Skąd ten strach?

To, na co uskarża się wielu uzależnionych, próbujących wyjść z nałogu to… lęk. Lęk dopada nawet tych, którym zasadniczo w życiu wszystko dobrze się układa. Mimo wszystko nie mogą spać po nocach, za dnia łapią ich napady paniki, boją się i nie rozumieją, co się z nimi dzieje. Wielu z nich, nie radząc sobie z lękowym koszmarem, wraca do nałogu.

 

– Od roku nie piję, mam pracę, kochającego partnera, dach nad głową, w moim życiu nie ma aktualnie żadnych wielkich dramatów. Naprawdę mam za co być wdzięczna, mam wiele powodów, by czuć spokój, a tymczasem prawie nie wychodzę z domu, nie spotykam się ze znajomymi, nie potrafię się cieszyć. Moją głowę nieustannie atakuje zalew negatywnych myśli, które ściskają mi żołądek  – opowiada Patrycja. – Źle sypiam, często budzą mnie jakieś koszmary. Niektóre myśli paraliżują mnie tak, że zastygam i nie jestem w stanie ruszyć się z kanapy. Coraz trudniej rano zebrać mi się do pracy. A gdy już tam dojadę, w ciągu dnia zdarza się, że muszę zabunkrować się w toalecie, bo tak się boję, że aż zaczynam mieć mdłości i zawroty głowy. Tracę ostrość widzenia i nie mogę oddychać. Badał mnie neurolog, ale stwierdził, że fizycznie z moim mózgiem jest wszystko w porządku. Mój partner często pyta mnie, czego ja się właściwie boję, przecież jest dobrze i nic nie wskazuje na to, by coś się miało popsuć, więc o co mi chodzi? A ja nie wiem. Po prostu, nie wiem. Może wariuję?

– Mam sześć lat trzeźwości – wyznaje Rysiek. – Zdążyłem już posprzątać swoją przeszłość, naprawić większość błędów, które popełniłem w trakcie trwania uzależnienia. Żyję zgodnie z sugestiami programu 12 kroków AA , regularnie uczęszczam na mityngi , sponsoruję , niosę posłanie innym alkoholikom. A jednak miażdży mnie lęk. Czasem przychodzi nagle i zwala mnie z nóg, lecz szybko mija, ale są okresy, kiedy utrzymuje się tygodniami. Poszedłem do psychiatry, dostałem leki, ale biorę je raczej doraźnie, bo źle się po nich czuję (bóle brzucha, emocjonalne otępienie, brak refleksu i zerowe libido). Leki nie rozwiązują więc do końca mojego problemu. Poza tym zauważyłem, że nabawiłem się już czegoś, co można nazwać lękiem przed lękiem. Ponieważ nie wiem, kiedy i dlaczego minie dopada, bo przecież pojawia się absurdalnie, w zasadzie bez powodu. Przestałem się przez to czuć stabilnie sam ze sobą. Mam wrażenie, że nie mogę sobie ufać. Nie wiem przecież, czy lęk nie pojawi się akurat wtedy, gdy będę jechał w trasę albo gdy trzeba będzie w pracy dopiąć ważny projekt, albo gdy wyjedziemy z rodziną na wymarzone wakacje. Kiedy mam te napady, to staję się słaby, nie myślę logicznie, nie mogę być wówczas dla kogoś wsparciem, bo sam jestem w rozsypce.  Nie mam pojęcia, jak położyć kres lękowi. Tym bardziej że on jest zupełnie nieadekwatny do tego, co dzieje się w rzeczywistości. Rzeczywistość mi nie zagraża, to wszystko dzieje się w moim umyśle, a przecież nie urwę sobie głowy.

 

Człowiek zalękniony

Podobne problemy z paraliżującym lękiem przeżywał niderlandzki pisarz Daan Heerma Van Voss. Lęk wyrzucał go z życia, zniekształcał jego myślenie, niszczył jego związki, podkopywał jego poczucie wartości, odbierał sens działaniom. Dlatego w końcu postanowił odbyć podróż do źródeł lęku i dowiedzieć się, dlaczego i czego się tak boi, a przy okazji miał nadzieję znaleźć jakieś remedium na lęk.

Przy okazji tej podróży (przez historię swoich przodków i historię lęku w dziejach ludzkości) Daan odkrył, że ogólnie poziom lęku u ludzi stale wzrasta. Choć obecnie żyjemy (przynajmniej ludzie zachodniego świata) w najbezpieczniejszych czasach w naszych dziejach, to jednak boimy się coraz bardziej. Coraz więcej ludzi cierpi na zaburzenia lękowe.

Z podróży Daana wynika, że lęk to cena, jaką współczesny człowiek płaci za wolność, indywidualizm i za wiedzę.

Nigdy wcześniej ludzie nie mieli tyle wolności, co teraz. Nigdy też nie przywiązywało się tak wielkiej wagi jak teraz do dobra jednostki. I nigdy też tylu ludzi nie miało tak dużego dostępu do informacji, jak to ma miejsce dziś.

Wcześniej przez stulecia liczyło się bardziej dobro wspólnoty niż poszczególnego człowieka, ludzie bardziej żyli dla innych niż dla siebie samych. Nie mając tak dużej wiedzy o świecie, wiedli swój żywot według prostych wytycznych, zwykle narzucanych im przez społeczność, do której należeli. Wierzyli w bogów i w to, że to siły zewnętrzne decydują o wielu sprawach z nimi związanych, nie starali się więc nad wszystkim trzymać kontroli. Musieli się podporządkowywać grupie, społecznym normom, wartościom wyznawanym przez otaczającą ich społeczność i nawet nie przychodziło im na myśl, żeby te reguły podważać, bo nie mieli do tego odpowiednich zasobów.

Jednak wraz z rozwojem nauki, postępem cywilizacyjnym wszystko się zmieniło. Ludzie przestali się solidaryzować, zaczęli bardziej dbać o własne, jednostkowe interesy. Nauka podważyła mity, w jakie wierzono dawniej, na których bazowało wiele religii i tradycyjnych wartości. Tyle że w ich miejsce nie udało się znaleźć nic, co zapewniłoby nam poczucie stałości i łagodziło poczucie niepewności, jakiego zaczęliśmy doświadczać. Powstała dziura. Tę pustkę wypełniać zaczęto konsumpcją rozmaitych rzeczy. Okazało się jednak, że owe rzeczy nas nie sycą. Przynajmniej nie na głębszym poziomie. Jak mówi Daan Heerma Van Voss „staliśmy się konsumentami, a nie uczestnikami”.

Co zyskaliśmy w ostatnich 50 latach? Wolność jednostki i większą równość. Co straciliśmy? Wsparcie. O co się wzbogaciliśmy? O sposoby komunikowania się z innymi. Czego się oduczyliśmy? Zdolności do nawiązywania kontaktów. Co otoczyliśmy kultem? Poczucie własnej wartości. Co uznaliśmy za przestarzałe? Pokorę. Co otrzymaliśmy w nadmiarze? Informacje. A co zgubiliśmy? Ogląd sytuacji.

Wszystkie te procesy wytworzyły świat, w którym w pełni mógł się rozwinąć człowiek zalękniony. Nigdy wcześniej aż tylu ludzi nie bało się tak mocno – twierdzi niderlandzki pisarz.

Wygląda więc na to, że lęki, które prześladują nas uzależnionych, nie są lękami związanymi z naszą chorobą. Dziś są one znacznie szerszym zjawiskiem, które dotyka wielu różnych ludzi.

Naturalnie więc rodzi się pytanie: czy da się temu problemowi zaradzić?

 

Sposoby na lęk

Daan w swojej podróży po lęku dochodzi wniosku, że przede wszystkim musi zaakceptować siebie jako istotę zalęknioną, że nie może ciągle od niej uciekać. Przez większość życia uciekał, bo nie chciał być looserem czy mówiąc po polsku „przegrywem”. Nieustannie toczył ze swoimi lękami walkę, uznając, że nie powinien ich mieć, gdyż te czynią z niego słabeusza. Ale badając historyczny wymiar lęku, odkrył też, że lęk był motorem twórczości wielu artystów. To pod jego wpływem powstało wiele wiekopomnych dzieł. Zauważa, że lękliwe, słabsze jednostki są społeczeństwu równie potrzebne, jak te silne. Między innymi dlatego, że to one właśnie są wrażliwe na zagrożenia i lepiej potrafią je przewidywać. Świadomość tej znaczącej funkcji lęku pozwala mu przestać się za niego samobiczować. Nie wszyscy mogą być silni, a słabość nie oznacza, że jesteś niepotrzebny czy gorszy. Słabość uczy nas pokory. Przywraca równowagę człowiekowi jako istocie mającej tendencję do popadania w manię wielkości, przypominając mu o tym, że jako istota ma swoje ograniczenia.

Oczywiście nadmierny lęk dla każdego, kto go przeżywa jest realnym problemem, który istotnie obniża jakość życia. Jeśli jednak wiemy, że rodzi się on na podwalinie: kontroli, rozbuchanych oczekiwań, samotności, nadmiernego stresu, przebodźcowania, poczucia braku bezpieczeństwa, to można starać się zadbać o zmianę w tych obszarach.

I zalęknieni ludzie Zachodu coraz częściej o tę zmianę zabiegają. Coraz więcej ludzi uczy się odpuszczać kontrolę poprzez oddzielanie rzeczy, na które mają wpływ, od tych, na które wpływ mają (patrz choćby dzisiejsza popularność stoicyzmu czy programu 12 kroków, które temu hołdują). Sięgają po medytacje i techniki mindfulness, by złapać pewną stabilność, zatrzymać gonitwę myśli. Dobrowolnie rezygnują z pędu za sukcesem, za posiadaniem większej liczby rzeczy (coraz modniejszy dziś minimalizm), na rzecz tzw. slow life, życia bez pośpiechu. Wielu ludzi dostrzega również, że aby odzyskać poczucie bezpieczeństwa, potrzebują wspólnoty i działania na rzecz innych (a nie tylko dla siebie), by ich życie odzyskało wartość i sens. To ostatnie zdaje się najtrudniejsze w naszym zatomizowanym społeczeństwie. Ale tu uzależnieni mają łatwiej, bo mogą angażować się we wspólnoty samopomocowe, skoncentrowane wokół wspólnego problemu i celu.

Oczywiście są jeszcze leki. W wielu przypadkach medycyna potrafi pomóc osobom z zaburzeniami lękowymi, minimalizując ich intensywność. Jednak nie wszystkim. Ludzki mózg nadal bowiem jest dla naukowców tajemnicą. Często lek, który działa u jednej osoby, innej kompletnie nie pomaga, a nawet nasila objawy. Z pewnością leki nie są też rozwiązaniem na ogólny społeczny problem, czyli na to, że coraz więcej z nas coraz bardziej się boi. Nie chodzi przecież o to, żeby teraz wszystkich naćpać medykami, bo bez nich ludzie nie będą sobie potrafili poradzić z życiem.

Jako ludzkość wiele osiągnęliśmy, ale też musieliśmy za to zapłacić wysoką cenę. Być może właśnie nasze powszechne zalęknienie doprowadzi do tego, że wykształcimy wartości, dokonamy wyborów, które pozwolą nam ponownie złapać równowagę i poczuć się w tym świecie bezpiecznie.

 

Daan Heerma Van Voss, Człowiek zalękniony, Wyd. Słowne 2022.

 

Strefa U

 

Warto przeczytać: Kilka słów o odwadze

 

PS

Jeśli uważasz to, co robimy, za pożyteczne, rozważ wsparcie naszej działalności drobną wpłatą:

Scroll to Top