5 książek napisanych przez uzależnionych, którzy rozstali się z nałogiem

Jeśli szukasz motywacji do zdrowienia, jeśli chcesz się  dowiedzieć, jak zmagania z chorobą przechodzili inni, jeśli potrzebujesz wskazówek, jak wejść na ścieżkę trzeźwości, szukasz odpowiedzi na pytania o przyczyny swojej obsesji – polecamy Ci pięć pozycji, które naszym zdaniem warto przeczytać.

 

1. „Alkoholik. Autobiograficzna opowieść o życiu, piciu, uzależnieniu i wyzwoleniu. Cała prawda i… historii ciąg dalszy” Meszuge (WAM).

Można powiedzieć, że Meszuge to już swoisty polski trzeźwościowy guru. Napisał wiele pozycji na temat alkoholizmu i programu 12 kroków AA, które stanowią dobre narzędzia dla osób pragnących wkroczyć lub tych, którzy już wkroczyli na ścieżkę zdrowienia. „Alkoholika” napisał na początku swojej drogi trzeźwienia (2011 r.), a po kilku latach ukazało się jego wznowienie, uzupełnione o „historii ciąg dalszy” (2016 r.).

O czym, jest niniejsza książka? Jak twierdzi sam autor – „to historia wielkiej miłości; nieodwzajemnionej, zdradzonej, tragicznej i przeklętej”.

W alkoholu zakochałem się, będąc mężczyzną trzydziestoletnim, nie była to więc miłość od pierwszego wejrzenia, jednak nie mam najmniejszej wątpliwości, że szukałem jej, w pewnym sensie, od wczesnego dzieciństwa. To także historia powrotu do trzeźwości oraz osobistego rozwoju – duchowego i emocjonalnego.

Meszuge wychodzi od przekonania, że problemem alkoholika nie jest alkohol i szuka odpowiedzi na pytanie: „w takim razie co nim jest?”. I tą odpowiedź znajduje.

To książka nie tylko dla tych, których życie nałóg zmienił w bagno, ale przede wszystkim dla tych – na co zresztą wyraża nadzieję sam autor – którzy jeszcze nie spadli nad dno, którzy mogą jeszcze zawrócić, zatrzymać destrukcję „toksycznej miłości”. To również pozycja dla osób, którym przyszło żyć czy współpracować z alkoholikami. Dzięki niej mogą lepiej zrozumieć jak działa ta choroba, co robi z człowiekiem oraz jak wpływa na jego otoczenie.

 

2. „Alkoholiczka” Mika Dunin (WAM)

Przypuszczalnie zbieżność tytułu z tytułem książki Meszuge nie jest przypadkowa. Mika Dunin, to bowiem „wychowanka” Meszuge. Swoje pierwsze kroki na drodze trzeźwości stawiała pod jego skrzydłami. Nie dziwi więc podobieństwo pisarskiej ścieżki tych dwojga. Meszuge zadebiutował pozycją „Z piekła do trzeźwości”, a potem napisał „Alkoholika”. Dunin zadebiutowała „Antyporadnikiem. Jak stracić męża, żonę i inne ważne osoby”, a potem pojawiła się jej „Alkoholiczka”.

Zestawiając ze sobą te dwie pozycje, można odnaleźć podobieństwa w podejściu do wychodzenia z nałogu (mocny akcent na program 12 kroków AA), ale też niezwykle ciekawe jest przyjrzenie się im, jako dwóm odmiennym perspektywom doświadczania uzależnienia – męskiej i żeńskiej.

Choć mówi się, że uzależnienie, to choroba niezwykle demokratyczna, bo nie przebiera, czyli tak samo boleśnie dotyka i niszczy wszystkich niezależnie od statusu społecznego, rasy czy płci, to jednak w piciu kobiet i mężczyzn są różnice. Kobiety często piją z innych powodów niż mężczyźni, nierzadko też piją inaczej niż oni, inaczej też alkohol wpływa na ich organizm, inne problemy napotykają na swojej ścieżce zdrowienia.

Choć mechanizmy choroby są te same dla wszystkich uzależnionych, kontekst społeczny, kulturowy  i uwarunkowania psycho-fizyczne związane z płcią wpływają na konieczność odmiennego spojrzenia na alkoholizm mężczyzn i kobiet.  I właśnie pozycje Meszuge i Dunin pozwalają tę odmienność i te podobieństwa zobaczyć.

Co ciekawe, „Alkoholiczka” stała się inspiracją do powstania filmu „Zabawa, zabawa” Kingi Dębskiej, którego zresztą współscenarzystką była Mika Dunin.

To nic, że w środku wszystko poszarpane i skręca się, i wyje, ale na zewnątrz żadnych łez, żadnych emocji, zabawa, zabawa…

To ważna pozycja na naszym rodzimym rynku książek „trzeźwościowych” przesyconych zasadniczo męskim oglądem problemu – jakby alkoholizm dotykał wyłącznie mężczyzn. Tymczasem coraz więcej kobiet wpada w szpony tego nałogu i jak dowodzą rozliczne badania na ten temat, im z uzależnienia wychodzi się trudniej. Nie znaczy to jednak, że owe wyjście nie jest to możliwe. Mika Dunin dowodzi, że jak najbardziej jest. Co więcej, nierzadko jest to furtka do nowego, lepszego życia.

 

3. „Rehab” Wiktor Osiatyński (Wydawnictwo Iskry)

Jak pisze wydawca książki: „Rehab to przesłanie, świadectwo dla wszystkich, którzy borykają się z alkoholizmem, a także dla tych, którzy starają się tę chorobę zrozumieć. To książka o problemach czekających osobę, która chce przestać pić, o pytaniach, które musi sobie zadać, o odpowiedziach, które musi znaleźć, i o nadziei na poprawę. Pokazuje, jak trudne i powolne jest dochodzenie do prawdy o samym sobie, jak zdradliwy i podstępny potrafi być własny umysł. Z całą surowością demaskuje ludzkie słabości, a zwłaszcza słabości alkoholika. Ale daje wiarę i wskazuje drogę wyjścia”.

Wiktor Osiatyński był szanowanym polskim prawnikiem, konstytucjonalistą, nauczycielem akademickim i działaczem społecznym. Jednocześnie był także alkoholikiem. Każdy, komu się wydaje, że alkoholizm to choroba „marginesu społecznego”, powinien sięgnąć po pozycje tego autora, by otrząsnąć się z tego błędnego założenia.

„Rehab” polecamy zwłaszcza intelektualistom i tzw. wysokofunkcjonującym alkoholikom, którzy sądzą, że z ich piciem nie jest jeszcze tak źle, bo choć lubią sobie zajrzeć do kieliszka, to przecież jeszcze całkiem nieźle sobie radzą, jeszcze dobrze im idzie w pracy, jeszcze ich umysł pracuje sprawnie, a otoczenie w koło wciąż im się jeszcze kłania. Kluczowe jest tu słowo „jeszcze”. Bo w przypadku uzależnienia czas robi swoje i zawsze dobra passa ma swój kres. Poza tym to, co uzależnionemu wydaje się „normą”, „radzeniem sobie”, już dawno mogło wymknąć się spod kontroli, tyle że specyfiką tej choroby jest iluzja – chory nie jest w stanie odróżnić tego, co realne od imaginacji swojego umysłu.

To właśnie z tej książki Wiktora Osiatyńskiego pochodzi powtarzana wśród trzeźwiejących alkoholików maksyma:

Rano spójrz w lustro, zrób przedziałek i odpierdol się od siebie.

Dla tych, którzy jeszcze tego nie wiedzą Wiktor Osiatyński wraz z żoną, znaną psycholożką i psychoterapeutką Ewą Woydyłło-Osiatyńską, przyczynili się do powstania w Polsce poradni leczenia uzależnień od substancji psychoaktywnych na wzór amerykański. Każde z osobna wydało też kilka niezwykle cennych pozycji książkowych dotyczących uzależnień.

 

4. „Najgorszy człowiek na świecie” Małgorzata Halber (Znak)

„Jeśli notorycznie uciekamy od życia, od prawdy, to człowiek w końcu ani nie jest szczęśliwy naprawdę, ani nie żyje naprawdę. Żyje udając”

Do Małgorzaty Halber przylgnęło określenie „gwiazdy 5-10-15”, bo jako nastolatka była prezenterką tego popularnego w ostatnich dekadach XX w. i na początku XXI w. telewizyjnego programu dla dzieci i młodzieży. Bycie gwiazdą miało jednak swoją cenę.

„Praktycznie od 12. do 35. roku życia byłam znana z tego, że jestem z telewizji. To 5-10-15 zawsze wydawało mi się wstydliwe. Miałam straszne problemy z rówieśnikami. Nikt ze mną nie rozmawiał o tym, co dzieje się w telewizji. Miałam nerwicę, nerwobóle, rozdrapywałam rany na ciele. To wszystko ta wesoła dziewczynka z 5-10-15” – wyzna po latach w jednym z wywiadów autorka „Najgorszego człowieka na świecie”.

Jej książka podobnie, jak „Rehab” Osiatyńskiego to również dobra pozycja dla wysokofunkcjonujących alkoholików, z pewnością jednak okaże się też pomocną dla tych uzależnionych, którzy zadają sobie pytania o istotę swojego cierpienia i o źródło swojej choroby. Zajdziecie w niej wiele ważnych wglądów autorki, takich chociażby jak ten:

Nałóg bierze się z braku. Z tego, że jesteś pusty w środku. Pusty i zaniepokojony. Nałóg bierze się stąd, że mimo tego, co jest na zewnątrz i w dowodzie osobistym, i w CV, w środku jesteś smutną grubaską. I cokolwiek by się działo – jesteś smutną grubaską. Jesteś rudym konusem, którego przezywali w podstawówce. Jesteś brzydki. Jesteś gorszy. Nikt nie chce z tobą spędzać czasu.
Sonic Youth śpiewają o tobie: “You aren’t never go anywhere”.

„Najgorszy człowiek na świecie” znakomicie wyjaśnia to, dlaczego o alkoholizmie często się mówi jako o chorobie emocji. I dlaczego w procesie zdrowienia nie wystarczy odstawić substancję psychoaktywną, tylko trzeba zająć się tym, co kotłuje się pod powierzchnią – w naszym sercu, duszy i umyśle.

 

5. „Sztuka cierpienia” Shane Niemeyer, Gary Brozek (Galaktyka)

Ostatnia pozycja już nie z naszego rodzimego podwórka, lecz z USA. To historia upadku i powstania z popiołów. Sięgnięcia dna i odbicia się od niego. Współautorem książki jest Gary Brozek, ale historia dotyczy osoby Shane’a Niemeyera, narkomana, którego nałóg doprowadził do bezdomności, do kryminału, a w końcu też do spotkania ze śmiercią.

Przez kilka ostatnich lat kręciłem się w środowisku największych drani i wyrzutków, a sam byłem najgorszy z nich. Nie miałem pracy. Nie miałem nic oprócz gaci, kilku koszul i pary butów. Co gorsza nie miałem pojęcia, kim jestem albo kim chciałbym być. Byłem bezmyślną maszyną, mającą tylko jeden cel, działającą na wiecznym gazie i odlocie. Ale ta maszyna zaczęła się sypać. Byłem wykończony. Chciałem zwiędnąć, zniknąć i zakończyć ten marny los. Wyniszczony, u kresu wytrzymałości, resztki sił zużywałem już rano na zdobycie paru groszy albo znalezienie dilera, a na koniec dnia padałem nieprzytomny, by następnego wściekać się, że udało mi się obudzić. (…) narkotyki rządziły mną niepodzielnie – decydowałem (a w każdym razie tak mi się wydawało) jedynie o tym, czy będę żył, czy umrę. Wybrałem śmierć.

A propos wyboru Niemeyer przekonał się, że nawet wybierając śmierć uzależniony potrafi sprawę spartolić. Że w gruncie rzeczy wszystkie jego wybory są równie chybione i niezależne od niego, jak zresztą cała reszta jego życia w szponach nałogu. Warto przeczytać tę książkę, by dowiedzieć się, jak Niemeyerowi udało mu się odbić od dna. Jak krok po kroku zyskiwał biegłość w czymś, co on nazywa „sztuką cierpienia” i jak dzięki temu odnalazł siebie oraz odmienił swoje życie.

Opisana w tej książce historia świetnie unaocznia, że w przypadku uzależnienia żadne półśrodki nie działają. Jeśli chcemy wyjść z nałogu, trzeba postawić wszystko na jedną szalę i ostro zabrać się do pracy nad sobą. Czytając to świadectwo, trudno jednak nie odnieść wrażenia, że Shane jedną obsesję (tę destrukcyjną) zamienił na inną (bardziej konstruktywną), mimo wszystko wydaje się, że ta zamiana wyszła mu na dobre, nadając jego życiu sens i wartość.  Najważniejsze, że znalazł sposób na siebie. Zapewne jego koncepcja zdrowienia nie wszystkim przypadnie do gustu, niemniej może okazać się inspirująca dla tych, którzy wciąż szukają swojej drogi do trzeźwości.

„Poszukiwanie mojej drogi zajęło lata, a jeszcze dłużej zadręczałem się, że trwało to aż tyle. Najważniejsze, że dobiegłem do mety, niezależnie od wyniku na zegarze. Wygrałem”.

Strefa U 

Scroll to Top