólem”
„Piję, bo nie wiem, gdzie się podziać ze swoim wzruszeniem”
„Piję, bo inni piją”
„Piję, bo poeci/poetki, artyści piją, bo to ułatwia przeżywanie i rozładowuje napięcie”
„Piję, bo wydaje mi się, że jestem utalentowany”
„Piję, bo jestem utalentowany i lepszy od innych”
„Piję, bo jestem utalentowany, lepszy od innych, a moje picie jest lepsze od picia tych, którzy nie są utalentowani”
„Moje picie poety jest lepsze od twojego picia nie-poety”
„Piję, bo nikt nie rozumie mojej wyjątkowo skomplikowanej osobowości twórcy”
„Piję, bo to wpisuje się w moje wyobrażenie o tym, jak powinien zachowywać się poeta, pisarz, artysta w ogólności”
„Piję, bo pił Wojaczek, Grochowiak, Herbert Gałczyński, piły roczniki sześćdziesiąte w poezji polskiej, piły roczniki siedemdziesiąte w poezji polskiej i piją roczniki osiemdziesiąte, dziewięćdziesiąte i dwutysięczne polskiej liryki współczesnej”
„Piję, bo to pozwala mi poczuć się bardziej artystą”
„Piję, bo wydaje mi się, że wszyscy poeci i poetki piją, a przede wszystkim dlatego, że wszyscy piją, a ja przecież piję mądrzej, wznioślej, lepiej, w sposób uzasadniony, piję twórczo, piję kreatywnie, piję w sposób uduchowiony i głęboki, piję pięknie”
„Piję, bo z mojego picia wynika tyle dobrego dla polskiej kultury, że oto natychmiast muszę się napierdolić”
„Piję, bo nie wyobrażam sobie jak poeta/poetka mógłby/mogłaby nie pić”
„Piję, bo życie i twórczość bez wódy i browaru, to jest droga przez mękę, to jest usuwanie zęba bez znieczulenia, to jest dłubanie w ranie, to jest udręka napięć i uniesień”
Wszystko to gówno warte wymówki, bzdety, kocopoły, pierdoły, pieprzenie, głupoty, bullshit – jednym słowem kłamstwa, które powtarzałem sobie, kiedy jeszcze ta perspektywa miała znaczenie, czyli mniej więcej do fazy krytycznej uzależnienia.
Później piłem już głównie dlatego, że był we mnie przymus picia (w terapii określa się go mianem subiektywnego). Pisałem o tym wcześniej.
Przypominam, że piszę tutaj wyłącznie o moim uzależnieniu. Nie twierdzę i nie zamierzam twierdzić, że ktokolwiek z moich kolegów i koleżanek piszących poezję lub/i prozę mierzy się z nałogiem, czy ma zaburzoną relację z alkoholem. Ja miałem. Mam. Tyle, że jestem trzeźwy od lat czterech i zamierzam w trzeźwości pozostać. Reszta robi na co ma ochotę. Ostatecznie mamy wolny wybór. Podobno.
Jest to jednak środowisko, w którym zjawisko abstynencji nie występuje lub występuje dramatycznie rzadko i nie znajduje zrozumienia. Sam byłem jednym z tych, którzy zjawiska niepicia przez poetę/poetkę nie akceptowali, nie rozumieli, aktywnie wyrażali dezaprobatę. Powodowane to było faktem, że niepicie alkoholu uważałem za nudną, gorszą i upośledzoną formę spędzania czasu w szczególności i w ogólności. Niepicie alkoholu sprawiało, że współczułem z całego serca niepijącym i w pewnym sensie piłem za nich, biorąc na siebie „odium” ich trzeźwości. Ciężar ich cierpienia brałem na siebie – jak mi się wtedy w pijanym myśleniu wydawało.
Ekscesy? Owszem. Ale przecież mnie poecie wypada. Eksces jest mile widziany. Eksces to anegdota, charakterystyczność. Postaci zbudowane są na ekscesach. Taki Bukowski, albo dajmy na to Świetlicki (nie żebym robił z niego alkoholika, to tylko przykład) – myślałem sobie, wypierając fakty, a w szczególności intelektualizując i relatywizując okoliczności z piciem związane.
Fakty wyglądały następująco:
„Piję, bo muszę się napić”
„Piję, ponieważ nie potrafię inaczej regulować emocji”
„Piję, bo nie wiem, co mam ze sobą zrobić, kiedy nie piję”
„Piję, bo chcę pić”
„Piję, bo lubię pić”
„Piję, bo nie znam innej rzeczywistości niż ta alkoholowa”
„Piję, bo mi to pomaga nie pamiętać, że nie odniosłem spektakularnego sukcesu”
„Piję, bo mi to pomaga nie pamiętać, że w ogóle nie odniosłem sukcesu”
„Piję, bo nie potrafię inaczej”
„Piję, bo chciałbym, żeby było inaczej”
„Piję, bo mi przez chwilę lepiej, kiedy mam w sobie alkohol”
„Piję, bo jest mi źle, kiedy nie mam w sobie alkoholu”
„Piję, bo przecież wszystko mam pod kontrolą”
„Piję, bo niczego w moim życiu nie kontroluję”
„Piję, bo chcę, żeby moje życie było wyjątkowe”
„Piję, bo moje życie nie jest wyjątkowe”
„Piję, bo muszę się napić”
Poeci piją z tego samego powodu, z którego piją murarze. Piją, ponieważ nie potrafią inaczej radzić sobie z uczuciami. Z tego samego powodu uzależniają się poeci oraz informatycy. Poeci piją, bo mają chore emocje. Budowlańcy piją z tego samego powodu. Z tego samego powodu co poeci, piją i uzależniają się kierowcy, lekarze, prawnicy, śmieciarze i urzędnicy.
Mam na imię Marcin. Uzależniłem się od alkoholu, ponieważ alkohol służył mi do regulowania sobie uczuć. Wszyscy je mamy i przeżywamy. Nie musimy pisać wierszy, żeby mieć w sobie coś co woła. Nie musimy zalewać tego wódą i browarem, żeby przestało. Teraz już to wiem. Wcześniej jednak zdążyłem się uzależnić. Moje uzależnienie nie miało związku z pisaniem wierszy czy uczestnictwem w środowisku, nazwijmy je oględnie – literackim. To środowisko dość posępne, ale z moim uzależnieniem nie miało wiele wspólnego. Moje uzależnienie jest i było wyłącznie moje i nie dzieliłem go z nikim. Tak jak z nikim nie dzielę dzisiaj mojej trzeźwości.
*** To, o czym piszę jest wyłącznie moim osobistym doświadczeniem. Moją opinią. Moim punktem widzenia. To nie jest poradnik pod tytułem „Jak radzić sobie z uzależnieniem w małym mieście”. Pomocy szukajcie u specjalistów. Mechanizmy, które decydują o uzależnieniu są zawsze takie same, ale okoliczności, w których się tworzą, różnią się od siebie. Pamiętajcie o tym.
Marcin Zegadło